Pierwszy stacjonarny terminal LNG w Niemczech otrzymał ostateczną decyzję inwestycyjną i jest gotów do wbicia łopat w ziemię. Był realizowany ekspresowo w odpowiedzi na kryzys energetyczny podsycany przez Rosjan. Czesi kupią tam nie w Polsce.
Terminal Stade LNG przeszedł przez procedurę pozwoleniową i środowiskową w niespełna rok w odpowiedzi na kryzys energetyczny podsycany przez Rosjan. Względy bezpieczeństwa dostaw gazu zagrożonych przez ograniczenie podaży przez rosyjski Gazprom skłoniły Niemcy do przyspieszenia przy zawieszeniu niektórych procedur.
Firma Tecnicas Reunidas z Hiszpanii ma zbudować gazoport z dwoma zbiornikami do 2027 roku za kwotę miliarda euro. W przyszłości ma w jego miejscu powstać Hanzeatycki Hub Energetyczny, bo Niemcy chcieliby docelowo zastąpić gaz ziemny wodorem i amoniakiem. Przepustowość obiektu ma sięgnąć 13, mld m sześc., to znaczy 9,8 mln ton LNG rocznie.
Co ciekawe, jeden z klientów Stade LNG to czeski CEZ, który rozmawiał o dostawcach przez potencjalny, pływający gazoport w Zatoce Gdańskiej w Polsce, ale wybrał Niemców. Polacy rozważali dostawienie drugiej jednostki FSRU pod Gdańskiem na potrzeby sąsiadów, ale zainteresowanie rynku było zbyt małe. CEZ zarezerwował w Stade dostęp do 2 mld m sześc. rocznie od połowy 2027 roku. Polski obiekt był rozważany od lat, ale ostatecznie miał stanąć w 2028 roku.
Wojciech Jakóbik
Niemcy chcą mieć stacjonarny gazoport jak Polska, więc zmieniają przepisy