KOMENTARZ
Jakub Opara,
ekspert Narodowego Centrum Studiów Strategicznych, samorządowiec
Przegrana Bronisława Komorowskiego w I turze wyborów prezydenckich słusznie odczytywana jest jako wyraz społecznego wotum nieufności do rządzącej koalicji. Na utratę poparcia przez faworyta wszystkich sondaży wpłynęły również kontrowersyjne posunięcia związane z polskim przemysłem i infrastrukturą. Kandydujący w wyborach prezydent firmował niektóre z nich swoją twarzą.
To nie kto inny, a właśnie prezydent Komorowski ogłaszał w radosnym tonie hiobową wieść dla polskiego przemysłu zbrojeniowego. Mam na myśli oczywiście wyeliminowanie z przetargu na śmigłowce wielozadaniowe tych firm, które mają swoje fabryki w Polsce. Decyzja ta wywołała ostrą krytykę nawet wśród polityków PO i PSL – że wymienię Jerzego Buzka i Arkadiusza Jarubasa. W efekcie Polska – jeśli przetargowa farsa zostanie doprowadzona do końca – będzie miejscem, gdzie powstaną co najwyżej montownie sprzętu produkowanego we francuskich fabrykach. Trudno pojąć, dlaczego ciężar firmowania decyzji podjętej w rządzie wziął na siebie prezydent – i to w czasie, gdy z tygodnia na tydzień jego poparcie malało.
Rząd zdążył też w czasie kampanii wyborczej pokazać figę setkom tysięcy polskich kierowców. Okazało się, że wprowadzenie na polskich autostradach elektronicznych płatności jest niewykonalne w najbliższych latach. A jeszcze kilka miesięcy temu wicepremier Elżbieta Bieńkowska rozpoczęła poważne przygotowania do takiej operacji. Zamiast „uwolnienia autostrad” mamy więc gwarantowane korki na wjazdach i wyjazdach z polskich autostrad. W ten sposób sztandarowa dla PO idea „Polski w budowie” stała się własną karykaturą. Co istotne, obecna minister infrastruktury nie zdołała dotąd wyjaśnić, skąd taki nagły zwrot w polityce rządu i co mają zrobić kierowcy. Bo rady urzędników GDDKiA, by jeździli w nocy, są raczej w krainy absurdu i świadczą o dobrym samopoczuciu rządowej biurokracji.
Czkawką odbija się również pompowane w mediach Pendolino. Nie dość, że na zakup tego pociągu wydano fortunę, to jeszcze zakupione egzemplarze można w najlepszym razie określić jako znacznie uboższą wersję pierwowzoru. Dla tysięcy pasażerów ważniejsze jednak od hojnego wydawania pieniędzy przez PKP jest likwidacja wielu tańszych połączeń kolejowych. Można się po królewsku przejechać Pendolino i skonsumować w Warsie zachwalaną przez „Gazetę Wyborczą” białą kiełbasę, ale mniej zarabiający muszą wybrać komunikację autobusową. Na szczęście dla nich przewoźnicy autobusowi walczą ostro o klienta i za kilka złotych można odbyć podróż z Krakowa do Warszawy.
Na tym tle błahostką wydaje się ciągła tymczasowość władz Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, której ostatnia p.o. dyrektora wyleciała z hukiem w atmosferze skandalu. Radio Zet podało informację, że ma to związek z ujawnieniem przez niej osobie trzeciej tajemnicy urzędu. Tak czy inaczej, ten urząd ma wyjątkowe szczęście do p.o. szefów, a niezależnie od tego, kto jest urzędującym ministrem, prowadzi własną, autonomiczną politykę. Co nie zawsze, dodajmy, przynosi dobre efekty.
Trudno wymagać, by prezydent osobiście nadzorował przetargi albo brał pod lupę urzędy od dróg. Można jednak oczekiwać, że będzie wykorzystywał swój autorytet i swoje uprawnienia do interwencji w bulwersujących sprawach. Szczególnie, gdy nie mamy do czynienia z trudną kohabitacją, a głową państwa i premierem wywodzącymi się z tej samej partii.