Rosjanie reagują krytyką na słowa prezesa PGNiG o tym, że wyrok ograniczający wykorzystanie odnogi Nord Stream o nazwie OPAL pozwoliła uniknąć przerwy dostaw „tragicznej w skutkach”.
Wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej sprawił, że OPAL musi pozostać dostępny dla alternatywnych dostawców w co najmniej 50 procentach. Przez to Gazprom nie może go wykorzystać na wyłączność i musi słać więcej gazu przez Ukrainę.
– Gdyby OPAL nie został przyhamowany, tak jak stało się to w 2019 roku, to według zapowiedzi Gazpromu zabrakłoby nam gazu w południowo-wschodniej Polsce. Gdyby nie udało się zahamować OPAL-u, zwiększone wolumeny gazu płynęłyby gazociągiem Nord Stream 1. Udało się go zahamować, więc ten brakujący wolumen gazu, o który Gazprom musi zmniejszyć przesył OPAL, będzie przesyłany przez Ukrainę więc częściowo przez przejście w Drozodwiczach musi trafić do Polski – mówił prezes PGNiG Piotr Woźniak cytowany przez BiznesAlert.pl.
Wicerektor Akademii Pracy i Relacji Społecznych Aleksander Safonow powiedział radio Sputnik, że wypowiedź prezesa PGNiG cytowana za BiznesAlert.pl w Rosji to próba „pogorszenia sytuacji”, a jego zdaniem nie ma zagrożenia dla bezpieczeństwa dostaw gazu rosyjskiego do Europy. – Obecnie w Europie mamy wielu dostawców, w tym LNG. Jest jasne, że to naturalny regulator cen – powiedział. – To tylko próba zemsty – dodał.
Tymczasem analityk finansowym FINAM Aleksiej Kałaczew powiedział rosyjskiej agencji REGNUM, że Gazprom będzie musiał „coś zrobić”, aby spełnić wymogi prawa antymonopolowego przy realizacji projektu Nord Stream 2, na przykład poprzez dopuszczenie do jego przepustowości konkurencji jak Novatek i Rosnieft. Jego zdaniem Polska jest zainteresowana utrzymaniem dostaw przez Ukrainę co najmniej do 2023 roku, bo jest to źródło zaopatrzenia polski południowo-wschodniej.
RT/Regnum/Wojciech Jakóbik