W ostatnich dniach przez polskie media przetoczyła się informacja, że grupa Synthos, kontrolowana przez Michała Sołowowa, podpisała porozumienie z GE Hitachi Nuclear Energy w sprawie współpracy przy rozwoju reaktora BWRX-300 i jego ewentualnym wdrożeniu w Polsce. Pomimo, że technologia ciągle jest rozwijana, niedostępna jeszcze komercyjnie, większość mediów wypowiadała się na ten temat optymistycznie, a czasami wręcz hurraoptymistycznie. Wyróżniał się na tym tle nieco ironiczny felieton profesora Władysława Mielczarskiego pod tytułem “Atomowa guinea pig”. I chyba w takim tonie najlepiej się nad nim pochylić – pisze Paweł Gajda, współpracownik BiznesAlert.pl.
Najlepiej zacząć od samego tytułu, w którym chodzi oczywiście o królika doświadczalnego, i tak jest też dalej w tekście, ale dosłowne tłumaczenie z angielskiego wskazuje na innego sympatycznego gryzonia znanego pod łacińską nazwą Cavia porcellus. W języku polskim jest to kawia domowa, choć osobom nie śledzącym współczesnych trendów w systematyce ssaków może być ona znana jako świnka morska. I ten właśnie dualizm nazewniczy jest chyba kluczem do zrozumienia wspomnianego tekstu, gdyż widząc to zwierzę jedna osoba zobaczy w nim kawię, druga świnkę.
Tekst zaczyna się od stwierdzenia, że taka współpraca i ewentualna budowa nowego modelu reaktora oznaczać będzie, że zamiast zostać przodującą gospodarką, staniemy się królikiem doświadczalnym. I tutaj ktoś może zadać pytanie na czym polega różnica. Bo gdy na przykład polscy lekarze przeprowadzili nowatorską operację to raczej cieszymy się, że w jakimś obszarze jesteśmy światową czołówką. Raczej nie spodziewamy się nagłówków “Skandal! Zrobiono z pacjenta królika doświadczalnego!”. Podobnie w tym przypadku – ktoś zobaczy możliwy udział polskiej firmy w rozwoju nowatorskiej technologii, ktoś inny robienie z nas królika doświadczalnego. Ktoś widzi kawię domową, ktoś świnkę morską.
W dalszej części czytamy, że technologia reaktorów wodnych wrzących (BWR) została wcześniej sprawdzona w Fukushimie ze znanym skutkiem. Szkoda, że nie pojawiła się informacja, że obecnie na świecie działa 70 reaktorów tego typu. A znacznie nowocześniejsze reaktory ABWR, budowane przez ten sam koncern GE Hitachi, były realizowane w terminie i budżecie. Ponownie, kto chce może zobaczyć kawię, a kto chce zobaczy świnkę.
Nie można się zgodzić z twierdzeniem, że informacje o tym co się dzieje w Fukushimie są dosyć skąpe. W mediach faktycznie jest ich mniej, ale wynika to tylko z tego, że nic “medialnego” się tam nie dzieje. Nie jest natomiast problemem dotarcie do informacji, a te nie są tak sensacyjne jak sugeruje profesor Mielczarski. Reaktory są w stanie tzw. zimnego wyłączenia (ang. cold shutdown), a temperatura w nich to około 30 °C. Ciężko więc, żeby ciągle się w nich coś topiło. Woda użyta do chłodzenia jest przechowywana w zbiornikach po wcześniejszym odfiltrowaniu zanieczyszczeń. Zawiera ona ciągle pewną ilość trytu i trwają dyskusję na temat optymalnego postępowania. Ciekawe tylko jakie jest źródło sensacyjnych twierdzeń, zawartych we wspomnianym tekście. I ponownie, kto poszuka znajdzie kawię, a kto nie… ten nie znajdzie.
Interesująca jest natomiast koncepcja rządowych programów czy tworzenia klastrów energetycznych. Umieszczenie takiego reaktora na osiedlu pod placem zabaw to może być już o krok za daleko. Autor słusznie zauważa, że zakopanie w lesie może grozić odkopaniem przez grzybiarzy, ale chyba nie docenia ciekawości dzieci. Zwłaszcza tych uzbrojonych w małe plastikowe łopatki. Należałoby więc koniecznie wcześniej sprawdzić, czy reaktor nie ma elementów, które dziecko mogłoby łatwo połknąć. Ewentualnie można rozważyć inne osiedlowe zastosowanie. Taka osiedlowa sauna atomowa – to byłoby coś! Albo jądrowy destylator dla Polmosu. Zwłaszcza, że sugerowana perspektywa nowelizacji prawa, która pozwalałaby zbudować i podłączyć do sieci taki reaktor tylko na podstawie zgłoszenia, pozwala puścić wodze fantazji. Ale wróćmy już do rzeczywistości.
Należy się bowiem zastanowić nad kierunkiem rozwoju naszej energetyki. Koncepcja reaktora SMR to dziś coś bardzo modnego, obok niezmiennie modnych w ostatnich sezonach źródeł odnawialnych, i dziś niemal każdy producent chce taki zaoferować w kolekcji na jesień 2019 roku. Podpisane porozumienie dobrze więc wpisuje się w takie modowo-energetyczne trendy. Równolegle trwają dyskusje, czy takie małe reaktory należy traktować jako modny dodatek czy pełnoprawną, samodzielną kreację. Ja skłaniam się ku tej pierwszej wersji i nawet jeśli taki reaktor powstanie to powinno to stać się obok Polskiego Programu Energetyki Jądrowej, a nie zamiast. Tymczasem profesor Mielczarski proponuje nam w zamian węgiel, twierdząc, że nawet za 50 lat będzie on podstawą polskiej energetyki. Modowo to taki odpowiednik swetra tureckiego, który ostatnio był na topie gdzieś w latach 80-tych zeszłego wieku. I gdyby chodziło tu tylko o modę to można by mówić, że chcemy zostać energetycznym hipsterem. Problem jest jednak to, że o ile szybkie pozbycie się swetra z szafy jest wyzwaniem, to biorąc pod uwagę rosnące temperatury, zbyt częste chodzenie w nim grozi przegrzaniem.
Wracając na koniec do naszego zoologicznego dylematu nazewniczego to warto zasięgnąć opinii u źródła, czyli w Ameryce Południowej, skąd nasz gryzoń pochodzi. Ciężko oczywiście oczekiwać rozstrzygnięcia dotyczącego polskiej nazwy (tej lepiej poszukać w publikacji “Polskie nazewnictwo ssaków świata”), ale wysoce prawdopodobne jest spotkanie się z opinią, że właściwie przygotowany może być bardzo dobry.