KOMENTARZ
Adam Rajewski
Od kilku godzin po polskich mediach krąży alarmująca informacja o awarii w elektrowni jądrowej na Ukrainie. Co naprawdę się stało?
Faktycznie premier Ukrainy poinformował na konferencji prasowej o zdarzeniu awaryjnym w bloku nr 3 Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej. Jak zwykle oświadczenie tego typu wywołało czerwone paski i alarmistyczne reakcje niektórych mediów w Polsce, szczególnie, że to przecież Ukraina. Czy słusznie?
Jak do tej pory w polskich mediach nie podano wielu szczegółów, jednak lektura źródeł rosyjsko- i ukraińskojęzycznych pozwala dowiedzieć się nieco więcej, niż polskie komunikaty prasowe. A więc według wypowiedzi Wołodymyra Demczyszyna, ministra energetyki Ukrainy cytowanego przez rosyjskojęzyczne wydanie serwisu Deutsche Welle, do awarii doszło w układzie wyprowadzenia mocy bloku nr 3. Tę informację potwierdza oficjalny serwis operatora elektrowni, który już 29 listopada poinformował, że „28 listopada o godz. 19:24 wskutek działania elektroenergetyczych układów zabezpieczeniowych blok energetyczny nr 3 Zaporoskiej EJ został odłączony od systemu energetycznego i odstawiony do bieżącego remontu na okres do 5 grudnia 2014 roku. Do naruszenia warunków granicznych i norm bezpieczeństwa nie doszło. Sytuacja radiologiczna w rejonie ZEJ bez zmian.” Również minister Demczyszyn podkreślił, że „nie ma żadnych problemów z reaktorem” i zapowiedział przywrócenie bloku do pracy 5 grudnia.
Czyli przekładając na prostszy język doszło do usterki po stronie elektrycznej, tam gdzie wyprowadza się z bloku energetycznego (jądrowego czy nie) energię do sieci, np. w generatorze lub transformatorze.
Zresztą wg doniesień mediów ukraińskich i rosyjskich doszło do awarii o znacznie większym zasięgu: poza jednym blokiem jądrowym miało wyłączyć się także awaryjnie szesnaście bloków elektrowni konwencjonalnych, powodując deficyt energii w rejonie Odessy, w tym zakłócenia w funkcjonowaniu transportu. I to nawiasem mówiąc jest głównym aspektem, który martwi media lokalne, też nie od dziś. A jednocześnie zapewne to jest właśnie przyczyna,poruszenia sprawy przez premiera.
***
Adam Rajewski jest absolwentem Wydziału Mechanicznego Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej i pracownikiem Instytutu Techniki Cieplnej tej samej uczelni. W ramach pracy badawczej uczestniczył w realizacji dwóch zadań z zakresu energetyki jądrowej w ramach Strategicznego Programu Badawczego Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Poza uczelnią Adam pracuje w międzynarodowym koncernie dostarczającym urządzenia dla energetyki konwencjonalnej oraz prowadzi blog poświęcony energii i energetyce jądrowej.