Podczas Kongresu 590 w Rzeszowie został przedstawiony raport Związku Przedsiębiorców i Pracodawców Sektora Energii oraz Instytutu Jagiellońskiego na temat przyszłości polskiej elektroenergetyki. Wynika z niego, że Polska powinna rozwijać energetykę odnawialną i gazową. Tezy ocenili krytycznie uczestnicy panelu.
– Komisja Europejska będzie w Polsce Margaret Thatcher – ostrzegł prezes Instytutu Jagiellońskiego Marcin Roszkowski. Jego zdaniem regulacje unijne mogą zniszczyć polską energetykę węglową i Polska musi być na to przygotowana. Tezom raportu IJ/ZPPSE pt.: Mapa Drogowa Polskiej Elektroenergetyki 2030+ przyglądnęli się uczestnicy panelu.
GE: Gaz zamiast importowanego węgla
– Jesteśmy w stanie dostarczać każdą technologię – ocenił prezes GE na Polskę i kraje bałtyckie Sławomir Żygowski. – Pakiet zimowy jest próbą uporządkowania rzeczywistości. Ma parę fajnych rozwiązań, jak urynkowienie zielonej energii, dynamizacja aukcji, dobrej koncentracji na kliencie, czy taryfy dynamiczne – wymienił. Jednak jego zdaniem wielkim wyzwaniem dla polskiego rządu, co – według prezesa – GE także stawia na agendzie, jest rynek mocy. – On powinien zachować neutralność. Powinna decydować cena i elastyczność technologii, a nie limity. O tym warto dyskutować – podsumował.
Przedstawiciel GE przypomniał, że większość floty w elektrowniach została zbudowana przez jego firmę albo jej poprzedników. Firma zamierza także zaoferować najnowocześniejsze technologie w energetyce węglowej. – Dobrze jest, że sektor przestaje być nudny przez rozwój technologii i regulacje, które zaczynają nimi rządzić – powiedział.
– Zmiany demograficzne będą zwiększać zapotrzebowanie na energię. Udział OZE będzie rósł do około 40 procent. Będzie spadało znaczenie węgla – ocenił Żygowski. – To nie oznacza, że węgiel pójdzie w odstawkę. To okazja, aby stał się paliwem przejścia. Uzupełniając go o gaz i bazując na własnych zasobach, a nie importowanym węglu, przejść mądrze przez tę rzekę – ocenił.
BGK: Nie zostawiajmy energetyki ekonomistom
Wojciech Hahn z Banku Gospodarstwa Krajowego przypomniał, że jego instytucja ma charakter misyjny i utrzyma zaangażowanie w energetykę. – Ten raport jest uczciwą prowokacją intelektualną. Konfrontuje ona nas z zestawem wniosków. Mówi się, że energetyka jest zbyt poważną sprawą, aby zostawić ją tylko energetykom, ale także jest zbyt poważna by zostawić ją ekonomistom – ocenił Hahn. – Decyzje są podejmowane przez amalgamat driverów ekonomicznych i strategicznych. Ten miks jest obecny wszędzie. Jakie są polskie racje strategiczne? Nad tym warto się pochylić przy analizie raportu IJ/ZPPSE – dodał.
Jego zdaniem wartości istotne dla Polski to stabilność społeczna oraz bezpieczeństwo energetyczne. – Baltic Pipe w pierwszej kolejności musi się skrzyżować z Nord Stream i Nord Stream 2, którego Niemcy są wielkimi entuzjastami i przekonują, że to projekt ekonomiczny. Tymczasem to czysta polityka – wskazał Hahn. – Jeżeli będzie Baltic Pipe to otwiera się okno dla elektrowni gazowych. Dopóki go nie ma musimy mieć plan B – ocenił.
Jako trzeci element istotny dla Polski wskazał odpowiednie tempo transformacji, które nie może być zbyt szybkie. – Łatwo jest powiedzieć co będzie w 2100 roku. Trudniej określić w jakim tempie do tego dojść – ostrzegł Hahn. – Ten obraz miksu jest czysto ekonomiczny. Należy go jednak nałożyć na analizę kosztów społecznych i politycznych szybkiej zmiany. Im będzie wyższe tempo, tym wyższy koszt polityczny.
Dla Wojciecha Hahna ostatnim czynnikiem jest konkurencyjność gospodarki. – W rezultacie powinien powstać miks, który nie wyrzuca nas z rynku – ocenił. To jego zdaniem wpłynie na decyzję o ewentualnej rozbudowie Elektrowni Ostrołęki. – To politycy będą ważyć racje – dodał. Hahn przyznał, że analiza ekonomiczna pozostawia wiele do życzenia w tej sprawie, co tworzy dodatkowe ryzyko dla spółek elektroenergetycznych.
PGNiG się przepoczwarza
– Mam nie tylko wiarę, ale trochę wiedzy i pewność, że przy determinacji oraz prowadzonych działaniach Baltic Pipe powstanie. To fundament przyszłego koszyka gazowego, który jest już budowany – zapewnił Ireneusz Łazor, odpowiedzialny za londyńskie biuro handlowe PGNiG. – To kwestia pracy do wykonania.
Przypomniał, że kolejnym elementem jest gaz skroplony. – Rynek LNG ma charakter globalny i nie ogranicza się tylko do Atlantyku. W hubach europejskich można zaobserwować spadek płynności. Wiąże się to z niepewnością względem wyjścia Wysp z Unii Europejskiej – przyznał Łazor. Jednak jego zdaniem terminali LNG, a co za tym idzie podaży gazu skroplonego, będzie coraz więcej. – Około 2020-30 roku popyt zrówna się z podażą.
– Te wszystkie projekty PGNiG będą zrealizowane. W pewnym momencie będziemy mieli nadmiar gazu. PGNiG się przepoczwarza z podmiotu, który był tylko kupującym, ale staje się aktywnym graczem na rynku – podsumował Łazor.
PGE nie boi się transformacji
– Precyzyjne przewidzenie miksu energetycznego jest niezwykle trudne – ocenił prezes Polskiej Grupy Energetycznej, Henryk Baranowski. Przypomniał, że prognozy sprzed dekady obecnie się już nie sprawdzają. Przyznał jednak, że są problemy. – Po negocjacjach w sprawie systemu handlu emisjami to wygląda źle – ocenił.
– PGE jest w o tyle dobre sytuacji, że ma chyba najbardziej zrównoważony miks spośród wszystkich grup. Mamy źródła odnawialne, gazowe, węgiel brunatny i kamienny. Uruchomiliśmy i wiążemy duże nadzieje z linią Energia Ciepła, czyli kogeneracją – wyliczał gość konferencji. – Według obecnego prawodawstwa to ona ma największe szanse utrzymania się – dodał.
– Łatwo wyłącza się bloki na papierze. To praca prosta i przyjemna. Nie grozi też konsekwencjami. Jednak Polski Komitet Energii Elektrycznej obliczył, że niedostosowanie bloków do regulacji BAT i odbiorców końcowych i zamyka się kosztem 10 mld złotych. Nie należy tej wartości pomijać w debacie – dodał prezes Baranowski.
Enea prosi o czas i promocję polskich aktywów
– Nowe regulacje uderzą w energetykę węglową, która jest bardzo wrażliwa na cenę emisji CO2 – przyznał Mirosław Kowalik, prezes Enei. – Na Kongresie 590 dużo mówi się o czwartym elemencie zrównoważonego rozwoju, jakim jest regulator – przypomniał. Jego zdaniem unijne ograniczenia zmienią sektor. – W latach dziewięćdziesiątych startowaliśmy z praktycznie stuprocentowym miksem węglowym, z czego zeszliśmy do 80-85 procent. Patrząc na procesy w energetyce należy mieć jednak na uwadze, że z dnia na dzień nie odejdziemy od węgla. Firmy energetyczne muszą się właściwie przygotować i nie przerzucać kosztów nowych regulacji na klienta – ocenił.
Jego zdaniem najważniejsza dla firm elektroenergetycznych jest walka o ceny zapewniające konkurencyjność gospodarki. – Mając w swoim portfelu sporo aktywów węgla kamiennego będziemy musieli to usprawniać. Za chwile, w grudniu wejdzie najsprawniejszy w Europie blok w Elektrowni w Kozienice – przypomniał Kowalik. Jego zdaniem przyniesie ona zwrot z inwestycji Grupy oraz bezpieczeństwo energetyczne. – To jedna z kluczowych spraw, bo interkonektory na razie nie zapewnią wystarczającej ilości energii spoza granicy – dodał. – My swojej energetyki nie jesteśmy w stanie zreformować tak drastycznie, jak chciałaby tego Unia Europejska. Nasz głos musi być bardziej słyszalny – podsumował prezes Enei.
– Technologia gazowa, o której tutaj dużo mówimy w kontekście Wielkiej Brytanii ma ograniczenia. Można szybciej zbudować gazówkę, ale koszty utrzymania i dostęp do technologii jest inny. W Polsce mamy dostęp do technologii węglowej. Możemy konserwować elektrownie węglowe samodzielnie. Wejście w gaz to znowu forma uzależnienia. Musimy wybierać sprytnie technologie i partnerów tak, aby móc polegać na własnych aktywach – ostrzegł Kowalik.
Spór o atom
Podczas sesji pytań Remigiusz Nowakowski, ekspert ds. energetyki, zapytał autorów raportu o przyszłość energetyki jądrowej. – Elektrownie jądrowe trzeciej generacji, jak budowane w Węgrzech czy w Finlandii to jedyne będące w budowie. Poza tym jest Hinkley Point. Nikt nie wie ile kosztuje i kiedy powstanie nowy blok jądrowy – ostrzegł Christian Schnell. – Czasowo i finansowo nie damy rady – Stawiając na coś, czego nie ma, to nie jest bezpieczeństwo energetyczne – ocenił.
– Gdyby Niemcy spoglądali tylko na kwestie ekonomiczne, to nigdy nie zamknęliby elektrowni jądrowych – odparował Wojciech Hahn z Banku Gospodarstwa Krajowego.