Rada Miasta Krakowa odrzuciła w pierwszym czytaniu projekt “Nowego Miasta” na Rybitwach. Słabej jakości plan, ograniczone środki na realizację i wreszcie brak realnej alternatywy dla działającego tam biznesu poskutkowały największymi manifestacjami od lat i duża wpadką wizerunkową dla władz miasta. Odrzucenie planu nie kończy jednak problemów. Rybitwy są zbyt atrakcyjne, aby pozostawić je w obecnej formie – pisze Karol Wałachowski z Klubu Jagiellońskiego.
Tabula rasa
“Nowe Miasto” to jeden z najważniejszych projektów realizowanych przez władze miasta. Pilotowany był przez Wiceprezydenta Jerzego Muzyka, jednego z najważniejszych współpracowników Jacka Majchrowskiego. Przygotowany plan prezentował iście mocarstwowe ambicje- na niemal 700 hektarach zamieszkać miało około 100 tysięcy mieszkańców, a centrum dzielnicy stanowić miały 150 metrowe wieżowce. Muzykowi wymarzyła się megalomańska dzielnica na kształt nowojorskiego Manhattanu, paryskiego La Defense, czy londyńskiego City. Co poszło więc nie tak?
Proces powstawania projektu i jego kształt przypominał metody stosowane przez dyktatora takiego jak Ceaușescu. Siatka planu wyrysowana została tak jakby teren był pustym polem. W praktyce, Rybitwy obecnie są dzielnicą przemysłową, w której działa około 100 firm i pracuje 10 tysięcy ludzi. Muzyk wyobrażał sobie proste pozbycie się przemysłu i wykupienie terenów przez miasto i stworzenie dzielnicy od nowa. Problem jednak w tym, że miasta na to nie stać teraz i prawdopodobnie nie będzie stać w kolejnych dekadach. Szacowane koszty wynoszą miliardy złotych, a na etapie projektowania nikt z urzędu nie pokusił się nawet o ich oszacowanie. Nie dziwi też opór przedsiębiorców. Jeszcze dekadę temu miasto zachęcało do inwestowania w tym miejscu. Teraz władze postanowiły arbitralnie zmienić zasady gry. Co gorsza, przedsiębiorcy nie dostali żadnej realnej alternatywy przeniesienia się w inne miejsce w Krakowie. Realizacja Rybitw pozbawiłaby więc Kraków sporej części potencjału przemysłowego.
Post factum dziwi też ogromny upór w przepychaniu tego planu właśnie teraz. Kraków posiada już kilka projektów strategicznych. Żaden z nich nie został zrealizowany. Na Czerwonych Makach brakuje infrastruktury. Nowa Huta Przyszłości co najmniej od dekady jest w powijakach i nic nie zapowiada, żeby projekt miał zmierzać ku końcowi. Ostatni duży miejski zakup zaś- Wesoła, od lat jest niezagospodarowana. Miasto nie ma na dzielnicę pomysłu i nie podejmuje żadnych działań. Rybitwy byłyby kolejnym rozgrzebanym projektem bez komunikacji publicznej, z blokami mieszkalnymi obok hal przemysłowych.
Nowa Huta Przyszłości zamiast Nowego Miasta?
Co dalej? Wydaje się, że tereny Rybitw są zbyt atrakcyjne, aby pozostawić je w takiej formie jak teraz. Bliskość centrum Krakowa i Wisły sprawia, że naturalną koleją rzeczy powinno być przekształcanie dzielnicy w zróżnicowany obszar, z mieszkaniami, usługami i wszelkimi innymi funkcjami. Z powodów finansowych, realizacja megalomańskiego projektu a’la Muzyk nie wchodzi w grę. Miasta zwyczajnie nie będzie na stać. Dlatego wydaje się, że jedynym sensownym rozwiązaniem jest powolne, ewolucyjne zmienianie otoczenia. Aby nie wylać dziecka z kąpielą, należy najpierw zapewnić alternatywne tereny dla przedsiębiorców z Rybitw. Przemysł jest ważnym działem współczesnej gospodarki, posiadających szereg zalet, których nie mają usługi m.in. trudniej jest go przenieść w inne miejsce na świecie, generuje wysoki poziom inwestycji, zapewnia efekty pośrednie zakupu lokalnych usług, podwykonawców etc. Dlatego zatrzymanie firm w Krakowie powinno być priorytetem. Temu może służyć Nowa Huta Przyszłości, która wydaje się idealnie skrojona pod takie przedsięwzięcia. Trzeba go tylko zrealizować. Po przeniesieniu przedsiębiorstw, można rozpoczynać pracę nad nowym kształtem dzielnicy. Standardową praktyką jest rozpoczynanie inwestycji od komunikacji publicznej i zabezpieczenia obszarów pod inne usługi, takie jak zieleń miejska, czy miejsca pod szkoły czy przychodnie. Kolejne fazy to budowa mieszkaniówki, przestrzeni usługowych etc.
Krakowski spleen
“Nowe Miasto” pokazało kilka cech charakteryzujących Kraków. Po pierwsze, pomimo deklaracji “wsłuchiwania się w głosy mieszkańców” i “realnej partycypacji”, władze Krakowa mentalnie nadal są w dawnym systemie. Całkowicie zignorowano jakiekolwiek uwagi lokalnych przedsiębiorców, ekspertów od planowania, polityków z innych ugrupowań. To rzeczywistość miała nagiąć się do woli planistów z Jerzym Muzykiem na czele, a nie odwrotnie. Tak nie da się zarządzać milionowym miastem. Po zauważeniu tego zjawiska nie dziwi także, dlaczego sprawy w Krakowie wleką się niemiłosiernie, a miasto rozwojowo jest przeganiane przez mniejsze ośrodki takie jak Katowice, Poznań, czy Wrocław.
Po drugie, podejście władz Krakowa do przedsiębiorców pokazało ogromną i ziejącą dziurę w zakresie polityki gospodarczej miasta. Kraków nie zaproponował realnej alternatywy na lokalizację przemysłu firmom które już tutaj działają. Oznacza to, że nie ma także pomysłu na nowe przedsięwzięcia, które mogłyby pojawić się w mieście. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Działania gospodarcze miasta to nie tylko szukanie terenów pod inwestycje. To także bardziej zaawansowane narzędzia, takie jak skoordynowana edukacja, kreowanie wizerunku miasta, organizacje wsparcia i wypełnianie innych deficytów, których nie jest w stanie zapewnić sektor prywatny. Kraków jest obecnie jednak w takim miejscu, że sam nie wie, komu ma pomagać. To podstawy, które realizowane są już w innych ośrodkach na całym świecie.