Niemiecki przemysł motoryzacyjny, będący filarem tamtejszej gospodarki, przeżywa obecnie trudny okres. Spadająca liczba rejestracji nowych pojazdów, słabnący popyt na samochody elektryczne oraz napięcia handlowe z USA składają się na obraz branży, która stoi przed poważnymi wyzwaniami.
Według danych Federalnego Urzędu ds. Ruchu Drogowego (KBA), w czerwcu 2025 roku liczba nowo zarejestrowanych samochodów w Niemczech spadła o niemal 14 procent w porównaniu z analogicznym miesiącem roku ubiegłego, osiągając poziom około 256 tysięcy sztuk. W całym pierwszym półroczu zarejestrowano 1,4 mln pojazdów, co oznacza spadek o 4,7 procent.
Pozorny sukces
Choć liczba rejestracji samochodów elektrycznych wzrosła w czerwcu o 8,6 procent, a w całym półroczu o 35 procent, eksperci branżowi studzą entuzjazm. Michael Ziegler, szef Związku Branży Motoryzacyjnej Badenii-Wirtembergii, określił ten wzrost jako „pozorny sukces”, wskazując, że za dużą jego część odpowiadają tzw. rejestracje własne – czyli zakupy dokonywane przez samych producentów i dealerów. Popyt prywatny pozostaje niski, głównie z powodu wysokich cen energii elektrycznej. Obiecywana przez rząd redukcja podatku od prądu została wstrzymana z powodów budżetowych, co dodatkowo zniechęca konsumentów.
Sytuację niemieckich producentów pogarsza również polityka handlowa USA. W kwietniu administracja prezydenta Donalda Trumpa wprowadziła 25-procentowe cła na import samochodów z UE, a od maja objęły one także części samochodowe. Efekt? Eksport niemieckich aut do USA spadł w kwietniu o 13 procent, a w maju aż o 25 procent w porównaniu z rokiem ubiegłym. W sumie w tych dwóch miesiącach do USA trafiło z Niemiec jedynie 64,3 tys. pojazdów.
Stany Zjednoczone to najważniejszy rynek eksportowy dla niemieckich producentów. W 2023 roku sprzedali tam łącznie 1,39 mln aut, z czego około 400 tysięcy pochodziło bezpośrednio z Niemiec, a kolejne 336 tysięcy z fabryk w Meksyku. Dodatkowo niemieckie koncerny wyprodukowały w USA blisko 900 tysięcy pojazdów, z czego połowę przeznaczono na eksport. Firmy takie jak BMW i Mercedes-Benz liczą, że ich lokalna obecność zostanie uwzględniona w negocjacjach celnych.
Branża chce zawieszenia broni
Prezes niemieckiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego (VDA), Hildegard Mueller, wezwała do jak najszybszego porozumienia między UE a USA. Jej zdaniem obecne cła stanowią poważne obciążenie finansowe dla producentów i dostawców, którzy potrzebują stabilnych warunków planowania. Czasu jest niewiele – ultimatum Donalda Trumpa dla osiągnięcia porozumienia mija 9 lipca.
Problemy niemieckiej branży motoryzacyjnej – przez dekady uznawanej za wzór do naśladowania – są jednak znacznie głębsze niż tylko napięcia handlowe. Niemiecka motoryzacja zmaga się z opóźnioną transformacją technologiczną, rosnącą konkurencją z USA i Chin oraz balastem regulacyjnym. Podczas gdy Tesla i chińskie koncerny takie jak BYD zdobywają globalne rynki, niemieccy producenci wciąż borykają się z niedopracowanymi rozwiązaniami – jak chociażby platforma Cariad Volkswagena, uznawana za kosztowną porażkę.
W 2024 roku liczba pracowników w branży spadła o 4,6 procenty, a wśród dostawców – aż o 10 procent, co oznacza najniższy poziom zatrudnienia niż w 1995 roku. Eksperci prognozują dalsze zwolnienia również w tym roku, ponieważ koncerny radykalnie tną koszty.
Unia nie ułatwia
Sytuację pogarszają unijne regulacje, takie jak dyrektywa CSRD (Corporate Sustainability Reporting Directive), która nakłada na firmy nadmierne obowiązki biurokratyczne. W efekcie, jak zauważa magazyn Focus, producenci aut nad Renem zajmują się biurokratycznymi formularzami, podczas gdy Waszyngton i Pekin inwestują miliardy w strategiczne technologie.
Wszystko to nie mija bez echa. Zaufanie do Niemiec jako lokalizacji inwestycyjnej słabnie. Według badania VDA, aż 76 procent niemieckich dostawców planuje ograniczyć lub przenieść inwestycje za granicę. Tylko procent firm deklaruje chęć zwiększenia nakładów w swoim kraju.
Eksperci, tacy jak prof. Ferdinand Dudenhoeffer, ostrzegają, że jeśli nie nastąpi radykalna zmiana polityki przemysłowej i innowacyjnej, liczba pracowników w branży może spaść do 500 tysięcy do 2030 roku. Niemcy stają się „zbyt drogie, zbyt skomplikowane i zbyt mało innowacyjne”, by przyciągać inwestycje – nawet własnych firm. Symboliczny jest fakt, że chiński gigant BYD zdecydował się ulokować swoją europejską centralę nie w Niemczech, lecz na Węgrzech.
Artur Ciechanowicz