Opóźnienie w oddaniu ORP Ślązak może sięgać nawet 18 miesięcy – ocenia kmdr por. rez. Maksymilian Dura, dziennikarz portalu Defence24.pl. Prace mogą trwać niemal dwukrotnie dłużej, niż deklarowała Stocznia Marynarki Wojennej. W konsekwencji duże straty poniesie Marynarka Wojenna. Opóźnienie jest także niekorzystne dla realizacji dalszych elementów programu modernizacji polskich sił zbrojnych. SMW, która jest spółką w upadłości, ma być również wykonawcą sześciu okrętów w ramach programów Miecznik i Czapla.
– Już ponad miesiąc temu zwracaliśmy się z pytaniem do MON-u, czy jest opóźnienie w oddaniu ORP Ślązak. Wówczas mówiono, że harmonogram jest realizowany w normie. Teraz jednak okazuje się, że takie opóźnienie jest. Mówi się, że może ono wynieść kilkanaście miesięcy – mówi agencji Newseria Biznes komandor porucznik rezerwy Maksymilian Dura, dziennikarz portalu Defance24.pl.
Stocznia Marynarki Wojennej deklarowała w kontrakcie podpisanym w 2013 roku, że okręt zostanie oddany w listopadzie 2016 roku. Wszystko wskazuje jednak na to, że choć firma Thales dostarczyła już wszystkie urządzenia, to prace potrwają niemal dwukrotnie dłużej, niż zakładano, a opóźnienie może sięgnąć nawet 18 miesięcy.
– Czas opóźnień, a także ewentualne konsekwencje umowne zostaną doprecyzowane w I kwartale 2016 r. po przeprowadzeniu analizy szczegółowego harmonogramu budowy okrętu, do opracowania którego została zobligowana Stocznia Marynarki Wojennej SA w upadłości likwidacyjnej, oraz po zakończeniu rozmów z wykonawcą budowy (SMW) i dostawcami poszczególnych elementów Zintegrowanego Systemu Walki (Thales Nederland B.V. i PBP Enamor sp. z o.o.) – podkreśla Ministerstwo Obrony Narodowej w korespondencji z Newserią.
MON wskazuje, że „w ramach rutynowej procedury nadzorczo-rozliczeniowej stwierdzono brak możliwości montażu elementów ZSW na platformie okrętu ORP Ślązak przez SMW. Konsekwencją powyższego było zainicjowanie procesu oceny stanu realizacji umowy oraz ustalenia przyczyn zaistniałego stanu rzeczy. Wstępna ocena wykazała występowanie problemów w SMW w zakresie zarządzania projektem o tak skomplikowanym poziomie technologiczno-technicznym, co przyczyniło się do powstania opóźnień, które wstępnie szacowane są na kilkanaście miesięcy.
– W stoczni pracują ludzie, którzy mają doświadczenie w remontowaniu jednostek, natomiast my tutaj mówimy o budowie nowego okrętu, bardzo skomplikowanego, z okrętowym systemem walki, z którym w Polsce nigdy nie mieliśmy do czynienia. Pamiętajmy o tym, że budowa okrętów to jest uruchomienie całej sieci dostawców, których my nie mamy tak naprawdę i to będzie problem – mówi Maksymilian Dura.
Ekspert ocenia, że konsekwencje opóźnień mogą okazać się bardzo kosztowne. Przede wszystkim wykonawca prawdopodobnie będzie musiał zapłacić milionowe kary umowne. Dokładna umowa i jej koszty nie są znane, jednak przy niedotrzymaniu terminu naprawy ORP Orzeł kary za każdy dzień opóźnienia wynosiły od 0,2 do 0,5 proc. wartości zamówienia. Jeśli wysokość kontraktu jest podobna do dwóch ostatnich umów podpisanych z Thales Nederland i polskim Enamor, które wyceniono na ok. 400 mln zł, to można ocenić, że każdy dzień zwłoki może kosztować od 0,2 do 0,5 mln euro dziennie. Przy 18-miesięcznym opóźnieniu może być to nawet 270 mln euro, choć ostateczne koszty mogą okazać się znacznie wyższe – wynika z analizy Defence24.pl.
– Jest jednak o wiele większe niebezpieczeństwo. Stocznia Marynarki Wojennej jest cały czas lansowana jako najlepszy wykonawca dla przyszłych programów Miecznik i Czapla, czyli sześciu okrętów, które w przyszłości mają być trzonem Marynarki Wojennej. Jeżeli będą one realizowane podobnie jak program Ślązak, to MW nie zobaczy nowych okrętów jeszcze przez długi czas – ostrzega Maksymilian Dura. – Należałoby się zastanowić nad tym, czy nie dlatego ukrywano opóźnienie, żeby Stocznia Marynarki Wojennej mogła dostać ten kontrakt – podkreśla.
Opóźnienie ma też remont okrętu podwodnego Orzeł (z marca 2015 do prawdopodobnie lutego 2016 roku).
Ekspert podkreśla, że istotne jest równe traktowanie przy przetargach wszystkich podmiotów, również zagranicznych. Wygrana firmy z innego kraju nie musi oznaczać, że statki będą budowane poza granicami Polski. Rodzime firmy mogą odgrywać znaczącą rolę w tym procesie, ale kwestie zarządzania powinny zostać w rękach doświadczonych podmiotów – podkreśla Dura.
– Stocznia Marynarki Wojennej jest w upadłości, ma problemy zarówno z uzyskaniem zamówień, jak i z podpisywaniem umów. Dlatego potrzebna jest „czapa”, którą w przypadku Miecznika i Czapli była Polska Grupa Zbrojeniowa. Natomiast tak naprawdę to ogromy problem, skąd stocznia ma na to wziąć pieniądze – przekonuje Maksymilian Dura. – Trzeba pamiętać o tym, że programy okrętowe to nie jest źródło dochodów dla Stoczni Marynarki Wojennej. To jest źródło okrętów dla Marynarki Wojennej.
Źródło: Newseria.pl