„Nie możemy sobie pozwolić na kontynuowanie dotychczasowej polityki” – oświadczył kanclerz Niemiec Friedrich Merz (CDU) na spotkaniu przedstawicielami związku branżowego producentów maszyn (VDMA). Doprecyzował, że kraju, którym rządzi nie stać na wyłączenie elektrowni węglowych. Zapowiedział szybką budową elektrowni gazowych i wyhamowanie rozbudowy źródeł pozyskiwania tzw. energii odnawialnej. Tej radykalnej zmianie u naszego sąsiada, który jest naszym najważniejszym partnerem handlowym warto się bacznie przyglądać.
„Nie można wyłączyć wszystkiego na chybił trafił, mając nadzieję, że kiedyś będziemy czerpać niezbędną energię z wiatru i słońca” – oświadczył kanclerz Niemiec Friedrich Merz (CDU). A niemieckie media pytają czy to oznacza historyczny odwrót od transformacji energetycznej?
Niemcy stawiają na szybką budowę elektrowni gazowych
Kanclerz RFN opowiedział się przede wszystkim za szybką budową elektrowni gazowych i wyhamowaniem rozbudowy źródeł pozyskiwania tzw. energii odnawialnej. „Nieznacznie zmniejszymy cele rozwojowe” – powiedział dyplomatycznie, wyjaśniając, że krok ten ma poprawić efektywność kosztów.
Rząd federalny złożył już wniosek do UE o zgodę na budowę nowych elektrowni gazowych o mocy do 36 gigawatów. Merz wyraził przekonanie, że Bruksela wyrazi na to zgodę.
Choć Friedrich Merz od dawna postulował „optymalizację” transformacji energetycznej, to po raz pierwszy tak otwarcie stwierdził, że Niemiec nie stać na OZE, czyli fetysz niemieckiej polityki od kilkunastu lat.
Skonkretyzował też zdroworozsądkowy zapis umowy koalicyjnej z socjaldemokratami (SPD), że „harmonogram wyłączania elektrowni węglowych z sieci lub przenoszenia ich do rezerwy musi być dostosowany do tempa, w jakim uda się faktycznie zbudować regulowane elektrownie gazowe”.
Merz powiedział wprost: wycofywanie się z węgla zakończy się tylko tylko wtedy, gdy nowe elektrownie gazowe będą w stanie zrównoważyć utraconą produkcję energii.
Kanclerz zabezpiecza się przed krytyką
Jednocześnie jednak CDU/CSU zabezpiecza się przed krytyką zwolenników tzw. odnawialnych źródeł energii, których w Niemczech nie brakuje.
Jak podaje bawarski dziennik „Merkur” minister gospodarki Katherina Reiche (CDU) opowiedziała się na początku tego tygodnia za utrzymaniem celu osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2045 r., a do 2030 r. udział energii ekologicznej w niemieckim koszyku energetycznym ma wynosić 80 procent.
Przewidując, że niemiecki rząd będzie próbował utrzymać się na dwóch stołkach tzn. nie rezygnować z OZE i rozwijać „opcję pomostową” w postaci elektrowni gazowych amerykański ekspert ds. energii Thomas O’Donnell ocenił w rozmowie z Biznes Alertem, że takie podejście nie rozwiązuje sedna problemu, jakim są „fundamentalistyczne +zielone+ założenia polityki energetycznej”.
Ekspert think-tank Wilson Center wskazał również, że budowa elektrowni gazowych nie przebiega w tempie paru tygodni, tylko trwa znacznie dłużej. Dodatkowo, ich opłacalność zależy od stałej dostępności taniego surowca. Przewiduje, że odmrożenie dostaw z Rosji znów staje się w żywotnym interesie Niemiec.
Ekspert o technicznym złudzeniu
„Merz sprzedaje ludziom historyjkę, że dzięki posunięciom fiskalnym naprawi sposób finansowania Energiewende. Ale to ułuda. Nie da się sprawić, żeby alchemia zaczęła działać za pomocą bardziej prywatnego kapitału czy mniejszych subsydiów, bo problem tkwi w samej alchemii. To problem technologiczny, a nie finansowy. Po ponad 45 latach badań wciąż nie istnieje uniwersalna technologia magazynowania energii na skalę sieciową” – podkreślał Thomas O’Donnell.
Jak zauważył, wiele krajów wdraża model „OZE wspierane przez gaz”, co sugeruje, że gaz ma być technologią „tymczasową” i „pomostową”, którą potem zastąpi się wodorem lub amoniakiem.
„To techniczne złudzenie. Jedynym trwałym rozwiązaniem jest rozbudowa energetyki jądrowej i ograniczenie OZE do poziomu, który nie wymaga gigantycznych systemów magazynowania ani kosztownej przebudowy sieci” – podsumował analityk.
Wysokie koszty energii duszą gospodarkę
Tymczasem wysokie koszty energii w Niemczech zbierają żniwo w postaci zamykanych zakładów i zatrudnienia. Nie ma tygodnia bez złych wieści z rynku pracy u naszego sąsiada.
W środę koncern technologiczny Bosch – największy na świecie poddostawcą branży motoryzacyjnej – ogłosił kolejny plan cięcia kosztów o 2,5 mld euro rocznie do 2030 r.
Dzieje się to po tym, jak pod koniec 2024 r. przedsiębiorstwo zapowiedziało redukcję personelu o 14 tys. osób na całym świecie, z czego do 6 tys. w Niemczech. Nowe zapowiedzi to kolejne zwolnienia, choć ich skala nie jest jeszcze znana. Warto przypomnieć, że zakłady Boscha w Polsce zatrudniają ponad 9 tys. osób.
We wtorek z kolei Ford zapowiedział, że w ramach oszczędności zlikwiduje dodatkowe 1 tys. miejsc pracy w fabryce w Kolonii – poza dotychczas zaplanowaną redukcją 2,9 tys. etatów.








