Moja propozycja młodzieżowego słowa roku to „podniżka” zamiast „odklejki” wybranej w 2022 roku. Kryzys energetyczny powoduje, że państwo jest rozdarte między rolą Robin Hooda i księgowego. Społeczeństwo ma dysonans poznawczy widoczny przy sporze o ceny na stacjach paliw Orlenu – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
– Chcąc wprowadzić maksymalny VAT na paliwo, by podreperować budżet, PiS postanowiło to jednocześnie ukryć. W ten sposób zrodził się pomysł, by na przełomie roku tak kuglować cenami na stacjach, by ludzie nie odczuli podwyżki od 1 stycznia – pisze Andrzej Stankiewicz z Onetu o wyższych cenach hurtowych Orlenu, które zostały obniżone tuż przed Nowym Rokiem, a w efekcie ceny na stacjach tej firmy nie wzrosły tak, jak na innych.
Ruch Orlenu pozwolił utrzymać ceny w ryzach, ale pokazał też, że była przestrzeń do ograniczenia marży jeszcze w 2022 roku, której wówczas nie wykorzystał. Warto przypomnieć w tym kontekście dyskusję o windfall tax, czyli podatku od nadmiarowych przychodów, rozważanego przez Kancelarię Premiera. Nie został on ostatecznie wprowadzony, a zastąpiła go jednorazowa danina spółek obrotu na rynku energetycznym mająca finansować mrożenie cen energii. Podobny ruch nie został zastosowany na rynku paliw, choć widać, że jego uczestnicy notują windfall profits. „Podniżka” Orlenu nie została sfinansowana w ten sposób, tylko poprzez grę cenami hurtowymi. Nawiasem mówiąc ma już ona oddziaływanie rynkowe. Circle K, prawdopodobnie w odpowiedzi na ruch Orlenu, zaoferowało klientom jednorazowe tankowanie 30 groszy taniej. Być może w ten sposób chce uniknąć ucieczki klientów na stację konkurenta państwowego.
Jakóbik: Windfall tax, czyli jak zostać Robin Hoodem kryzysu energetycznego?
Robin Hood czy księgowy?
Podniżka na stacjach Orlenu mogła wywołać dysonans poznawczy społeczeństwa, które jest raczone naraz dwoma sprzecznymi wizjami państwa w gospodarce, na czele z energetyką. Pierwsza to rola Robin Hooda, który opiekuje się obywatelami, szczególnie najbiedniejszymi, i nie pozwala im płacić za dużo za kryzys energetyczny. Podług niej rządzący mogą tłumaczyć, że ograniczyli oddziaływanie kryzysu na portfele Polaków poprzez różne rozwiązania, w tym zatrzymanie podwyżek na stacjach Orlenu opisane wyżej. To wizja, której hołduje społeczna część ekipy rządzącej, jak twardy PiS Beaty Szydło czy Solidarna Polska. Druga to wizja księgowego, który zaczyna liczyć koszty takiej polityki. Finansowanie walki z kryzysem energetycznym za pośrednictwem samego mrożenia cen energii i gazu miało według rachunków ministerstwa klimatu kosztować już 69 mld zł. Usunięcie tarczy antyinflacyjnej z zerowym podatkiem VAT na paliwa to jeden ze sposobów na reperowanie budżetu, czyli sanacji od której zależy tempo wychodzenia z kryzysu.
Zatem w celu uspokojenia społeczeństwa państwo jedną ręką daje podniżki na stacjach Orlenu, które powinien niezależnie ocenić Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta (Orlen jest w wyjątkowej sytuacji jako główny dysponent paliwa w hurcie obok Saudi Aramco wpuszczonego po fuzji z Lotosem), a drugą zabiera tarczę antyinflacyjną przywracając maksymalny VAT na paliwa, by ratować budżet. Nie wiadomo czy te dwie postawy są do pogodzenia w roku wyborczym 2023, ale napięcie wokół Orlenu przełoży się zapewne na dalsze spory ekipy rządzącej i utrudni reformy niezbędne ze względu na kryzys, za to zwiększając pokusę rozdawania kiełbasy wyborczej. Tymczasem ceny paliw będą zależeć w przyszłości od kondycji globalnej gospodarki: skali recesji, walki z koronawirusem w Chinach, a także oddziaływania inwazji Rosji na Ukrainę oraz sankcji na czele z zakazem importu rosyjskich produktów ropopochodnych od piątego lutego 2023 roku.
Marszałkowski: Na stacjach jest gorzej, a może być jeszcze drożej (ANALIZA)