Mołdawia nie rozpocznie negocjacji nowego kontraktu gazowego z rosyjskim Gazpromem. Czeka na alternatywę w postaci gazociągu z Rumunii i po jego budowie zamierza porównać oferty. Tak właśnie działa polityka dywersyfikacji, którą prowadzi także Polska – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Przykład Mołdawii
„Dopóki nie będzie oddany do użytku gazociąg Kiszyniów-Ungeny, rząd Mołdawii nie będzie prowadzić rozmów w sprawie zawarcia nowego kontraktu na dostawy gazu z rosyjskim koncernem Gazprom. Bardzo chcemy, żeby jak najszybciej dostępny był alternatywny gaz. Wtedy pojawi się konkurencja i wszyscy będą o nas, jako klienta, walczyć. I jedni, i drudzy będą oferować nam lepsze ceny (…)” – powiedział w niedzielę cytowany przez Polską Agencję Prasową mołdawski minister gospodarki i infrastruktury w wywiadzie dla jednej z mołdawskich stacji telewizyjnych. Kontrakt gazowy Mołdawii jest przedłużany co dwanaście miesięcy od 2008 roku. Gazprom zapewnia do 3 mld m sześc. rocznie. Gazociąg Kiszyniów-Ungeny połączy Mołdawię z rumuńskim systemem przesyłowym gazu. Tymczasem Rumunia jest rosnącym producentem tego surowca i może zapewnić alternatywę do dostaw z Rosji. Dzięki rozbudowie infrastruktury Mołdawianie zyskają wolność wyboru, która pozwoli sięgnąć po najlepszą ofertę.
UWAGA: Powyższe informacje PAP okazały się być nieprawdziwe. Nie zmienia to rekomendacji dla Polski przedstawionych poniżej.
Plan Polski
Na analogicznych zasadach działa polski program dywersyfikacji. Dzięki istniejącemu terminalowi LNG i planowanemu gazociągowi Baltic Pipe z Norwegii, Polacy otrzymają możliwość wolnego wybory dostawcy. Jednakże konstrukcja naszego kontraktu gazowego z Gazpromem jest inna, niż w Mołdawii. Obowiązuje on do końca 2022 roku, a negocjacje nowego przedziału czasowego powinny ruszyć w 2019 roku. Polski rząd deklaruje jednak, że nie chce przedłużać tej umowy, choć nie wyklucza nowej, na bardziej elastycznych warunkach. Biorąc pod uwagę planowaną na 2022 rok możliwość importu gazu z terminalu LNG na poziomie 7,5 mld m sześc. rocznie i z Baltic Pipe do 10 mld m sześc. rocznie, nawet przy wzroście zapotrzebowania krajowego w Polsce z obecnych 15 mld do 20 mld m sześc. na rok, dzięki wolności wyboru może się udać zmniejszyć zakupy z Rosji. Jeżeli zapotrzebowanie wzrośnie bardziej, obniżenie zakupów z Rosji będzie trudniejsze i być może dlatego rząd nie zamierza przestawiać polskiej energetyki na gaz bezkrytycznie. Można sobie wyobrazić, że przy sprzyjających warunkach Polska uzyska mały, elastyczny kontrakt, jak Mołdawia, który przestanie być problemem politycznym, jak umowa jamalska.
Dywersyfikacja a liberalizacja
Dywersyfikacja to niekończący się proces poprawiania dostępności gazu na rynku polskim w celu zapewnienia najlepszej oferty polskim klientom. Kolejny proces to liberalizacja, która w Polsce padła ofiarą projektów dywersyfikacyjnych. Polski rząd mówi: najpierw dywersyfikacja, potem liberalizacja. Jego krytycy twierdzą, że oba procesy mogą się odbywać równolegle. Wyzwaniem dla tej tezy jest fakt, że uwolnienie rynku gazu w Polsce może otworzyć drogę do podboju z wykorzystaniem dostaw z rynku niemieckiego, zdominowanych przez gaz rosyjski. Pomimo niższych cen nie byłaby to realna dywersyfikacja, na którą liczy Warszawa. Oznacza to, że klienci będą musieli jeszcze poczekać na tańszy gaz zagwarantowany przez liberalizację. Coś za coś.