icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Przybyszewski: Kolejny etap wojny z Izraelem będzie odczuwalny dla Zachodu na morzu

– Iran próbuje utrudnić Izraelowi pokonanie Hamasu w Strefie Gazy, wykorzystując do tego swoich partnerów w tzw. Osi Oporu. Sam Hamas w końcu najpewniej polegnie militarnie, więc Hezbollah i Huti przygotowują się do kolejnego etapu wojny: Izrael raczej na pewno planuje inwazję na południowy obszar Libanu i uruchomi tym samym odwetu Hezbollahu, więc Huti podejmą się próby nałożenia dłuższej blokady morskiej w Bab al-Mandeb. Proirańscy bojownicy w Iraku i Syrii będą musieli zintensyfikować ataki na amerykańskie bazy, żeby Iran miał jakąkolwiek szansę na uzupełnianie zapasów Hezbollahu. Najbardziej odczuwalnymi skutkami dla nas w Europie będzie podwyższenie cen za transport morski (i ubezpieczenia) oraz możliwy rozrost struktur prohamasowskich na kontynencie – pisze Łukasz Przybyszewski, prezes Abhaseed Foundation Fund, w BiznesAlert.pl.

Wojna na wyczerpanie

Izrael skutecznie utrudnił Iranowi możliwość zaopatrzenia i uzupełnienie zapasów Hezbollahu w przypadku wojny – syryjskie lotniska były w ostatnim czasie bowiem regularnie bombardowane i nie nadają się do użytku. Pozostaje więc jedynie pomost lądowy, a ten – z wąskim gardłem przy Deir ez-Zur – był ciągle bacznie obserwowany przez siły amerykańskie i izraelskie. Zaopatrzenie drogą lądową jest więc bardzo ryzykowne, bo w przypadku eskalacji starcia Izraela z Hezbollahem irańskie transporty będą – tak jak były – bombardowane. Iran nie ma wystarczających zasobów do ochrony konwojów, a przewaga Izraela i USA w powietrzu jest bezsprzeczna i dla Iranu niemożliwa do zniwelowania. Mamy więc do czynienia z eskalacją wojny w stronę strategii opartej na wyczerpaniu sił przeciwnika. Izrael domaga się teraz “oczyszczenia” pogranicza Libanu z Izraelem tak, aby zachować pas zdemilitaryzowany (a przynajmniej pozbawiony obecności Hezbollahu). Na wiele to by się nie zdało – po prostu dałoby Izraelowi w przyszłości czas na reakcję i odebrałoby Hezbollahowi szansę na niespodziewane ataki. Nasr Allah jednak na to najpewniej nie zgodzi się, więc inwazja Izraela na południowy Liban jest bardzo prawdopodobna.

Wobec takiej perspektywy, Oś Oporu nie ma wyboru – musi przygotowywać się szybko do kolejnego etapu wojny. Huti postanowili wykonać ruch wyprzedzający izraelską inwazję na południowy Liban: coraz silniej atakowali okręty handlowe, co de facto wywołało blokadę morską cieśniny Bab al-Mandeb. Być może przy okazji tego Huti liczyli na boleśniejsze i dłuższe “wykrwawianie się” sił izraelskich w Strefie Gazy. Hamas w końcu militarnie polegnie, ale nie oszukujmy się: ta organizacja ogromnie zyskała na konflikcie w wymiarze politycznym. Zasadniczo jej ranga urośnie teraz w regionie do tej, jaką ma Hezbollah. Struktury Hamasu w Europie najpewniej też rozbudują się, co – miejmy nadzieję – jest u różnych europejskich służb na liście zjawisk do przeciwdziałania. Nie wiadomo, czy ta blokada ma militarne szanse powodzenia. Prawdopodobnie nie, ponieważ USA może liczyć na koalicję morską 40 państw zebranych w Combined Maritime Forces, a której celem jest zapewnienie swobody żeglugi w Zatoce Perskiej, Morzu Czerwonym i Morzu Arabskim. 153. Grupa Zadaniowa (CTF) de facto przekształci się teraz w misję “Strażnik Dobrobytu”, której misją będzie “odblokowanie” Bab al-Mandeb. Decyzja Arabii Saudyjskiej i ZEA o nie wzięciu udziału w “Strażniku Dobrobytu” nie jest dla Waszyngtonu szczególnie bolesna. Emiraty i tak już w pierwszej połowie 2023 roku zdecydowali o nieuczestniczeniu w CMF, bo za wiele ich to politycznie kosztowało (władze ZEA siedzą okrakiem na murze i starają się mieć dobre stosunki z Iranem, Rosją, Chinami, Izraelem i USA). Do USA spośród państw arabskich dołączy więc Bahrajn, który politycznie zupełnie nie mana tym nic do stracenia. Póki co najbardziej odczuwalnymi skutkami dla nas w Europie będzie podwyższenie cen za transport morski i ubezpieczeń, bo cieśninę trzeba jakoś ominąć (a tu jak wiemy wielu opcji nie ma).

Huti będą więc i tak w słabej pozycji, bo ze strony USA operacja morska skierowana przeciwko władzom w Sana’a nie byłaby niczym wielkim. Kosztownym, ale wartym ceny zagwarantowania swobody żeglugi. Jeśli więc na poziomie politycznym blokada morska Huti nie przyniesie efektów (np. rezygnacji Izraela z żądań wobec Hezbollahu lub wyjścia z Gazy przed “całkowitym” zniszczeniem Hamasu), to Huti nie będą mieli wyjścia i będą zmuszeni zaatakować wybrane okręty koalicji tak, aby na pewno zadać straty. Huti posiadają spory arsenał pocisków przeciwokrętowych, ale większość zostanie strącona lub nie trafi celu (sygnał satelitarny jest w strefie działań mocno zagłuszany). Iran udzieli Hutim wsparcia dzięki okrętowi drobnicowemu Behshad, ale ten będzie otoczony okrętami koalicji, więc na zbyt wiele Huti liczyć nie mogą. Nie da się jednak wykluczyć, że na pokładzie Behshad jest jednostka specjalna, która mogłaby zrobić użytek z min dywersyjnych czy bezzałogowców. Nikt bowiem nie wie co dokładnie znajduje się na pokładzie tego okrętu, ale wiadomo, że był on zaopatrywany nie tylko przez kontenerowiec MV Artenos, ale też i przez zaopatrzeniowiec INS Bandar Abbas.

Pula opcji niewielka, a wybory trudne

Władze w Iranie najwyraźniej przegapiły moment, gdy mogły coś zdziałać, aby skuteczniej przeciwstawić się działaniom Izraela. Nie były w stanie zapewnić bezpieczeństwa dla syryjskich lotnisk, a pomost lądowy ma swoje duże minusy. Jeśli chcą więc go wykorzystać, to muszą liczyć na to, że proirańskie organizacje militarne w Iraku i Syrii będą stale nękać siły amerykańskie, co pozwoli “przemknąć się” konwojom. Tylko wtedy walka Hezbollahu z Izraelem będzie mogła być na tyle długa i krwawa, aby Oś Oporu będzie mogła potem przypisywać sobie zwycięstwo podobne do tego z 2006 roku. W wyniku ówczesnej eskalacji konfliktu, zwanej II Wojną Libańską, Izrael nie osiągnął swoich celów – nadrzędnym było wycofanie sił Hezbollahu z południa Libanu. Obecnie wynik II Wojny Libańskiej opisywany jest różnie i obie strony przypisują sobie zwycięstwo. Z perspektywy czasu widać jednak, że Hezbollah w dłuższym terminie wojnę z 2006 roku wygrał. Teraz też może, bo Oś Oporu polega na organizacjach, które w dużej mierze są samowystarczalne. Dotyczy to nie tylko “starych” organizacji, jak Hezbollah czy Huti, ale też “młodszych” proirańskich organizacji w Syrii i Iraku. Irańskie wsparcie może być więc niewielkie lub umiarkowane, bo w “przerwach” od konfliktu władze Iranu szybko zaopatrują swych sojuszników ponownie, a często i lepiej niż poprzednio.

Iran nie ma tu zbyt wielu opcji do wyboru, a decydowanie się na każdą z nich ma swoje konsekwencje. Dlatego są to decyzje trudne. Wobec braku możliwości realnego przechylenia szali na swoją korzyść, władze w Iranie mogą zrobić tylko jedno: maksymalnie wydłużyć walki koalicjantów z Izraelem, wspomagać wojnę na wyczerpanie i potem znów uzupełniać zapasy w przygotowaniu do kolejnej eskalacji. W międzyczasie podobno zaobserwowano też inne ciekawe zdarzenie: podobno proirańskie organizacje miały spróbować przerzucać uzbrojenie z Syrii do Jordanii, skąd miało trafić do Zachodniego Brzegu. Widać więc, że pomost lądowy mimo wszystko działa, choć jest znacznie wolniejszy. Jeśli pozostanie wciąż tak wolny, to być może Oś Oporu jednak odpuści szybciej, niż dotychczas przewidywano. Nie znaczy to jednak, że nie dojdzie do dalszej eskalacji – wojna z Hezbollahem wciąż jest bardzo prawdopodobna, a Huti nie będą się bezczynnie przyglądać. Po prostu całość starć będzie trwała krócej, niż gdyby Iran miał zabezpieczone szlaki zaopatrzenia koalicjantów. Czy to lepiej? To zależy od tego, czy Hezbollah i Huti zdecydują się na maksymalne zadanie strat, czy wydłużone. Jeśli zakrzykną “fire everything!” (vide Nero w Star Trek z 2009 roku), to USA nie pozostaną dłużne. Najbardziej podstępna sytuacja wówczas miałaby miejsce w Iraku i Syrii, bo tam amerykańscy żołnierze niekoniecznie będą na wygranej pozycji i będą musieli mocno nagimnastykować się, aby Deir ez-Zur pozostało “wąskim gardłem” pomostu lądowego.

*Łukasz K.P. Przybyszewski jest prezesem Abhaseed Foundation Fund, grupy eksperckiej i NGO oferującego szkolenia dla dziennikarzy dot. pozyskiwania i interpretacji informacji ze źródeł otwartych, które pokrywają tematykę Iranu.

Wojnarowicz: Wyeliminowanie Hamasu przez Izrael będzie niezwykle trudne (ROZMOWA)

– Iran próbuje utrudnić Izraelowi pokonanie Hamasu w Strefie Gazy, wykorzystując do tego swoich partnerów w tzw. Osi Oporu. Sam Hamas w końcu najpewniej polegnie militarnie, więc Hezbollah i Huti przygotowują się do kolejnego etapu wojny: Izrael raczej na pewno planuje inwazję na południowy obszar Libanu i uruchomi tym samym odwetu Hezbollahu, więc Huti podejmą się próby nałożenia dłuższej blokady morskiej w Bab al-Mandeb. Proirańscy bojownicy w Iraku i Syrii będą musieli zintensyfikować ataki na amerykańskie bazy, żeby Iran miał jakąkolwiek szansę na uzupełnianie zapasów Hezbollahu. Najbardziej odczuwalnymi skutkami dla nas w Europie będzie podwyższenie cen za transport morski (i ubezpieczenia) oraz możliwy rozrost struktur prohamasowskich na kontynencie – pisze Łukasz Przybyszewski, prezes Abhaseed Foundation Fund, w BiznesAlert.pl.

Wojna na wyczerpanie

Izrael skutecznie utrudnił Iranowi możliwość zaopatrzenia i uzupełnienie zapasów Hezbollahu w przypadku wojny – syryjskie lotniska były w ostatnim czasie bowiem regularnie bombardowane i nie nadają się do użytku. Pozostaje więc jedynie pomost lądowy, a ten – z wąskim gardłem przy Deir ez-Zur – był ciągle bacznie obserwowany przez siły amerykańskie i izraelskie. Zaopatrzenie drogą lądową jest więc bardzo ryzykowne, bo w przypadku eskalacji starcia Izraela z Hezbollahem irańskie transporty będą – tak jak były – bombardowane. Iran nie ma wystarczających zasobów do ochrony konwojów, a przewaga Izraela i USA w powietrzu jest bezsprzeczna i dla Iranu niemożliwa do zniwelowania. Mamy więc do czynienia z eskalacją wojny w stronę strategii opartej na wyczerpaniu sił przeciwnika. Izrael domaga się teraz “oczyszczenia” pogranicza Libanu z Izraelem tak, aby zachować pas zdemilitaryzowany (a przynajmniej pozbawiony obecności Hezbollahu). Na wiele to by się nie zdało – po prostu dałoby Izraelowi w przyszłości czas na reakcję i odebrałoby Hezbollahowi szansę na niespodziewane ataki. Nasr Allah jednak na to najpewniej nie zgodzi się, więc inwazja Izraela na południowy Liban jest bardzo prawdopodobna.

Wobec takiej perspektywy, Oś Oporu nie ma wyboru – musi przygotowywać się szybko do kolejnego etapu wojny. Huti postanowili wykonać ruch wyprzedzający izraelską inwazję na południowy Liban: coraz silniej atakowali okręty handlowe, co de facto wywołało blokadę morską cieśniny Bab al-Mandeb. Być może przy okazji tego Huti liczyli na boleśniejsze i dłuższe “wykrwawianie się” sił izraelskich w Strefie Gazy. Hamas w końcu militarnie polegnie, ale nie oszukujmy się: ta organizacja ogromnie zyskała na konflikcie w wymiarze politycznym. Zasadniczo jej ranga urośnie teraz w regionie do tej, jaką ma Hezbollah. Struktury Hamasu w Europie najpewniej też rozbudują się, co – miejmy nadzieję – jest u różnych europejskich służb na liście zjawisk do przeciwdziałania. Nie wiadomo, czy ta blokada ma militarne szanse powodzenia. Prawdopodobnie nie, ponieważ USA może liczyć na koalicję morską 40 państw zebranych w Combined Maritime Forces, a której celem jest zapewnienie swobody żeglugi w Zatoce Perskiej, Morzu Czerwonym i Morzu Arabskim. 153. Grupa Zadaniowa (CTF) de facto przekształci się teraz w misję “Strażnik Dobrobytu”, której misją będzie “odblokowanie” Bab al-Mandeb. Decyzja Arabii Saudyjskiej i ZEA o nie wzięciu udziału w “Strażniku Dobrobytu” nie jest dla Waszyngtonu szczególnie bolesna. Emiraty i tak już w pierwszej połowie 2023 roku zdecydowali o nieuczestniczeniu w CMF, bo za wiele ich to politycznie kosztowało (władze ZEA siedzą okrakiem na murze i starają się mieć dobre stosunki z Iranem, Rosją, Chinami, Izraelem i USA). Do USA spośród państw arabskich dołączy więc Bahrajn, który politycznie zupełnie nie mana tym nic do stracenia. Póki co najbardziej odczuwalnymi skutkami dla nas w Europie będzie podwyższenie cen za transport morski i ubezpieczeń, bo cieśninę trzeba jakoś ominąć (a tu jak wiemy wielu opcji nie ma).

Huti będą więc i tak w słabej pozycji, bo ze strony USA operacja morska skierowana przeciwko władzom w Sana’a nie byłaby niczym wielkim. Kosztownym, ale wartym ceny zagwarantowania swobody żeglugi. Jeśli więc na poziomie politycznym blokada morska Huti nie przyniesie efektów (np. rezygnacji Izraela z żądań wobec Hezbollahu lub wyjścia z Gazy przed “całkowitym” zniszczeniem Hamasu), to Huti nie będą mieli wyjścia i będą zmuszeni zaatakować wybrane okręty koalicji tak, aby na pewno zadać straty. Huti posiadają spory arsenał pocisków przeciwokrętowych, ale większość zostanie strącona lub nie trafi celu (sygnał satelitarny jest w strefie działań mocno zagłuszany). Iran udzieli Hutim wsparcia dzięki okrętowi drobnicowemu Behshad, ale ten będzie otoczony okrętami koalicji, więc na zbyt wiele Huti liczyć nie mogą. Nie da się jednak wykluczyć, że na pokładzie Behshad jest jednostka specjalna, która mogłaby zrobić użytek z min dywersyjnych czy bezzałogowców. Nikt bowiem nie wie co dokładnie znajduje się na pokładzie tego okrętu, ale wiadomo, że był on zaopatrywany nie tylko przez kontenerowiec MV Artenos, ale też i przez zaopatrzeniowiec INS Bandar Abbas.

Pula opcji niewielka, a wybory trudne

Władze w Iranie najwyraźniej przegapiły moment, gdy mogły coś zdziałać, aby skuteczniej przeciwstawić się działaniom Izraela. Nie były w stanie zapewnić bezpieczeństwa dla syryjskich lotnisk, a pomost lądowy ma swoje duże minusy. Jeśli chcą więc go wykorzystać, to muszą liczyć na to, że proirańskie organizacje militarne w Iraku i Syrii będą stale nękać siły amerykańskie, co pozwoli “przemknąć się” konwojom. Tylko wtedy walka Hezbollahu z Izraelem będzie mogła być na tyle długa i krwawa, aby Oś Oporu będzie mogła potem przypisywać sobie zwycięstwo podobne do tego z 2006 roku. W wyniku ówczesnej eskalacji konfliktu, zwanej II Wojną Libańską, Izrael nie osiągnął swoich celów – nadrzędnym było wycofanie sił Hezbollahu z południa Libanu. Obecnie wynik II Wojny Libańskiej opisywany jest różnie i obie strony przypisują sobie zwycięstwo. Z perspektywy czasu widać jednak, że Hezbollah w dłuższym terminie wojnę z 2006 roku wygrał. Teraz też może, bo Oś Oporu polega na organizacjach, które w dużej mierze są samowystarczalne. Dotyczy to nie tylko “starych” organizacji, jak Hezbollah czy Huti, ale też “młodszych” proirańskich organizacji w Syrii i Iraku. Irańskie wsparcie może być więc niewielkie lub umiarkowane, bo w “przerwach” od konfliktu władze Iranu szybko zaopatrują swych sojuszników ponownie, a często i lepiej niż poprzednio.

Iran nie ma tu zbyt wielu opcji do wyboru, a decydowanie się na każdą z nich ma swoje konsekwencje. Dlatego są to decyzje trudne. Wobec braku możliwości realnego przechylenia szali na swoją korzyść, władze w Iranie mogą zrobić tylko jedno: maksymalnie wydłużyć walki koalicjantów z Izraelem, wspomagać wojnę na wyczerpanie i potem znów uzupełniać zapasy w przygotowaniu do kolejnej eskalacji. W międzyczasie podobno zaobserwowano też inne ciekawe zdarzenie: podobno proirańskie organizacje miały spróbować przerzucać uzbrojenie z Syrii do Jordanii, skąd miało trafić do Zachodniego Brzegu. Widać więc, że pomost lądowy mimo wszystko działa, choć jest znacznie wolniejszy. Jeśli pozostanie wciąż tak wolny, to być może Oś Oporu jednak odpuści szybciej, niż dotychczas przewidywano. Nie znaczy to jednak, że nie dojdzie do dalszej eskalacji – wojna z Hezbollahem wciąż jest bardzo prawdopodobna, a Huti nie będą się bezczynnie przyglądać. Po prostu całość starć będzie trwała krócej, niż gdyby Iran miał zabezpieczone szlaki zaopatrzenia koalicjantów. Czy to lepiej? To zależy od tego, czy Hezbollah i Huti zdecydują się na maksymalne zadanie strat, czy wydłużone. Jeśli zakrzykną “fire everything!” (vide Nero w Star Trek z 2009 roku), to USA nie pozostaną dłużne. Najbardziej podstępna sytuacja wówczas miałaby miejsce w Iraku i Syrii, bo tam amerykańscy żołnierze niekoniecznie będą na wygranej pozycji i będą musieli mocno nagimnastykować się, aby Deir ez-Zur pozostało “wąskim gardłem” pomostu lądowego.

*Łukasz K.P. Przybyszewski jest prezesem Abhaseed Foundation Fund, grupy eksperckiej i NGO oferującego szkolenia dla dziennikarzy dot. pozyskiwania i interpretacji informacji ze źródeł otwartych, które pokrywają tematykę Iranu.

Wojnarowicz: Wyeliminowanie Hamasu przez Izrael będzie niezwykle trudne (ROZMOWA)

Najnowsze artykuły