(AP/Bloomberg/Teresa Wójcik/Wojciech Jakóbik)
Wiceszef Gazpromu Aleksander Miedwiediew powiedział, że budowa gazociągu Turkish Stream zostaje odłożona „na czas nieokreślony”. Moskiewskie media podały, że Miedwiediew uzasadnił tę decyzję koncernu „poważnym politycznym kryzysem w Turcji”. Skutkiem tego, strona rosyjska „nie ma partnera do zawarcia umowy międzyrządowej”. Jak wiadomo – Turcja ma obecnie rząd tymczasowy, a wybory parlamentarne są wyznaczone na początek listopada. Wynik tych wyborów wcale nie musi oznaczać zakończenia kryzysu, może „nawet oznaczać jego pogłębienie” – uznała Niezawisimaja Gazeta.
Tymczasem tureccy analitycy przedstawili w dzienniku Hurriyet „prawdziwe przyczyny rezygnacji Moskwy z projektu Turkish Stream”. Ich zdaniem ten gazociąg stał się Gazpromowi – a więc i Rosji zupełnie niepotrzebny po podpisaniu z europejskimi koncernami umowy o realizacji do 2019 r. projektu Nord Stream-2. Od 2019 r. Nord Stream będzie mieć przepustowość łączną110 mld m3 gazu rocznie co oznacza, że pozwoli Rosji zupełnie zrezygnować z tranzytu przez Ukrainę właśnie od 2019 r. Dodatkowo dla Rosji ma to walor finansowy – rozbudowa Nord Stream jest znacznie tańsza niż budowa Turkish Stream.
Wersja BiznesAlert.pl jest inna. Turkish Stream był blefem, który miał podzielić państwa Unii Europejskiej, które zgodnie dążą do pozyskania alternatywnych źródeł dostaw gazu z regionu kaspijskiego – Azerbejdżanu, Turkmenistanu i kolejnych państw, które będą zainteresowane projektem Korytarza Południowego. Turkish Stream miał stanowić konkurencję dla projektów jak Nabucco-West i inne inicjatywy europejskie. Teraz Rosjanie mogą skupić się na walce o specjalne traktowanie gazociągu Nord Stream przez Komisję Europejską i uzyskanie wpływu na gazociągi ukraińskie.