Prawie trzy lata departamentem odnawialnych źródeł energii w resorcie energii kierował Andrzej Kaźmierski, ale i do niego przyszedł „wind of change” – pisze Karolina Baca-Pogorzelska z Dziennika Gazety Prawnej.
Na razie Kaźmierski jest na urlopie, z którego według moich informacji do ministerstwa już nie wróci, a zastąpi go Piotr Czopek. Zmiana szefa departamentu OZE w tak strategicznym momencie dla branży może być jednak ryzykowna. Ja tylko przypomnę, że rząd coraz głośniej mówi o budowie morskich farm wiatrowych na Bałtyku, w PEP2040 zapisano chyba z 18 GW fotowoltaiki, ale przede wszystkim, co odnotowuję jednak z satysfakcją, przepraszamy się z wiatrakami na lądzie.
Wiceminister energii Tomasz Dąbrowski zapowiedział w Sejmie nawet zmiany w słynnym 10h – ustawa odległościowa bowiem od 2016 r. zabrania stawiania wiatraków bliżej niż dziesięciokrotność masztu od zabudowań. W praktyce oznacza to dobrze ponad kilometr. Efekt? W ubiegłym roku przybyło nam 17 MW mocy wiatrowych, w 2017 r. ok. 43 MW podczas gdy w latach poprzednich było to nawet po 1000 MW rocznie. A te przyrosty w ostatnich dwóch latach to i tak jedynie efekt repoweringu i wymian turbin na nowsze, mocniejsze.
Warto też przypomnieć, że rząd wziął pod lupę ustawę o OZE, która ma być nowelizowana oraz musi przygotować specustawę dla offshoru. Co ciekawe podobno jest już ona konsultowana z Brukselą (może wyciągamy wnioski z wtopy z ustawą prądową?), tyle, że w Brukseli jeszcze nikt nic o tym nie wie. Ale z planem klimatyczno-energetyczym też tak było (potwierdzenie złożenia pojawiło się kilka dni po faktycznym jego przesłaniu), więc jestem dobrej myśli.
Oczywiście nie zmienia to mojego krytycznego zdania na temat wykoszenia wiatraków z pola gry, ale zawsze uważam, że jeśli ktoś się przyznaje do błędu, uderza w pierś i obiecuje poprawę, to trzeba mu dać szanse. I chyba w tym osądzie nie jestem odosobniona.
– Odblokowanie potencjału energetyki wiatrowej na lądzie pozwoli nie tylko obniżyć rachunki za energię, ale też wpłynie na jakość powietrza i emisyjności naszej gospodarki. Dodatkowe 2,5 tys. MW, które rząd obiecał zakontraktować w aukcjach w tym roku zmniejszy lukę w zakresie udziału zielonej energii w finalnym zużyciu w 2020 r. i da lepszą pozycję do osiągnięcia celu OZE na 2030 r. – uważa Janusz Gajowiecki, szef Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. Jego zdaniem w przyszłości modyfikacja zasady 10h pozwoli na wymianę istniejących instalacji na dużo nowocześniejsze turbiny w ramach repoweringu. Efektywność takich urządzeń jest wyższa o ok. 30 proc. od sprawności dziś instalowanych maszyn. Co za tym idzie mogą one produkować prąd w każdych warunkach w konkurencyjnej cenie ok. 150 zł/MWh.
Dlatego w tej sytuacji trochę cieniem kładzie się wymiana dyrektora od OZE. Trudno mi sobie bowiem wyobrazić, że nowy od razu „wchodzi w buty” starego i wszystko ogarnia (czego oczywiście mu z całego serca życzę). Jednak z punktu widzenia inwestorów taka zmiana może też zapalić jakąś lampkę ostrzegawczą. Zwłaszcza, że od zawsze wiadomo, że znane zło to mniejsze zło. Biorąc pod uwagę również zmianę dyrektora od atomu w rzeczonym ministerstwie, gdzie nie wiemy, czy oznacza to zamknięcie programu jądrowego w Polsce, czy może całkiem nowe otwarcie, można stwierdzić jedynie, że nudno nie będzie. Pytanie, czy to ostatnie zmiany personalne w najbliższym czasie w tym resorcie? Zobaczymy.