Armia rosyjska od kilku miesięcy regularnie buduje zdolności uderzeniowe na granicy z Ukrainą. Nie ma póki co pewności, czy Moskwa rzeczywiście zdecyduje się na rozwiązanie siłowe. Bez wątpienia jednak, obecna eskalacja militarna jest najpoważniejsza od rozpoczęcia operacji aneksji Krymu w 2014 roku – pisze Mariusz Marszałkowski, redaktor BiznesAlert.pl.
Czy Rosjanie powtórzą manewr z 2014 roku?
Przy analizowaniu obecnych działań Rosji warto cofnąć się do końca lutego 2014 roku. To wtedy Władimir Putin ogłosił niezapowiedzianą kontrolę gotowości bojowej w Zachodnim i Południowym Okręgu Wojskowym. W ćwiczeniach tych (największych od upadku ZSRS) wykorzystano do 150 tys. żołnierzy, tysiące jednostek sprzętu wojskowego oraz setki samolotów. Manewry obejmowały swoim zasięgiem obszar od Półwyspu Kolskiego w Arktyce, do wybrzeży Rosji nad Morzem Kaspijskim. Wszystko to miało miejsce 26 lutego, na dwa dni przed rozpoczęciem militarnej operacji zajmowania Krymu.
Wtedy, tak jak i dziś, rosyjscy politycy i przedstawiciele władz zapewniali, że Rosja nie użyje sił zbrojnych przeciwko Ukrainie. Najbardziej zwracały wówczas uwagę słowa przewodniczącej Rady Federacji, wyższej izby rosyjskiego parlamentu, Walentyny Matwijenko. Jeszcze 22 lutego 2014 r. zapewniała ona w rozmowie z Interfax, że „realizacja scenariusza siłowego przeciwko Ukrainie nie jest brane pod uwagę”. To samo powtórzyła następnie w rozgłośni Echo Moskwy 25 lutego. – Rosja nie podejmie żadnych działań wojskowych na Krymie, mimo obecności własnych interesów w regionie – stwierdziła Matwijenko. Ile warte były te zapewnienia świat przekonał się już kilka dni później.
Co ciekawe, ta sama Matwijenko wypowiada się w podobnym tonie również podczas obecnego kryzysu. 1 grudnia podczas spotkania z dziennikarzami przewodnicząca Rady Federacji odpowiadając na pytanie czy Rosja zaatakuje Ukrainę odparła „Rosja nie zamierzała i nie zamierza napadać na Ukrainę. Nie ma żadnych podstaw do takich twierdzeń. Ci, którzy rozpowszechniają takie informację kłamią, opowiadają bzdury i prowadzą brudną politykę”. Według niej, Ukraina wykorzystuje tę retorykę aby odwrócić uwagę od trudnej sytuacji społecznej i ekonomicznej. „Ani Rosjanie ani Ukraińcy nie chcą żadnych napięć. Jesteśmy bratnimi narodami” podkreśla.
Rosjanie w lutym i marcu 2014 roku wykorzystali chaos organizacyjny wewnątrz ukraińskiego państwa i zdecydowali się na siłowe zajęcie Krymu. Dokonali tego stosunkowo niewielkimi środkami. Wtedy, jak się szacuje, w operacji wojskowej wzięło udział około 30 tys. żołnierzy. Były to głównie pododdziały wojsk powietrznodesantowych, specnazu, oddziałów wywiadu wojskowego GRU, a także załogi statków powietrznych i stacjonujący na Krymie marynarze Floty Czarnomorskiej.
Obecnie sytuacja wygląda inaczej. Rosjanie od marca 2021 roku zainicjowali mobilizację wojskową na granicy z Ukrainą. Rozpoczęli wtedy ściąganie nad granice różnej maści bojowej techniki wojskowej jak czołgi, artylerie, pojazdy opancerzone i systemy przeciwlotnicze. Oddziały te zostały dyslokowane w polowych obozowiskach nieopodal ukraińskiej granicy. Wtedy jednak doszło do spotkań na najwyższym szczeblu pomiędzy Władimirem Putinem a prezydentem USA Joe Bidenem.
Świat odetchnął, bo wydawało się, że Rosjanie zrezygnowali z wprowadzania w życie militarnego scenariusza przeciwko Kijowowi. Jak się jednak okazało, mimo względnej deeskalacji, Rosjanie nie wycofali całości sprzętu znad granicy. Od późnej jesieni 2021 roku, znów można zaobserwować wzmożony przewóz sprzętu wojskowego, i to tego, który wydaje się niepozorny, a jest niezbędny dla każdej operacji wojskowej na szeroką skalę, m.in. mosty pontonowe, wozy inżynieryjne, kuchnie polowe, cysterny czy ambulanse i szpitale polowe.
Zgodnie z szacunkami wywiadowczymi, a także źródłami tzw. OSINT (Open Source Inteligence – czyli wywiad z ogólnodostępnych źródeł), których opracowywaniem i analizą zajmuje się, m.in. Konrad Muzyka z Rochan Consulting na
granicy Ukrainy, Rosji i Białorusi Rosjanie zgromadzili co najmniej 80 „szkieletowych” BGB (Batalionowych Grup Bojowych). Batalionowa Grupa Bojowa to określenie podstawowej, formacji ofensywnej, która posiada w swoim składzie wszystkie niezbędne elementy do wykonywania działania bojowego, tj. komponent artylerii, przeciwlotniczy, wsparcia, inżynieryjnego etc. Warto przy tym wytłumaczyć co oznacza „szkieletowość” tych formacji. Na chwilę obecną, Rosjanie zbierają niezbędny sprzęt i wyposażenie z minimalną, zdolną do tranzytu załogą. Nie widać póki co masowych transportów żołnierzy, np. desantu wozów bojowych. Póki co, Rosja również nie przeniosła masowo lotnictwa uderzeniowego na lotniska położone bliżej Ukrainy. To oznacza, że pomimo wysokiego poziomu napięcia, Rosjanie nie są gotowi na obecną chwilę do pełnoskalowej ofensywy. Do tego momentu Moskwa potrzebuje jeszcze co najmniej jednego-dwóch tygodni.
Czego oczekuje Rosja?
Najtrudniejsze w analizowaniu postępowania Rosji jest przewidywanie motywacji władz na Kremlu. Z jednej strony propagandowo mówi się o zapewnieniu bezpieczeństwa Federacji, poprzez zablokowanie wejścia Ukrainy do NATO. Dołączenie tego kraju do Sojuszu to czarny sen Moskwy, który chętnie sprzedaje ona na zewnątrz. Warto jednak zastanowić się chwilę nad tą narracją. Poza możliwością otrzymania parasola ochronnego Sojuszu, sama obecność Ukrainy w NATO niewiele by zmieniła. Amerykańscy wojskowi, oficjalnie w roli instruktorów i wsparcia szkoleniowego są na Ukrainie regularnie od 7 lat. Sojusznicze lotnictwo korzysta bez większych trudności z ukraińskiej przestrzeni powietrznej. Zachodnie firmy zbrojeniowe zarabiają miliardy dolarów na procesach modernizacji Ukraińskiej armii. Cóż zatem zmieniłoby się po wstąpieniu Ukrainy w szeregi NATO?
Mimo to, Rosja oficjalnie żąda gwarancji bezpieczeństwa.
Można by, nie bez ironii, powiedzieć, że Rosja zasługuje na takie gwarancje bezpieczeństwa, jakie sama zaoferowała. W 1994 roku podpisała Memorandum Budapesztańskie, zgodnie z którym Ukraina za przekazanie Rosji swojego arsenału jądrowego, zyskała zapewnienie o pełnym poszanowaniu integralności terytorialnej. „Poszanowanie integralności” przez jednego z czterech sygnatariuszy trwało raptem 20 lat.
Drugim czynnikiem, który może przyświecać władzom Rosji w jej prowokacyjnej polityce jest powód, o którym wspomniała Walentyna Matwiejenko, – tyle że dotyczy on Rosji.
Nie od dziś wiadomo, że rosyjska gospodarka, pomimo ogromnego potencjału, rozwija się bardzo wolno. Przyczyną są nie tylko sankcje Zachodu, bo wzrost gospodarczy w Rosji i przed nimi nie był proporcjonalny do możliwości. Rosja wciąż jedną trzecią przychodów budżetowych generuje ze sprzedaży węglowodorów, natomiast branża wysokich technologii jest marginalna. Do problemów ekonomicznych, dochodzą również problemy demograficzne. Rosja od lat się wyludnia, tego stanu nie zmienia nawet sprowadzanie imigrantów zarobkowych z Azji Centralnej (co warte podkreślenia, również w rosyjskim dyskursie – obcych kulturowo wobec etnicznych Rosjan).
Obecnie Rosjan jest ponad 2 mln mniej niż po zajęciu 2,5-milionowego Krymu w 2014 roku A tendencja ta przyśpiesza jeszcze bardziej ze względu na pandemię SARS-Cov-2. Rosja radzi sobie z nią fatalnie. Państwo to ma jeden z wyższych współczynników śmiertelności z powodu SARS-Cov-2, i to według oficjalnych statystyk, które jak się okazuje, niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Widać to po danych dotyczących zgonów w danym okresie, które pokazują mnóstwo śmierci „ponadnormatywnych” nie przypisanych jednak oficjalnie pandemii.
To wszystko sprawia, że ocena władzy przez samych Rosjan jest wyjątkowo niska. Kreml nie obawia się jednak niezadowolenia widzianego w sondażach. Kreml obawia się przelania czary goryczy i rewolucji, która może doprowadzić do wymiany elity władzy w Rosji.
Stąd potrzeba odwrócenia uwagi społeczeństwa od kryzysów dnia codziennego i przerzucenie uwagi na coś „większego”. Tym czymś w 2014 roku był Krym. A teraz?
Ukraina 2014 a ta współczesna
Inaczej niż w 2014 roku, Rosjanie nie będą mogli powtórzyć swojego manewru z szybką aneksją ukraińskiego terytorium. Ukraina to dziś inne państwo niż 8 lat temu: Z inną armią, gospodarką i społeczeństwem. To państwo, które pomimo ogromnych problemów wewnętrznych, podobnych do tych trapiących Rosję, od 8 lat prowadzi mniej lub bardziej intensywną wojnę z Rosją. Armia Ukrainy liczy dziś ponad 200 tys. żołnierzy, z czego ponad 150 tys. tylko w siłach lądowych. Dla porównania, Wojsko Polskie liczy niespełna 120 tys. żołnierzy we wszystkich rodzajach sił zbrojnych.
Ukraińcy przez te lata intensywnie modernizowali swoje siły zbrojne. Inwestowali w unowocześnianie parku pancernego i zmechanizowanego, rozwijali artylerię, nabywali setki sztuk zestawów przeciwpancernych rodzimej konstrukcji. Rosyjskie siły również przeszły w tym czasie przemianę technologiczną, jednak trzeba pamiętać, że to Ukraińcy mają ponad 400 tys. rezerwistów, którzy służyli na linii rozgraniczenia w Donbasie. Ci ludzie (mówiąc kolokwialnie) „wąchali” proch. Niewielu rosyjskich żołnierzy uczestniczyło w działaniach zbrojnych z regularnym przeciwnikiem, który dysponowałby siła pancerną, artylerią czy wsparciem lotniczym.
Cała potencjalna operacja militarna również jest wyzwaniem dla rosyjskich planistów. Pomimo zgromadzenia dużych sił, są one rozciągnięte od Krymu, przez wybrzeże Morza Azowskiego, terytorium Rosji i całą Białoruś, aż do granicy z Polską. Przy prowadzeniu ciągłego rozpoznania z powietrza, które realizują samoloty zwiadowcze USA i Wielkiej Brytanii, trudno będzie Rosjanom ukryć rzeczywiste kierunki natarcia, Ukraińcom daje to z kolei szanse na jak najbardziej optymalne rozlokowanie własnych sił i środków.
Czy Rosjanie zaatakują?
W ciągu najbliższych kilku tygodni wojenne prężenie muskułów ze strony Rosji będzie musiało osiągnąć kres. Nie da się utrzymywać tak licznych sił zbrojnych w ciągłej mobilizacji. To proces bardzo kosztowny zarówno pod kątem wojskowym ale także społecznym i gospodarczym. Bez wątpienia Rosja na swój sposób już osiągnęła sukces. Niektórzy liderzy państw Zachodu zapowiedzieli już swoje wizyty w Moskwie w związku z obecna sytuacją. Rosjanie również powoli przekonują przywódców Zachodu o nieuchronności zbliżającej się wojny.
Kreml może dążyć do wymuszenia pokoju za osiągnięcie jakichś celów strategicznych. Jednak równie ważnym celem byłoby z perspektywy Rosji zbudowanie podziałów wśród sojuszników. Putin może grać teraz tego, który musi zachować twarz przed swoim społeczeństwem, co będzie skłaniać polityków niektórych państw do specjalnych ustępstw kosztem m.in. Ukrainy. To niebezpieczna gra, gdyż nawet bez wojny rosyjsko-ukraińskiej Moskwa może liczyć na sukces dyplomatyczny. Kluczowa może okazać się wizyta kanclerza Olafa Scholza w Moskwie, która ma odbyć się 15 lutego.
To właśnie to spotkanie może przeważyć o rozpoczęciu ofensywy na Ukrainę. Zwłaszcza, że zgodnie z różnymi szacunkami, to po 20 lutego rosyjskie siły na granicy osiągną pełną zdolność do wykonywania działań bojowych.
Ukraina planuje test desynchronizacji energetycznej z Rosją i Białorusią