W cieniu irańskich ataków rakietowych, syren alarmowych i ciągłego napięcia mieszkańcy Izraela próbują zachować resztki normalności. – „Gdy już rozlega się syrena, mamy około minutę na dotarcie do schronu” – mówi mieszkanka Tirat Karmelu dla portalu Biznes Alert, opisując codzienność, w której każda chwila może zadecydować o życiu lub śmierci.
Jedna z mieszkanek centralnego Izraela opowiedziała nam, jak wygląda codzienność w kraju, w którym zagrożenie atakiem rakietowym jest realnym, a nie teoretycznym scenariuszem. – „Obecnie działają tylko sklepy spożywcze i instytucje infrastruktury krytycznej. Reszta życia toczy się powoli, ale trwa” – relacjonuje.
W jej budynku znajduje się schron – tzw. miklat – z dwoma wejściami i podstawowym wyposażeniem: światłem, krzesłami i starą kanapą. Choć drzwi nie zamykają się idealnie, to ich położenie za zakrętem klatki schodowej zapewnia minimum bezpieczeństwa. – „Mamy przygotowane plecaki z dokumentami i rzeczami pierwszej potrzeby. Schodzimy tam za każdym razem, gdy syrena się odzywa” – mówi. Wspomina też, że wiele osób, szczególnie mieszkających w starszych budynkach bez tzw. mamadów (bezpiecznych pokoi), musi dobrze wiedzieć, gdzie znajduje się najbliższy miklat. To często decyduje o życiu.
„System działa, ale nie ma dwóch takich samych alarmów”
Zagrożenie nie przychodzi z zaskoczenia – ostrzeżenia pojawiają się na telefonach komórkowych poprzez aplikację Home Front Command. – „Czasami otrzymujemy dwa powiadomienia – jedno na 30 minut przed alarmem, drugie na 10. Gdy już rozlega się syrena, mamy około minutę na dotarcie do schronu, jeśli wcześniej nie zeszliśmy” – tłumaczy.
Jednak 17 czerwca 2025 roku Izraelskie Dowództwo Obrony Cywilnej (Pikud ha-Oref) wprowadziło zmiany w systemie ostrzeżenia ludności. Zrezygnowano z wysyłania alarmów z 30-minutowym wyprzedzeniem. Ostrzeżenia będą pojawiać się wyłącznie na 10 minut przed potencjalnym zagrożeniem, a syreny alarmowe uruchamiane będą dopiero w momencie wykrycia nadlatujących pocisków nad konkretnym obszarem. Nowe zasady mają na celu zwiększenie precyzji komunikatów i ograniczenie fałszywych alarmów, jednak skrócony czas reakcji może stanowić wezwanie dla mieszkańców.
Oprócz aplikacji, syreny rozbrzmiewają też w całych dzielnicach. – „To działa trochę jak polski system RCB, ale jest bardziej zróżnicowany terytorialnie – zależnie od tego, skąd nadlatują pociski” – dodaje inny rozmówca. Mieszkańcy południowych i północnych regionów mają znacznie mniej czasu na reakcję niż ci z centrum kraju.

Edukacja w obliczu ataków
W szkołach i na uczelniach dzieci i młodzież są systematycznie uczone procedur alarmowych. – „Nauczyciele rozmawiają o tym z uczniami także teraz, podczas zajęć online. Telewizja publiczna emituje instrukcje, jak się zachowywać podczas ataku” – podkreśla nasza rozmówczyni.
Państwo oferuje także wsparcie psychologiczne. – „W szkole mojego brata rozesłano ankiety do rodziców, w których można było zaznaczyć potrzebę pomocy psychologicznej” – mówi. – „Ja i moja rodzina radzimy sobie dobrze, ale wiem, że niektórzy potrzebują rozmowy czy wsparcia. I to wsparcie jest dostępne”.
„W Tel Awiwie życie się nie zatrzymało”
Mimo zagrożenia i zniszczeń – zwłaszcza w miasteczkach takich jak Sarona czy Bat Jam – życie w centrum Izraela nie zamiera. – „Tel Awiw działa. Sklepy są otwarte, ludzie wychodzą do kawiarni między alarmami. Na Instagramie widać relacje znajomych, którzy mimo wszystko próbują normalnie żyć” – opowiada jeden z mieszkańców. Ale przyznaje, że bez rządowego nakazu ograniczenia wychodzenia ofiar mogłoby być znacznie więcej.
Rutyna zagrożenia
Izraelczycy nauczyli się funkcjonować w stanie ciągłej gotowości. – „To nie jest łatwe życie, ale nasze” – słyszymy. Ludzie trzymają w schronach zapasowe buty, by w razie potrzeby nie chodzić po szkle na boso. – „Zdarzało się, że podczas alarmu spotykałam sąsiadkę w ręczniku, bo przerwała golenie nóg. Tego się nie da zaplanować, ale jesteśmy do tego przyzwyczajeni” – dodaje mieszkanka.
Zmobilizowane społeczeństwo, instynkt przetrwania i wspólnota – to filary, na których opiera się codzienność cywilów w Izraelu w czasie wojny. Mimo wszystko – i właśnie dlatego – próbują żyć normalnie.
Hanna Czarnecka