Marszałkowski: Putin już przegrał Ukrainę. Czy przegra też Rosję?

1 marca 2022, 07:35 Bezpieczeństwo

Armię rosyjską miał czekać tryumfalny pochód do Kijowa ku uciesze samych Ukraińców. Spotkał ją jednak gorliwy opór, wstyd oraz poniżające porażki. Operacja na Ukrainie i jej ostateczny przebieg będą miały ogromne implikacje dla Władimira Putina i to w całej tej historii budzi największy niepokój – pisze Mariusz Marszałkowski, redaktor BiznesAlert.pl.

Zniszczony czołg rosyjski na Ukrainie fot. Twitter.
Zniszczony czołg rosyjski na Ukrainie fot. Twitter.

Cel inwazji Rosji na Ukrainę

Na Ukrainie trwa szósta doba „operacji specjalnej” prowadzonej przez Federację Rosyjską. Oficjalnym celem tej operacji (Rosjanie unikają określenia jej jako wojna) jest „denazyfikacja” i siłowe rozbrojenie Ukrainy. Po takim czasie trwania działań zbrojnych można prześledzić ich dotychczasowy przebieg i pokusić się o ocenę ich skutków.

Rosyjska armia według szacunków przygotowała do inwazji na Ukrainę ponad 130 bGB, na które przypadać miało od 160 tys. do 200 tys. żołnierzy. W skład tych wojsk wchodziły nie tylko jednostki bojowe, ale także lotnictwo, wojska inżynieryjne, medycy, logistycy itp.
Rosjanie zaatakowali 24 lutego o godz. 4:15 czasu moskiewskiego, tuż po orędziu Putina tłumaczącego powody rozpoczęcia „operacji specjalnej”. Inwazję w pierwszej kolejności zaczęto od ostrzału rakietowego – zarówno z wieloprowadnicowych systemów  artylerii rakietowej, ale także pocisków balistycznych i rakiet samosterujących wystrzeliwanych z bombowców strategicznych i okrętów rosyjskiej marynarki wojennej.

Po przeprowadzeniu artyleryjskiej i rakietowej „podgotowki” do działań ruszyły wojska zmechanizowane. W pierwszej kolejności atak został skierowany na Charków, Czernichów, ukraińskie obszary w Donbasie z szczególnym naciskiem na Stanicę Ługańską, Wołnowachę i Mariupol. Wojska rosyjskie wyszły również z okupowanego Krymu i skierowały się w dwóch kierunkach. Pierwszy atak poszedł na Kachowkę i Chersoń. W Kachowce znajduje się ujście zbiornika Kachowskiego, z którego przez Kanał Północnokrymski dostarczano wodę na półwysep Krymski. Kanał ten został zablokowany tamą w 2014 roku przez Ukraińców. Przez wiele lat mówiono, że potencjalna inwazja Rosji w pierwszej kolejności będzie dotyczyć właśnie tego kierunku. Drugi rzut „krymskiego frontu” skierował się na wschód, w kierunku Melitopola i Berdiańska. Kierunek ten jest istotny do okrążenia sił ukraińskich znajdujących się na wybrzeżu Morza Azowskiego, a w późniejszym czasie, w zależności od powodzenia operacji, również do skierowana uderzenia na północ, w kierunku Zaporoża i docelowo połączenia się z rosyjskimi siłami zmierzającymi od Charkowa i Sum w kierunku południowym. Taki scenariusz oznaczałby odcięcie sił ukraińskich w Donbasie, stworzenie „kotła”, z którego nie byłoby wyjścia a także zajęcie całego Zadnieprza, czyli całego obszaru Ukrainy na wschód od Dniepru.

Poza tymi kierunkami, Rosjanie już pierwszego dnia wojny przypuścili desant śmigłowcowy na lotnisko Gostomel, znajdujące się 15 km od centrum Kijowa. Celem zajęcia lotniska było przyjęcie na nim w późniejszej fazie operacji kilkunastu samolotów Ił-76 z rosyjskim desantem, który miał za zadanie w ciągu pierwszej doby walk zająć Kijów. Rosyjski desant śmigłowcowy przeprowadzony został siłami około 200 żołnierzy, którzy zostali przetransportowani na miejsce na pokładzie ponad 30 śmigłowców Mi-8 (plus kilka śmigłowców eskorty w postaci Ka-52). Rosjanie w trakcie ataku stracili na pewno dwa śmigłowce (są na to dowody w postaci zdjęć i filmów). Jeden szturmowy Ka-52 oraz jeden Mi-35M, który spadł do Dniepru przed dotarciem do celu.

Atak ten miał doprowadzić do zajęcia Kijowa w czasie pierwszych 24 godzin trwania operacji. Rosjanie po zajęciu Kijowa planowali zmienić kierownictwo Ukrainy na takie, które będzie realizować ich interesy. To miało z kolei zakończyć działania wojenne i pozwolić wrócić wojskom rosyjskim w glorii i chwale, bez ponoszenia większych strat w walkach. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna.

Rosyjskie postępy i klęski

Zasadniczo, jedynie na froncie południowym i wschodnim Rosjanie odnoszą względne sukcesy. Kierowanym przez Rosjan i wspieranym przez nich sprzętowo z ziemi i powietrza separatystom udało się po ciężkich bojach przerwać linie obronne Ukraińców w Donbasie. Ich siły weszły kilkadziesiąt kilometrów w głąb terytorium ukraińskiego. Również na kierunku krymskim, rosyjskim oddziałom udało się podejść pod Chersoń, zająć Melitopol i Beredańsk oraz niemal okrążyć Mariupol. Sukcesy na południowym odcinku wynikają z mniejszej koncentracji ukraińskich obrońców w tym rejonie oraz z niekorzystnego ukształtowana terenu, który premiuje działania ofensywne ponad defensywne.

Na pozostałych kierunkach, najważniejszych z perspektywy obrony Ukrainy, Rosjanie ponoszą druzgocącą klęskę. W walnych bitwach z czołami pancernymi Ukraińcy mają niewielkie szanse, zwłaszcza, że Rosjanie posiadają przewagę w powietrzu – chociaż pomimo setek wystrzelonych rakiet (zgodnie z danymi USA na 27 lutego było to ponad 330 pocisków balistycznych i manewrujących), Rosjanom nie udało się wywalczyć bezwzględnej przewagi powietrznej, a ich siły pancerne są nieporównywalnie większe i nowocześniejsze.

Taktyka ukraińska okazała się w pełni dopasowana do realiów, w których przyszło im walczyć. Ukraińcy pozwolili rosyjskim zagonom pancernym wjechać głęboko na swój teren, jednocześnie bezwzględnie elimując podążające za nimi kolumny zaopatrzeniowe – z częściami, pododdziały inżynieryjne, paliwa i amunicji. W konsekwencji doprowadziło to do tego, że pewne siebie rosyjskie kolumny wojskowe stawały na bezdrożach bez paliwa i innego zaopatrzenia. Kolumny te potem są albo niszczone przez ukraińskie lotnictwo, w tym tureckie bezzałogowce TB2 Bayratkar, albo likwiduje je ogień artylerii. Coraz częściej w wyniku niskiego morale sami rosyjscy żołnierze pozostawiają pojazdy i uciekają pieszo. W ciągu kilku dni walk Rosjanie, tylko bazując na materiałach video, utracili ponad 100 czołgów i pojazdów opancerzonych. Do tego zniszczonych zostało kilkaset ciężarówek, samochodów, cystern i innego sprzętu wsparcia.

Masakrowanie rosyjskiej techniki wojskowej to jednak nie najgorsze co spotyka Rosjan na ukraińskim froncie. Operacja, która w opinii Rosjan miała być spacerem okazuje się rzezią rosyjskich żołnierzy. Według ukraińskiego sztabu generalnego do 28 lutego na Ukrainie zginęło 5200 żołnierzy rosyjskich. Do ukraińskich danych należy podchodzić z ostrożnością, ale obserwując nagrania i filmy z frontu można bez wątpienia powiedzieć, że już dziś, nawet nie tydzień po rozpoczęciu operacji wojskowej, Rosjanie utracili na pewno ponad 3 tys. zabitych, rannych i jeńców. To ogromna strata dla rosyjskiej armii. Warto tutaj porównać obecne straty (wciąż niezakończonego konfliktu) z tymi odnotowanymi w przeszłych wojnach z rosyjskim udziałem. Zatem w wojnie Sowiecko-Afgańskiej, która trwała od 1979 do 1989 roku zginęło od 14 do 28 tys. sowieckich żołnierzy. W I wojnie czeczeńskiej, która toczyła się od grudnia 1994 do września 1996 roku zginęło od 5 do 14 tys. żołnierzy rosyjskich. W II wojnie czeczeńskiej, która prowadzona była od października 1999 roku do czerwca 2000 roku zginęło od 3 do 7 tys. żołnierzy i funkcjonariuszy rosyjskich struktur siłowych.

Wojna ukraińska, przez niektórych już od początku określana była mianem drugiego Afganistanu. Jednak jeżeli szybko nie dojdzie do zawieszenia broni, a Rosjanie nie zmienią strategii działania, to Afganistan szybko zostanie zdetronizowany.

Wojska rosyjskie, póki co nie zajęły żadnego większego ośrodka miejskiego. Siły inwazyjne starają się unikać wchodzenia do miast. Zamiast tego, objeżdżają je na około. To powoduje rozciąganie linii zaopatrzeniowych i narażanie ich na infiltrację przez siły ukraińskie. Dodatkowo, Rosjanie nie potrafią wypracować przewagi powietrznej, pomimo prowadzenia regularnych nalotów na cele ukraińskie. Niech symptomatyczne będzie to, że ukraińskie miasta, nawet te bombardowane, cały czas mają dostęp do Internetu i telefonii. Pozwala to na informowanie o ruchach wojsk, ostrzałach czy komunikowanie się z odciętymi od reszty kraju miastami. Oznacza to, że rosyjskie wojska Walki Radioelektronicznej (WRE) nie są tak skuteczne jak wydawały się być jeszcze przed wojną.

Tak samo upadł mit budowany przez pewne środowiska, również w Polsce, o „strefie antydostępowej” stworzonej przez rosyjskie systemy OPL. Pomimo rozbudowania jej o strefy dalekiego zasięgu tworzone przez systemy S-400, S-300W, średniego jak BUK czy krótkiego jak TOR, Tunguska, Pancyr-S czy Strzała-10, ukraińskie samoloty i śmigłowce nadal wykonują powierzone zadania. Gdyby obrona powietrzna Rosji była rzeczywiście tak szczelna jak wskazywali Rosjanie ale i niektórzy zachodni eksperci, ukraińskie lotnictwo, jeżeli nie zniszczone na płycie lotniska, zniknęłoby już w pierwszych godzinach wojny wykonując zadania nad Ukrainą. Tak się jednak nie stało.

To co odróżnia obecny konflikt od tego widzianego w 2014 i 2015 roku to bardzo wysoki poziom OPSEC, czyli skrytości informacyjnej obu stron konfliktu. W 2014 każdy wystrzał z wyrzutni BM-21 GRAD, każdy strzał z haubic, czy czołgów był skrzętnie dokumentowany na telefonach komórkowych żołnierzy i wysyłany w wirtualną przestrzeń. To samo dotyczyło przejazdu kolumn wojskowych czy innych działań wojskowych. Dziś, po pięciu dniach walk, nagrania bitew, ostrzałów czy ruchów wojsk są sporadyczne, zwłaszcza autorstwa wojskowych. Informacje o stratach czy ewentualnych ostrzałach otrzymujemy od cywilów i innych niezaangażowanych w bezpośrednie działania wojenne. To jest jedna z największych zmian w odróżnieniu od początku konfliktu w Donbasie. Szczególnie mocno widać to na przykładzie strony ukraińskiej, gdzie społeczeństwo samo dyscyplinuje się w utrwalaniu kolumn wojskowych czy wizerunku samych żołnierzy.

To co również zwraca uwagę w tym konflikcie to niesamowite poświęcenie samych Ukraińców. I nie mówię tutaj tylko o masowym wstępowaniu do sił obrony terytorialnej czy nieunikaniu mobilizacji. Chodzi również o działanie m.in. przygotowawcze do obrony miast, tworzenie zapór, koktajli Mołotowa czy nauka innych posługiwania się bronią. Imponujące jest również zaangażowanie cywili w blokowanie ruchu rosyjskich kolumn wojskowych.

Dla odróżnienia, rosyjskie wojska są zdemoralizowane, brakuje im motywacji, chęci do walki o sprawę, która jest przegrana. Przegrana zwłaszcza wtedy, kiedy żołnierze widzą jaki stosunek do nich mają sami miejscowi. Ci, zgodnie z zapowiedziami Kremla mieli przecież witać rosyjską armię jako wyzwolicieli i przyjaciół. Witają ich zamiast tego koktajlami Mołotowa i obelgami. Rosyjscy żołnierze mieli spotkać krwiożerczych nazistów, a spotykają ludzi mówiących często w ich języku, takich samych jak oni. Wszystko to sprawia, że wola walki po stronie rosyjskiej jest znikoma. Stąd liczne przypadki dezercji, porzucania sprzętu czy inne formy niesubordynacji.

Pyrrusowe zwycięstwo czy totalny blamaż?

Pomimo iż rosyjska armia, póki co nie spełnia nadziei pokładanych przez kierownictwo Rosji, nie wolno jej bagatelizować. Z danych udostępnionych przez amerykański wywiad wynika, że póki co na Ukrainie operuje około 100 tys. żołnierzy, tj. około połowa wyjściowego stanu. Dodatkowo Rosjanie wciąż wzmacniają odwody i dosyłają kolejny sprzęt. Operacja rosyjska już nie zakończy się sukcesem, bo tym miało być bezkrwawe powtórzenie Krymu z 2014 roku. Tak się nie stało. Ukraińcy stawili opór, dowódcy rosyjscy wykazali się indolencją, wywiad rosyjski nie docenił potencjału Ukrainy. Mimo to, Rosja wciąż ma potencjał do działania, a uspokojenie frontu i bardziej ostrożne działanie może przynieść pożądane skutki. Widać to na południowym froncie, który powoli przesuwa się na niekorzyść Ukrainy.

Dużo może również zmienić przyłączenie się do wojny Białorusi, lub co najmniej otwarcie drugiego frontu na północy, przy granicy z Polską. Z jednej strony zwiąże to ukraińskie siły, które w tym czasie mogłoby iść z odcięcia na południe, lub do Kijowa, z drugiej strony w najgorszym przypadku może doprowadzić do odcięcia dostępu do płynącego cały czas wsparcia z Zachodu.

Putin nie ma już nic do stracenia. Straty już dziś są gigantyczne, wycofanie się bez wyraźnego sukcesu będzie oznaczało jego koniec w Rosji. Zważywszy, że przez ponad 20 lat rządów zbudował sobie wielu wrogów, potknięcie, którego dokonał nad Ukrainą może być dla niego tragiczne w skutkach. W rosyjskich mediach już pojawiają się informacje o możliwej, częściowej mobilizacji, co może oznaczać chęć walki do „ostatniej kropli krwi”. Ostatniej krwi żołnierzy rosyjskich, bo inaczej ostatnią krwią, która może popłynąć będzie krew samego Putina. To może budzić niepokój, bo atakiem na Ukrainę pokazał on, że poza brakiem wyobraźni i rozsądku cechuje się też szaleństwem. Trudno przejść nad tym obojętnie w obliczu arsenału, którym dysponuje państwo, którym przewodzi.

Marszałkowski: Inwazja na Ukrainę nie będzie dla Rosji spacerem