Marszałkowski: Udział Polaków w atomie w Królewcu byłby sabotażem polskiej racji stanu

12 lipca 2021, 07:35 Atom

W ubiegłym tygodniu światem polskiej energetyki wstrząsnęła wieść Polityki Insight o zainteresowaniu koncernu ZE PAK, należącego do jednego z najbogatszych Polaków, Zygmunta Solorz-Żaka, kupnem udziałów w projekcie Bałtyckiej Elektrowni Jądrowej w Obwodzie Królewieckim. Informacje te kilka dni później potwierdził sam koncern wskazując, że analizuje możliwość inwestycji kapitałowej w projekt budowy elektrowni jądrowej w tej eksklawie – pisze Mariusz Marszałkowski, redaktor BiznesAlert.pl.

Wizualizacja Bałtyckiej Elektrowni Jądrowej fot. Rosatom
Wizualizacja Bałtyckiej Elektrowni Jądrowej fot. Rosatom

Bałtycka Elektrownia Jądrowa, czyli atom w Obwodzie Królewieckim

Trudno mieć pretensje do prywatnej firmy o to, że szuka możliwości swojego rozwoju. Zazwyczaj przykład polskiej firmy angażującej się inwestycyjnie poza granicami Polski jest odbierany pozytywnie. Jednak w tym przypadku, chęć inwestycji w projekt energetyczny, który od początku istnienia miał zabarwienie polityczne wydaje się pomysłem wyjątkowo szkodliwym.

Warto przypomnieć historię elektrowni jądrowej w obwodzie królewieckim. Idea zbudowania siłowni atomowej w tym regionie Rosji powstała w 2008 roku. 16 kwietnia 2008 roku Rosatom i rząd obwodu królewieckiego podpisały porozumienie dotyczące budowy elektrowni jądrowej w rosyjskiej eksklawie. Elektrownia miała zostać zlokalizowana 12 km na zachód od miejscowości Niemen, nieopodal litewskiej granicy. Obiekt miał składać się z dwóch bloków jądrowych wyposażonych w dwa reaktory WWER-1200/491 o mocy 1194 MW każdy (łącznie 2388 MW). Zgodnie z harmonogramem, pierwszy blok miał zostać oddany do użytku w 2016 roku, a drugi dwa lata później.

Taka specyfikacja techniczna oraz pośpiech w budowie wynikały z dwóch czynników. Pierwszym była chęć zaspokojenia potrzeb energetycznych samego obwodu królewieckiego. W tamtym okresie szacowano, że potrzeby energetyczne obwodu w pełni zaspokojone zostałyby przez elektrownie o mocy 550 MW, z perspektywą wzrostu do 800 MW. Na rzecz zaspokojenia tych potrzeb miał ze sporą rezerwą wystarczyć zatem pierwszy blok siłowni. Drugi blok siłowni miał świadczyć usługę generacji energii na eksport, głównie na Litwę i do Polski, ale potencjalnie również dalej do Niemiec.

Ten drugi powód okazał się kluczowy w podjęciu decyzji inwestycyjnej, zwłaszcza w kontekście planów wyłączenia pod koniec 2009 roku litewskiej elektrowni jądrowej w Ignalinie. W tym czasie trwały intensywne rozmowy pomiędzy państwami nadbałtyckimi, a także Polską na temat budowy trzech bloków jądrowych w litewskiej Wisaginii. Bałtycka Elektrownia Jądrowa miała za zadanie storpedowanie tej inwestycji, i zalanie krajów nadbałtyckich poprzez system elektroenergetyczny IPS/UPS BRELL energią właśnie z tej siłowni.

Bałtycka Elektrownia Jądrowa, fot. GoogleEarth/Mariusz Marszałkowski

Bałtycka Elektrownia Jądrowa, fot. GoogleEarth/Mariusz Marszałkowski

W 2010 roku Rosja oficjalnie zaprosiła do udziału w projekcie Polskę. Rosjanie, poza udziałem kapitałowym w budowie samej elektrowni oczekiwali, że Warszawa partycypować będzie w budowie mostu energetycznego Mamonowo-Olsztyn. Linia ta miała mieć przepustowość eksportową wynoszącą ponad 4,8 mld kWh rocznie. To połączenie przekreśliłoby szanse na powstawanie obiektów elektroenergetycznych w północno-wschodniej Polsce, a także przyczyniłoby się do fiaska budowy mostu energetycznego pomiędzy Polską a Litwą (LitPol Link), który stanowi niezbędny element desynchronizacji państw nadbałtyckich od postsowieckiego pierścienia.

Ostatecznie Polska, jak i Litwa (pomimo ostatecznego fiaska budowy elektrowni w Wisaginii) nie zdecydowały się wziąć udziału w budowie BEJ, co w konsekwencji spowodowało zawieszenie budowy projektu w lipcu 2013 roku. Do tego czasu zaawansowanie prac przy budowie siłowni szacuje się na 18 procent w przypadku bloku pierwszego i 2 procent w przypadku bloku drugiego. W 2018 roku oficjalnie Rosatom wstrzymał budowę elektrowni w Królewcu, i rozpisał przetarg na konserwację już zbudowanych elementów. Prace konserwacyjne mają potrwać do 2024 roku i kosztować będą ok 3 mld rubli (ok 40 mln dolarów).

Od 2013 roku, w Królewcu powstały cztery nowe elektrownie cieplne – 3 gazowe i jedna węglowa (łącznie 1 GW energii), które razem z m.in. już istniejącą główną elektrociepłownią Kaliningradzkaja-2 o mocy 900 MW, ponad dwukrotnie przekraczają zapotrzebowanie eksklawy na energie elektryczną.

Jakóbik: Mosty energetyczne z Rosji, czyli elektroenergetyczne Nord Stream 2

Dlaczego udział Polaków w atomie w Obwodzie Królewieckim to błąd

Pomysł zaangażowania polskiego kapitału, przy wsparciu państwa polskiego (m.in. poprzez budowę mostu elektroenergetycznego) jest zły i szkodliwy na wielu płaszczyznach.

Pierwszą z nich jest oczywiście sprzeczne działanie z tym, co państwo polskie robi od wielu lat, czyli prowadzeniem mozolnej i kosztownej dywersyfikacji dostaw źródeł nośników energii spoza Rosji. Jaki sens ma budowa gazoportu w Świnoujściu, terminala FSRU w Zatoce Gdańskiej, Baltic Pipe, rozbudowa bazy paliwowej PERN, rozbudowa Naftoportu, budowa połączeń elektroenergetycznych i interkonektorów gazowych w kontekście budowy połączenia elektroenergetycznego z Rosją? W tym kontekście nie ma żadnego, bo po to w ostatnich latach wydajemy dziesiątki miliardów złotych na wspomniane powyżej projekty, aby nie być zależnym od rosyjskich prób nacisku politycznego z wykorzystaniem ropy, gazu czy właśnie energii elektrycznej.

Drugim, niemniej ważnym elementem, jest kwestia solidarności z państwami nadbałtyckimi, zwłaszcza Litwą. W ostatnich latach stosunki pomiędzy Wilnem a Warszawą są najlepsze od wielu dekad. Z Litwą realizujemy wiele projektów energetycznych, m.in. LitPol Link, GIPL, niebawem ruszy budowa Harmony Link, a także Orlen planuje rozbudowę i modernizację, ze wsparciem litewskiego rządu, rafinerii w Możejkach. Litwa ostro protestowała przeciwko budowie elektrowni w białoruskim Ostrowcu, która leży kilkanaście kilometrów od jej granicy. Podobnie byłoby w przypadku budowy Bałtyckiej Elektrowni Jądrowej, również zlokalizowanej kilkanaście kilometrów od litewskiej granicy. Wsparcie Rosji w budowie kolejnego „megaprojektu” energetycznego, tym razem skierowanego w elektroenergetykę byłoby oczywiście odebrane wyjątkowo krytycznie nad Willią, skomplikowałoby nam relację z kolejnym państwem, a także pokazało innym, że nie jesteśmy wiarygodnym i rzetelnym sojusznikiem, a tak jak w przypadku dywersyfikacji, walczymy o to od wielu lat.

Trzecim elementem negatywnym jest działanie wbrew dokumentom strategicznym, m.in. Polityce Energetycznej Polski do 2040 roku (tzw. strategia energetyczna) i ryzyko nieopłacalności realizacji własnych inwestycji w elektroenergetyce, m.in. budowy elektrowni jądrowych w Polsce. Faktem jest, że sytuacja na rynku energii w Polsce nie jest kolorowa dla dużego biznesu, a za kilka lat ulegnie jeszcze większemu pogorszeniu. Biznesmeni, zwłaszcza ci, którzy posiadają fundusze, sami zaczęli szukać rozwiązania tego problemu dla swoich działalności. Tutaj pokazuje to ostatni przykład Synthosu Michała Sołowowa, który podpisał umowę z Orlenem dotyczącą współpracy przy modułowych reaktorach jądrowych SMR. Swój pomysł, choć inny, ma ZE PAK Zygmunta Solorza-Żaka.

Energetyka to jednak ta domena gospodarki, która ze względu na jej delikatność i podatność na ingerencję z zewnątrz powinna być domeną rządu, a nie poszczególnych firm czy biznesmenów. Zwłaszcza kiedy mówimy o dużych projektach o strategicznym znaczeniu albo tych, których realizacja mogłaby przynieść nieprzewidywalne straty dla całego państwa.

W kontekście Bałtyckiej Elektrowni Jądrowej jest ważne, aby polski rząd stanowczo odrzucił pomysł wsparcia czy brania udziału w tym złym przedsięwzięciu. Nie ma w tym rusofobii, nie jest to również działanie wbrew interesowi państwa. Jest to realizowanie ogólnie pojętego interesu państwa, racji stanu, na wielu płaszczyznach od stosunków międzynarodowych, przez kwestię wiarygodności sojuszniczej po kwestię bezpieczeństwa energetycznego. Budowa elektrowni jądrowej w Królewcu, przy użyciu polskich pieniędzy byłoby właśnie sabotażem tej racji stanu.

RAPORT: Polsko-węgierski atom w Rosji?