Przybyszewski: Czy spirala zemsty Iranu i Izraela będzie mieć koniec?

16 kwietnia 2024, 07:25 Bezpieczeństwo

– Irański odwet okazał się nie tylko zemstą za zabicie trzech generałów i czterech oficerów w Damaszku pierwszego kwietnia 2024 roku, ale też generalnym ostrzeżeniem przed dalszą eskalacją. Iran z przyczyn kulturowych lepiej sobie radzi z porażkami, a Izrael gorzej. Wygląda na to, że władze w Tel Awiwie nie zamierzają tak łatwo odpuścić, choć Iran chce przenieść konflikt na poziom dyplomatyczny, w tym na forum ONZ. Izrael chce przede wszystkim zbudować sojusz w regionie. W Zatoce nie ma bowiem dobrze funkcjonującego, stabilizującego układu bezpieczeństwa, który betonowałby sytuację. To trudny cel i nie wiadomo, czy Izrael go osiągnie – pisze Łukasz Przybyszewski, prezes Abhaseed Foundation Fund, w BiznesAlert.pl.

Flaga Iranu. Źródło: Flickr
Flaga Iranu. Źródło: Flickr

  • Iran odgryzł się Izraelowi z nawiązką i gdyby nie wsparcie sojuszników, straty wizerunkowe i faktyczne mogłyby być większe. Władze w Tel Awiwie dążą do zbudowania regionalnego sojuszu, który by ich chronił. Problem w tym, że pozostali regionalni gracze nie czują się zagrożeni Iranem.
  • Teheran dąży do deeskalacji i liczy na to, że będzie zbijał dalszy kapitał polityczny na działaniach Izraela. Najkorzystniejszą dla Izraela opcją wydaje się przeprowadzenie największego w historii cyberataku.
  • Jeśli jednak Izrael odpowie atakiem z powietrza, to logicznie celem byłaby m.in. Baza Hazrat Nabi Akram z której to dowodzono irańskim odwetem.
  • Działania Izraela będą temperowane naciskami społeczności międzynarodowej. Wiele będzie zależało od postawy państw regionu.
  • Eskalacja może być efektem przede wszystkim błędów i nieporozumienia, bo próżno jest szukać sensownego kanału komunikacji między Izraelem a Iranem (są, ale nie takie, jak powinny).

Iran podnosi przyłbicę i deeskaluje

Ostatnia wymiana ciosów w nocy 14 kwietnia była pojedynkiem, który przejdzie do historii. Iran zaplanował atak, który pokazał, że jest godnym i rozważnym przeciwnikiem dla Izraela. Władze w Tel Awiwie jednak próbują się odgryźć, choć dostały klarowny sygnał, że mogą liczyć na pomoc w obronie, ale już nie w ataku na Iran. Mimo to Izrael planuje jakoś się zrewanżować. Nikt nie wie jak ani kiedy. Dlaczego tak się dzieje? Cóż, różnica wynika z czynników kulturowych. Iran świetnie radzi sobie z porażkami, ale trudno im budować coś na sukcesach. Izrael odwrotnie – nie toleruje porażek. Jedyne, co może teraz powstrzymać dalszą eskalację to asertywność regionalnych mocarstw (Turcji, Arabii Saudyjskiej, ZEA, innych) oraz naciski społeczności międzynarodowej, w tym mocarstw światowych.

Iran jednak nie zasypuje gruszek w popiele i zamierza się bronić, jeśli będzie musiał. Najwyższa Rada Bezpieczeństwa Narodowego Islamskiej Republiki Iranu oświadczyła, że jeśli Izrael przeprowadzi dalsze ataki na irańskie cele, w jakikolwiek sposób, to Iran odpowie 10-krotnie większą salwą niż 14 kwietnia. Widać jasno, że władze w Teheranie zaganiają Izrael w kozi róg, zbijają kapitał polityczny groźbą eskalacji i ogromnych kosztów obrony/wojny. Choć oświadczenie to jest w ostrym tonie, to jest to deklaracja deeskalująca. Widać, że Iran łagodzi stanowisko choćby po tym, że przywrócono w poniedziałek rano ruch na lotniskach w zachodnich częściach Iranu oraz w Teheranie. Islamska Republika podjęła także szereg działań dyplomatycznych i najpewniej 18 kwietnia minister spraw zagranicznych Iranu, Abdollahian, będzie miał sporo do powiedzenia na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ. Wiadomo, że izraelska delegacja nie pozostanie dłużna.

Co dalej?

Żadna ze stron nie ma planu, ale Iran wykorzystuje uzyskaną czekaniem przewagę: stał się stroną, która odpowiada na działania przeciwnika, czyli wykorzystuje błędy i rosnącą komplikację na swoją korzyść. Iran wie bowiem, że jeśli Izrael się przeliczy, to strategiczny cel budowy regionalnej struktury bezpieczeństwa równoważącej wpływy Iranu może spalić na panewce. Choć elity rządzące w państwach Zatoki (wykluczając te, które z różnych powodów nie zbliżały się do Izraela) mogą być bardzo nieufne wobec Iranu i umieć jakoś przełknąć tragedię w Palestynie, to obywatele tych państw już znacznie mniej. Władza jest silnie scentralizowana, wręcz w niektórych aspektach autorytarna, ale głos obywateli jest tam ważny.

Jeśli Izrael chciałby wyrównać rachunki finansowo, to mógłby dokonać ogromnego cyberataku (banki, giełdę, inne cele). Jeśli jednak Izrael odpowie atakiem z powietrza, to logicznie celem byłaby m.in. Baza Hazrat Nabi Akram z której to dowodzono irańskim odwetem. Wzięcie na cel obiektów programu jądrowego spotkałoby się z bardzo gwałtowną i brutalną odpowiedzią Iranu.

Niestety, dalsza eskalacja nie jest wykluczona. Może być efektem przede wszystkim błędów i nieporozumienia. Próżno bowiem szukać kanału komunikacji na wysokim szczeblu między Izraelem a Iranem (są inne, ale nie takie, jak powinny w tej sytuacji).

Niewykluczone, że izraelski i irański szantaż rzeczywiście doprowadzi do tego, że niektóre państwa regionu będą zmuszone do zawarcia z Izraelem porozumienia, które stworzy regionalny układ bezpieczeństwa. Nie jest to niemożliwe – atak Hamasu był mordem kolektywnym i takim też jest Izraelska operacja w Gazie. Zazwyczaj tego typu akty wymuszają inicjatywy, których celem jest zapobieżenie podobnym zdarzeniom (stąd te wszystkie mity założycielskie). Wbrew pozorom Arabia Saudyjska, ZEA, czy inne państwo, może równie dobrze rzucić monetą. Póki co sprawa jednak jest zbyt świeża, aby decyzja o stworzeniu jakiegoś rodzaju sojuszu mogła zostać podjęta.

Zarówno Iran jak i Izrael planują więc z wyprzedzeniem. Akcja i reakcja nie są zaplanowane dalej niż krok, dwa do przodu.

Czy spirala zemsty Izraela i Iranu będzie mieć koniec? Może, ale póki co warto przypomnieć cytat z filmu The Dark Knight: – As you know, madness is like gravity… all it takes is a little push – mówił Joker.

Przywołuję ten cytat, ponieważ często jest tak, że wojna już zaczyna żyć własnym życiem i jest jak demon, który opętał zdrowy rozsądek. Jeśli ma powstać układ o bezpieczeństwie zbiorowym, który będzie chronił m.in. Izrael, to na nim muszą się władze w Tel Awiwie skupić. Miejmy nadzieję, że tak właśnie będzie.

*Łukasz K. P. Przybyszewski jest prezesem Abhaseed Foundation Fund, grupy eksperckiej. Celem Abhaseed jest stworzenie pierwszego polskiego think-tanku skupionego na badaniu regionu Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej.

Baca-Pogorzelska: Irańskie drony niszczyły infrastrukturę Charkowa, ale świat patrzył na Izrael