Mazur: Wojskowe śmigłowce lecą do Polski

23 marca 2015, 07:02 Bezpieczeństwo

KOMENTARZ
Bogusław Mazur
Redaktor BiznesAlert.pl
Tak jak działają na Ukrainie, Rosjanie będą mogli działać w krajach nadbałtyckich dopiero za trzy lub cztery lata – stwierdził gen. Ben Hodges, dowódca sił amerykańskich w Europie. Jeżeli mu wierzyć, to Polska powinna przyspieszyć dozbrajanie armii. Przyspieszenie zresztą już widać, choćby w sprawie przetargu na nowe śmigłowce.

AW189
Lada moment rozstrzygnie się warty ok. 12 mld zł przetarg na dostawę 70 śmigłowców wielozadaniowych. W grze o zdobycie kontraktu biorą udział doświadczeni i poważni producenci: francuski Airbus Helicopters oferujący śmigłowce EC725 Caracal, amerykański Sikorsky Aircraft Corporation, mający w Polsce zakład PZL-Mielec i proponujący śmigłowce Black Hawk oraz włosko-brytyjska AgustaWestland, dysponująca w Polsce zakładem PZL-Świdnik, który oferuje śmigłowce AW149.

Oczywiście nie trzeba wybitnego umysłu, aby dojść do wniosku, że przetarg ma doprowadzić do zakupu najlepszych śmigłowców. Biorąc pod uwagę wyłącznie to kryterium – będzie to trudne zadanie ponieważ maszyny dysponują podobnym potencjałem, a każdy z konkurentów ma sporo asów w rękawie. Śmigłowiec Airbusa wyróżnia na plus duża ładowność. Za Amerykanami stoi legenda Black Hawka. Augusta Westland daje za to śmigłowiec, choć nie sprawdzony w boju, to jest najmłodszy i wykonany z wykorzystaniem najnowocześniejszych technologii – rzecz niebagatelna, biorąc pod uwagę planowany kilkudziesięcioletni okres ich użytkowania. Oczywiście istotnym kryterium będzie cena – nie tylko za pojedynczy śmigłowiec, ale przede wszystkim jego utrzymanie. Koszt godziny lotu specjalistycznego śmigłowca może zbliżać się nawet do 10 tys. euro.

Poza zakupem, w wyniku przetargu powinno dojść do wzmocnienia rodzimego przemysłu obronnego, który jest kluczowym elementem obronności państwa. Ze strony każdego z producentów mamy do czynienia z festiwalem obietnic, które jeśli byłyby w pełni spełnione, uczyniłyby z Polski śmigłowcowe centrum świata.

Spójrzmy jednak chłodno na fakty. Sikorsky jako pierwszy odważnie postawił nogę na śmigłowcowym polskim rynku, kupując w 2007 PZL Mielec i uruchamiając montaż śmigłowców S70i Black Hawk. Dzięki dużemu wysiłkowi i dużym inwestycjom koncernu Sikorsky, PZL-Mielec dorobił się 50 kooperantów. Zdecydowanie bardziej blado wypada Airbus, który dopiero niedawno z wielkimi fanfarami ogłosił, że zatrudnił 10 inżynierów w uroczyście otwartym łódzkim biurze projektowym. Za kilka lat biuro ma zatrudniać stu inżynierów, a gdy wygra przetarg, to ho ho, może i więcej.

Na tym tle Świdnik ma zdecydowanie najwięcej atutów. Kupiony w 2010 r. przez firmę AugustaWestland zatrudnia 3,5 tys. ludzi w tym 630 inżynierów, a wartość jego eksportu wynosi 700 mln zł. Do tego trzeba dodać, że PZL-Świdnik kooperuje z 900 polskimi dostawcami, generując dodatkowe 4 tys. miejsc pracy. Faktem jest również, że jako jedyny dysponuje pełnym zapleczem produkcyjnym, czyli zajmuje się śmigłowcami począwszy od projektowania, przez rozwój, po wytwarzanie większości ich komponentów (z wyjątkiem silników i awioniki). Mówiąc krótko, nie jest montownią. To oznacza, że w przypadku wygrania przetargu, będzie mógł zatrudnić więcej pracowników niż konkurencja (mówi się o 2 tys. miejsc pracy).

Wciąż pozostaje niewiadomą, czy o wyniku przetargu zadecydują względy polityczne i jakieś sojusznicze zobowiązania, czy też interes polskiej armii i rodzimego przemysłu zbrojeniowego. W tym miejscu do ostatniego pompatycznego zdania należałoby dopisać drugie, równie pompatyczne: „Odpowiedź może być tylko jedna”. Ale jakoś nie dopiszę. Sam nie wiem, dlaczego.