Zadam czytelnikom pytanie: czy kupilibyś samochód, który ma możliwość jeździć tylko za dnia albo tylko gdy wieje wiatr? A zatem kto kupi samochód od anty-atomowego lobbysty, biorąc pod uwagę jego wiarygodność? Warto zadać sobie podobne pytanie właśnie o wiarygodność i rzetelność ludzi zwalczających ideę budowy elektrowni jądrowych w Polsce! – pisze mgr. inż. Jerzy Lipka z Obywatelskiego Ruchu na Rzecz Energetyki Jądrowej.
Zacznijmy od opisywanego przez autora ryzyka, związanego z energetyką jądrowa. Na początek zdrowie ludzkie. To właśnie nasz kraj, nie posiadający elektrowni jądrowych, jest uważany za najbardziej zatruty ekologicznie w całej Europie, a na 50 miast o najgorszym powietrzu na starym kontynencie, aż 35 jest w Polsce. Dlaczego? Ano dlatego, że Polska po zatrzymaniu programu rozwoju energetyki jądrowej w 1990 roku, rozwijała brudne formy wytwarzania energii – czyli spalanie węgla brunatnego, kamiennego oraz gazu – a po 2000 roku inwestowała w energetykę o bardzo słabym współczynniku rocznym wykorzystania mocy – niestabilne źródła słoneczne i wiatrowe. Jedyne źródła stabilne, nie powodujące emisji, to nieliczne elektrownie wodne dostarczające dziś poniżej 2 procent całej energii produkowanej w naszym kraju. Przy 80 procentach energii produkowanej z węgla kamiennego i brunatnego. W ciepłownictwie aż 75 procent energii cieplnej jest produkowane z węgla.
Nasze społeczeństwo bardzo boleśnie odczuwa zdrowotne skutki tego stanu rzeczy. Zabija nas wszechobecny smog, głównie w sezonie grzewczym. Według oceny różnych źródeł, aż 45-50 tysięcy osób w Polsce przedwcześnie umiera z powodu chorób układu krążenia, nowotworów spowodowanych zatrutym powietrzem, także chorób płuc. Z tego około pięć tysięcy osób to roczne ofiary energetyki zawodowej. Więcej, niż ginie w tym czasie w wypadkach drogowych. Do tego doliczmy ofiary tragicznych wypadków w kopalniach węgla kamiennego.
Nic zatem dziwnego, że energetykę jądrową uznaje się za gałąź gospodarki, której rozwój prowadzi do zmniejszenia tej ogromnej ilości ofiar. Wytwarza bowiem energię w sposób bezemisyjny, a energii tej można użyć również w ciepłownictwie, będącym obecnie głównym źródłem trującego smogu. To nasze ubóstwo energetyczne i bardzo nikłe, w porównaniu z krajami wyżej rozwiniętymi, zużycie prądu elektrycznego na mieszkańca jest przyczyną tak wielkiej ilości trujących pieców w domach. Według obecnych szacunków jest ich w Polsce 3,5 miliona. Prądem elektrycznym można bowiem bezemisyjnie ogrzewać mieszkania, bądź zasilać pompy ciepła służące do takiego ogrzewania. I tak też się dzieje w Szwecji. Kraju, który poznałem, i z którego chciałbym przeszczepić rozwiązania energetyczne na grunt polski. Emisyjność wytwarzania energii elektrycznej w Szwecji jest znikoma i wynosi 18 g CO2/kWh. Szwecja eksploatuje obecnie pięć elektrowni atomowych.
Co do spraw kultury i tradycji: cóż, nie ma co komentować! Gdybyśmy naprawdę chcieli trzymać się tych wartości, to zamiast rozwoju motoryzacji – w końcu obcy wynalazek – powinniśmy do dziś rozwijać konne zaprzęgi i zadbać o hodowlę coraz lepszych koni, czy innych zwierząt pociągowych. Jakież to nasze, prawda?
Kolejne stwierdzenie autora, że koszt 400 mld złotych, wydanych jego zdaniem na budowę 9000 MW mocy w elektrowniach jądrowych, zabierze środki na służbę zdrowia. Zadam zatem pytanie: ile dziś kosztuje leczenie ciężko chorych osób na skutek złej jakości powietrza? Są to miliardy złotych – każdego roku. Zwłaszcza na leczenie dodatkowych przypadków nowotworów i chorób układu krążenia – o kosztach zewnętrznych obecnej polskiej energetyki profesor W. Mielczarski woli milczeć! Tych kosztów zewnętrznych moglibyśmy w dużej części uniknąć rozwijając właśnie duże, bezemisyjne źródła energii. Takimi są elektrownie jądrowe. Koszty na cały program i tak byłyby rozłożone na okres dwudziestu paru lat, czyli do 2043 roku. Dla porównania dodam, że Niemcy zaledwie w ciągu ostatnich dzisiećiu lat wydały na swój eksperyment Energiewende ok. 250 mld euro, a więc kwotę prawie trzy razy wyższą, niż podaje prof Mielczarski. Eksperyment zastępowania energetyki jądrowej przez nowe moce w OZE, oraz węglowe i gazowe do wsparcia niestabilnego OZE i zbilansowania dostaw energii.
Kwestia awarii w Czarnobylu i Fukushimie to również argument odgrzewany na siłę. Wszystkie budowane na świecie reaktory jądrowe, poza radzieckim RMBK, mają podstawową zasadę – wraz ze wzrostem temperatury, moc maleje. W RMBK było odwrotnie, a taki reaktor w normalnym świecie nie byłby nigdy dopuszczony do eksploatacji. Już z tego względu awaria czarnobylska jest nie do powtórzenia gdzie indziej. Fukushima to zupełnie inne zdarzenie, gdzie ogromna fala tsunami (14 metrów) przelała się przez mur elektrowni i zalała pompy dieslowskie wymuszające obieg wody chłodzącej reaktor. Podobna awaria jest również niemożliwa, niezależnie od tego, że na Bałtyku nie ma trzęsień ziemi i tsunami. Po prostu w elektrowniach trzeciej generacji są pasywne i to zwielokrotnione systemy bezpieczeństwa wymuszające obieg wody chłodzącej reaktor prawami fizyki – różnica ciśnień, różnica gęstości wody, siła grawitacji. Reaktor jest więc schładzany w ciągu 72 godzin od wyłączenia, nawet bez udziału pomp dieslowskich. Energetyka jądrowa dlatego właśnie ma dziś wyższy koszt inwestycyjny, ponieważ branża bardzo silnie zainwestowała w bezpieczeństwo. W przeciwieństwie do innych branż, jak np. chemiczna, gdzie dochodziło do tragicznych w skutkach wypadków, jak ten w zakładach chemicznych Bhopal w Indiach w 1984 roku – zginęło 20 tysięcy osób. Do dziś rodzą się tam dzieci z wadami genetycznymi. Czy w związku z tą awarią pan profesor, jak i inni przeciwnicy atomu, będą ochoczo domagać się zamknięcia wszystkich zakładów chemicznych na terenie Polski, z Rafinerią Płocką na czele? W końcu chodzi o bezpieczeństwo, prawda?
To elektrownia jądrowa lll generacji, a nie zakłady chemiczne, posiada podwójną kopułę betonową grubości dwóch metrów łącznie i zbrojenie o gęstości 550 kg/m sześc. Wytrzymuje ewentualny wybuch wodoru wewnątrz budynku reaktora. Podobnie jak uderzenie samolotu pasażerskiego. Dla porównania, gęstość zbrojenia w bunkrze, wytrzymuje wybuch pocisku artyleryjskiego, wynosi zaledwie 130 kg/m sześc.
Reasumując, aby ocenić opłacalność wdrożenia energetyki jądrowej należy wziąć pod uwagę nie tylko same koszty inwestycji, ale zestawić je z korzyściami przez cały okres funkcjonowania danego źródła energii. Pan profesor tego nie robi, koncentrując się na samych kosztach. Idąc jego tokiem rozumowania, autostrad i dróg ekspresowych też nie powinniśmy w ogóle budować. Różnica kosztów między zwykłą drogą jednojezdniową a droga ekspresową jest bowiem jeszcze większa, niż różnica kosztów między elektrownią jądrową a zwykłą konwencjonalną. A jednak nikt u nas nie kwestionuje budowy trasy ekspresowej. Podobnie zresztą jak linii kolejowych, przystosowanych do wielkich prędkości pociągów. Uznajemy bowiem, że to cena cywilizacyjnego rozwoju.
To właśnie elektrownie jądrowe w jeszcze większym stopniu przyczyniają się do tegoż cywilizacyjnego rozwoju, jako że standardy i wymogi jakościowe w branży jądrowej są nieporównywalne z żadną inną dziedziną. Stąd nasz przemysł, dostosowując się do nich stopniowo, wchodzi na zupełnie inny, wyższy stopień rozwoju. Podobnie zresztą jak Polska nauka, pracująca na potrzeby tegoż przemysłu jądrowego. Zainwestujmy więc w atom odważnie, wzorem krajów wyżej rozwiniętych, ale planujmy rozwój energetyki z głową i dalekosiężnie, unikając błędów zachodu. Dołączmy w tym do naszych pragmatycznych sąsiadów z południa i wyjdźmy wreszcie z energetycznego zaścianka.
Źródło: CIRE.PL