W piątek 22 grudnia ukraiński Naftogaz ogłosił zwycięstwo w sporze arbitrażowym z rosyjskim Gazpromem. Rosjanie ogłosili to samo. To pierwsze z dwóch rozstrzygnięć sądu w Sztokholmie odnośnie warunków dostaw gazu przez Ukrainę – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Różne interpretacje tajnego wyroku
Trybunał nie publikuje swoich wyroków, więc analitycy muszą bazować na danych od obu spółek. Te jednak różnią się w interpretacji faktów.
Ukraińska spółka chwali się, że zwyciężył „we wszystkich spornych kwestiach”. Według niej sąd odrzucił żądanie Rosjan zwrotu 56 mld dolarów za zakontraktowany, ale nieodebrany gaz pomimo klauzuli take or pay w kontrakcie z 2009 roku. – To nie nokaut. To trzy nokauty z oczywistą przewagą – napisał na Twitterze minister spraw zagranicznych Pawło Klimkin. W oparciu o te szczątkowe dane powstały już nawet pierwsze analizy chwalące Ukraińców.
Naftogaz podkreśla, że zobowiązania kontraktowe zostały zredukowane do minimalnie 4 mld m sześc. rocznie. Cena została obniżona o 27 procent z 485 do 352 USD za 1000 m sześc. Cena ma być indeksowana już nie do cen ropy, ale wartości na giełdach europejskich. Zniesiono także klauzulę o punktach odbioru, co pozwoli Ukraińcom reeksportować gaz poza ich terytorium. Spółka nie musi płacić za gaz dostarczany na tereny wschodniej Ukrainy poza kontrolą Kijowa, czyli do Donbasu. Gazprom domagał się opłaty o wartości 1,3 mld dolarów z tego tytułu.
Jednak Gazprom zareagował własnymi informacjami o wyniku pierwszej sprawy arbitrażowej. Podał, że sąd zaakceptował większość zapisów kontraktu, z 2009, które kwestionował Naftogaz, i utrzymał roszczenia rosyjskiej firmy na około 2 mld dolarów z tytułu opłat za gaz.
Rosjanie wskazują, że decyzja trybunału z 31 maja odrzuciła wysunięte przez Naftogaz żądanie retroaktywnej zmiany cen z okresu maj 2011-kwiecień 2014, nakazała mu opłacić 14 mld dolarów za dostawy w tym okresie i utrzymała w mocy klauzulę take or pay za ten okres. Z tego względu według Gazpromu ukraińska spółka powinna zapłacić 2,18 mld dolarów plus 0,03 procent odsetek za każdy dzień opóźnienia płatności, a w 2018 roku opłacić 5 mld m sześc. dostaw.
Należy wziąć pod uwagę możliwość, że obie strony ukrywają mniej korzystne ustalenia z treści wyroku.
Brak rozstrzygnięcia
Wyrok z zeszłego piątku następuje po wstępnej decyzji z maja tego roku, po której strony otrzymały czas na rozstrzygnięcie sporu poza wokandą. Te wysiłki spełzły jednak na niczym. Obecne rozstrzygnięcie także nie jest ostateczne. Pomimo ogłoszenia zwycięstwa w depeszy, Naftogaz przyznaje, że ostateczny wynik sporu poznamy nie wcześniej, niż w lutym. – Ostateczną jasność odnośnie tego, kto i co komu jest winien, jak i kiedy należy zapłacić, a także, kiedy i jak to wyegzekwować, uzyskamy nie wcześniej, niż w lutym – przyznał dyrektor ds. handlowych Jurij Witrenko.
Wyrok arbitrażu nie może zostać uznany za bezdyskusyjne zwycięstwo Naftogazu, ale świadczy o tym, że Ukraińcom udało się uzyskać kilka punktów w sporze z Gazpromem. Wiadomo, że jeżeli Ukraińcy podporządkują się rozstrzygnięciu, dostawy od rosyjskiej spółki wrócą na Ukrainę, pomimo porzucenia ich w listopadzie 2015 roku. Będą się jednak odbywać na nowych zasadach, zbliżonych do europejskich. Rosjanie już podają w wątpliwość zdolność Ukraińców do opłacenia 2 mld dolarów długu za dostawy od 2009 roku. Nie wiadomo, czy strona ukraińska poradzi sobie z tym bez pożyczek zagranicznych, a te są obwarowane warunkami trudnymi do spełnienia, na czele z reformami sektora gazowego.
Polska czeka na wynik
Od ostatecznego rozstrzygnięcia sporu Naftogaz-Gazprom zależeć będzie polityka wschodnia Polski w sektorze gazowym. Państwowe PGNiG sygnalizuje gotowość do rozwoju dostaw gazu na Ukrainę.
Jeżeli Ukraińcy wygrają w arbitrażu, na ich terytorium znajdzie się rosyjski gaz, który może być konkurencyjny w stosunku do oferty na rynku polskim. Zwycięstwo Ukraińców może oznaczać, że Naftogaz uruchomi reeksport znad Dniepru przez istniejące i planowane gazociągi, tworząc konkurencję dla PGNiG. Dostawy przez Ukrainę byłyby jednak stabilne, a strona rosyjska miałaby mniej argumentów za promocją alternatywnego szlaku, czyli Nord Stream 2 krytykowanego w Polsce.
Jeżeli strona ukraińska przegra bój z Gazpromem, zostanie zmuszona do opłacenia wielomiliardowych zobowiązań, co mogłoby się potencjalnie skończyć bankructwem Naftogazu i destabilizacją sektora gazowego na Ukrainie. W zależności od skali porażki ukraińskiej spółki, PGNiG mogłoby stać się kluczowym dostawcą gazu nad Dniepr, a Gaz-System udziałowcem w spółkach zarządzających infrastrukturą gazową na Ukrainie. Jeżeli stabilność dostaw przez Ukrainę zostałaby zakwestionowana, Gazprom zyskałby argument za Nord Stream 2, który według jego deklaracji miałby zastąpić szlak ukraiński w dostawach do Europy do końca 2019 roku.
Na ostateczne rozstrzygnięcie sporu, zgodnie z deklaracjami Naftogazu, musimy poczekać, co najmniej do lutego. Od niego będzie zależeć los polskiej polityki wschodniej w sektorze gazowym. Ta z kolei daje szansę na uregulowanie relacji między naszymi państwami w oparciu o obopólne interesy handlowe, a nie tylko sojusz polityczny, co dawałoby bardziej stabilne podstawy rozwoju dobrych stosunków.
Wyrok w sporze Gazprom-Naftogaz może mieć także znaczenie dla rozstrzygnięcia podobnego sporu PGNiG z Rosjanami, który ma zostać rozsądzony do lata tego roku. Polacy domagają się podobnych ustępstw, a ewentualne sukcesy Ukraińców w tym zakresie mogą być przesłanką do optymizmu w polsko-rosyjskim arbitrażu.