icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Raport ING: Auta elektryczne dwa razy droższe od spalinowych

Co czwarty Polak byłby skłonny zapłacić za samochód elektryczny do 10 proc. więcej niż za auto z silnikiem spalinowym; tyle samo ankietowanych zapłaciłoby 10-25 proc. więcej, podczas gdy samochody elektryczne są obecnie około dwa razy droższe od spalinowych – wynika z najnowszego raportu ING.

Barometr Finansowy ING to cykliczne badanie międzynarodowej Grupy ING, sondujące zachowania i postawy konsumentów w Polsce i na świecie wobec różnych zagadnień. Badanie, którego wyniki zaprezentowało w środę biuro prasowe ING Banku Śląskiego, zostało przeprowadzone wiosną tego roku na próbie blisko 15 tys. respondentów w 15 krajach, w tym ponad 1 tys. z Polski.

Z raportu wynika, że obecny koszt samochodu elektrycznego wydaje się być psychologiczną barierą dla Polaków; ankietowani nie byliby skłonni zapłacić za takie auto więcej niż 10-25 proc. powyżej ceny tradycyjnego samochodu. Co piąty Polak chciałby zapłacić za auto elektrycznie nie więcej niż za samochód z silnikiem spalinowym, a tyle samo respondentów zadeklarowało, że w ogóle nie są zainteresowani elektrycznym samochodem.

„Polacy postrzegają auta elektryczne jako pojazdy prestiżowe. Osoby, które widzą w samochodzie oznakę statusu i dobrego wizerunku, byłyby gotowe zapłacić za +elektryka+ 10-25 proc. więcej niż za zwykłe cztery kółka. W tej chwili jednak to za mało, żeby myśleć o własnej Tesli. Samochody elektryczne są obecnie około dwa razy droższe niż analogiczne samochody z silnikiem spalinowym. Trudno spodziewać się, żeby ich cena znacząco obniżyła się, dopóki nie spadną koszty produkcji” – skomentował, cytowany w komunikacie prasowym, ekonomista ING Banku Śląskiego Karol Pogorzelski.

Spadek kosztów produkcji elektrycznych aut może nastąpić ze względu na postęp technologiczny (tańsze i bardziej pojemne baterie) oraz na tzw. ekonomię skali (masowa produkcja). Aby przyspieszyć ten proces, rządy niektórych państw, m.in. USA i Norwegii, zdecydowały się subsydiować zakup aut elektrycznych. Zdaniem Pogorzelskiego, polski rząd nie powinien jednak spieszyć się z podobnymi dopłatami do zakupu samochodów elektrycznych.

„Ich upowszechnienie nie zmniejszy w istotny sposób zanieczyszczenia środowiska, jak ma to miejsce np. w Norwegii. Większość energii w naszym kraju jest wciąż produkowana z tzw. brudnych źródeł. Zamiast w samochodach, paliwa kopalne byłyby więc spalane w elektrowniach. Ponadto w Polsce nie są na razie produkowane na szeroką skalę ani samochody elektryczne, ani komponenty do nich. Dlatego subsydiowanie zakupu takich aut w Polsce, byłoby de facto wspieraniem przemysłu zagranicą, który już obecnie cieszy się wsparciem publicznym. Warto natomiast wspierać inwestycje, które sprawią, że Polska zajmie istotne miejsce w globalnym łańcuchu dostaw przy produkcji samochodów elektrycznych oraz infrastruktury do nich” – ocenił ekspert.

Z raportu ING wynika, że gdyby Polacy kupowali dziś nowy samochód, najczęściej byłoby to auto z silnikiem benzynowym, a w dalszej kolejności rozpatrywaliby pojazd hybrydowy. Mimo że najmniej osób rozważałoby zakup auta elektrycznego, to popularnością tylko nieznacznie ustępuje ono dieslowi.

Badanie wykazało, że samochód z silnikiem wysokoprężnym rozważałoby dziś 36 proc. Polaków, kupno hybrydy za prawdopodobne uznaje 45 proc. badanych, a auta elektrycznego 32 proc. Zdecydowanie najpopularniejszym rozwiązaniem pozostaje silnik benzynowy (57 proc.).

Do ewentualnej przesiadki na samochód elektryczny Polaków przekonują przede wszystkim względy finansowe: niższe koszty eksploatacji – wskazuje na nie trzech na czterech respondentów – i potencjalne ulgi podatkowe przy zakupie (70 proc.). Istotnym czynnikiem zachęcającym Polaków do kupna elektryka byłby także odpowiednio duży zasięg samochodu, na który wskazuje 69 proc. ankietowanych. Nieco mniejsze znaczenie ma natomiast pozytywny wpływ samochodów elektrycznych na środowisko (61 proc.).

Choć Polska nie wyróżnia się na tle innych krajów pod względem odsetka osób posiadających samochód (67 proc.), to Polacy należą do największych miłośników prowadzenia auta. Siedzieć za kierownicą lubi co drugi Polak (54 proc.), podczas gdy – dla porównania – tylko co trzeci mieszkaniec wysp brytyjskich (32 proc.).

W maju br. grupa ING opublikowała raport o elektromobilności, przygotowany wspólnie z firmą doradczą EY. Eksperci prognozują, że do 2023 r. sprzedaż samochodów elektrycznych podwoi się; ich cena będzie stopniowo spadać, wraz z rozwojem technologicznym – obecnie próg rentowności jest osiągany dopiero po przejechaniu 50 tys. km rocznie.

W ocenie analityków, prognozowane podwojenie sprzedaży aut elektrycznych w ciągu najbliższych pięciu lat będzie efektem rozwoju technologii produkcji baterii, a co za tym idzie spadku cen samochodów tego typu; nie bez znaczenia będą też rosnące wymogi środowiskowe związane z emisją gazów cieplarnianych. Eksperci szacują, że w 2023 r. auta elektryczne będą stanowić ok. 6 proc. wszystkich sprzedawanych samochodów.

Obecnie największą przeszkodą w rozwoju tego rynku jest cena samochodów elektrycznych, w tym cena baterii, odpowiadająca nawet za połowę całego kosztu auta. Eksperci EY i ING uważają, że nowe technologie produkcji baterii Li-ion z jednej strony spowodują spadek ceny, z drugiej odpowiedzą na oczekiwania użytkowników – czyli pozwolą na swobodne przejechanie 600 km. Drugą najpoważniejszą barierą jest infrastruktura. Użytkownicy elektrycznych aut oczekują większej liczby miejsc do ładowania, zwłaszcza szybkiego. Z badania przeprowadzonego przez ING w Holandii wynika, że prawie 75 proc. kierowców oczekuje, że ładowanie baterii będzie trwać maksymalnie 15 minut.

Poza ceną samego auta (czyli w dużej mierze ceną baterii) ważnym parametrem jest też koszt użytkowania takiego samochodu i różnica pomiędzy ceną energii elektrycznej, a ceną innych paliw: benzyny, ropy czy gazu. Według ekspertów EY w rozwoju mogłoby pomóc, poza niższą ceną baterii, zwolnienie z VAT – wtedy próg rentowności byłby osiągany już przy 30 tys. km rocznie.

Polska Agencja Prasowa

Co czwarty Polak byłby skłonny zapłacić za samochód elektryczny do 10 proc. więcej niż za auto z silnikiem spalinowym; tyle samo ankietowanych zapłaciłoby 10-25 proc. więcej, podczas gdy samochody elektryczne są obecnie około dwa razy droższe od spalinowych – wynika z najnowszego raportu ING.

Barometr Finansowy ING to cykliczne badanie międzynarodowej Grupy ING, sondujące zachowania i postawy konsumentów w Polsce i na świecie wobec różnych zagadnień. Badanie, którego wyniki zaprezentowało w środę biuro prasowe ING Banku Śląskiego, zostało przeprowadzone wiosną tego roku na próbie blisko 15 tys. respondentów w 15 krajach, w tym ponad 1 tys. z Polski.

Z raportu wynika, że obecny koszt samochodu elektrycznego wydaje się być psychologiczną barierą dla Polaków; ankietowani nie byliby skłonni zapłacić za takie auto więcej niż 10-25 proc. powyżej ceny tradycyjnego samochodu. Co piąty Polak chciałby zapłacić za auto elektrycznie nie więcej niż za samochód z silnikiem spalinowym, a tyle samo respondentów zadeklarowało, że w ogóle nie są zainteresowani elektrycznym samochodem.

„Polacy postrzegają auta elektryczne jako pojazdy prestiżowe. Osoby, które widzą w samochodzie oznakę statusu i dobrego wizerunku, byłyby gotowe zapłacić za +elektryka+ 10-25 proc. więcej niż za zwykłe cztery kółka. W tej chwili jednak to za mało, żeby myśleć o własnej Tesli. Samochody elektryczne są obecnie około dwa razy droższe niż analogiczne samochody z silnikiem spalinowym. Trudno spodziewać się, żeby ich cena znacząco obniżyła się, dopóki nie spadną koszty produkcji” – skomentował, cytowany w komunikacie prasowym, ekonomista ING Banku Śląskiego Karol Pogorzelski.

Spadek kosztów produkcji elektrycznych aut może nastąpić ze względu na postęp technologiczny (tańsze i bardziej pojemne baterie) oraz na tzw. ekonomię skali (masowa produkcja). Aby przyspieszyć ten proces, rządy niektórych państw, m.in. USA i Norwegii, zdecydowały się subsydiować zakup aut elektrycznych. Zdaniem Pogorzelskiego, polski rząd nie powinien jednak spieszyć się z podobnymi dopłatami do zakupu samochodów elektrycznych.

„Ich upowszechnienie nie zmniejszy w istotny sposób zanieczyszczenia środowiska, jak ma to miejsce np. w Norwegii. Większość energii w naszym kraju jest wciąż produkowana z tzw. brudnych źródeł. Zamiast w samochodach, paliwa kopalne byłyby więc spalane w elektrowniach. Ponadto w Polsce nie są na razie produkowane na szeroką skalę ani samochody elektryczne, ani komponenty do nich. Dlatego subsydiowanie zakupu takich aut w Polsce, byłoby de facto wspieraniem przemysłu zagranicą, który już obecnie cieszy się wsparciem publicznym. Warto natomiast wspierać inwestycje, które sprawią, że Polska zajmie istotne miejsce w globalnym łańcuchu dostaw przy produkcji samochodów elektrycznych oraz infrastruktury do nich” – ocenił ekspert.

Z raportu ING wynika, że gdyby Polacy kupowali dziś nowy samochód, najczęściej byłoby to auto z silnikiem benzynowym, a w dalszej kolejności rozpatrywaliby pojazd hybrydowy. Mimo że najmniej osób rozważałoby zakup auta elektrycznego, to popularnością tylko nieznacznie ustępuje ono dieslowi.

Badanie wykazało, że samochód z silnikiem wysokoprężnym rozważałoby dziś 36 proc. Polaków, kupno hybrydy za prawdopodobne uznaje 45 proc. badanych, a auta elektrycznego 32 proc. Zdecydowanie najpopularniejszym rozwiązaniem pozostaje silnik benzynowy (57 proc.).

Do ewentualnej przesiadki na samochód elektryczny Polaków przekonują przede wszystkim względy finansowe: niższe koszty eksploatacji – wskazuje na nie trzech na czterech respondentów – i potencjalne ulgi podatkowe przy zakupie (70 proc.). Istotnym czynnikiem zachęcającym Polaków do kupna elektryka byłby także odpowiednio duży zasięg samochodu, na który wskazuje 69 proc. ankietowanych. Nieco mniejsze znaczenie ma natomiast pozytywny wpływ samochodów elektrycznych na środowisko (61 proc.).

Choć Polska nie wyróżnia się na tle innych krajów pod względem odsetka osób posiadających samochód (67 proc.), to Polacy należą do największych miłośników prowadzenia auta. Siedzieć za kierownicą lubi co drugi Polak (54 proc.), podczas gdy – dla porównania – tylko co trzeci mieszkaniec wysp brytyjskich (32 proc.).

W maju br. grupa ING opublikowała raport o elektromobilności, przygotowany wspólnie z firmą doradczą EY. Eksperci prognozują, że do 2023 r. sprzedaż samochodów elektrycznych podwoi się; ich cena będzie stopniowo spadać, wraz z rozwojem technologicznym – obecnie próg rentowności jest osiągany dopiero po przejechaniu 50 tys. km rocznie.

W ocenie analityków, prognozowane podwojenie sprzedaży aut elektrycznych w ciągu najbliższych pięciu lat będzie efektem rozwoju technologii produkcji baterii, a co za tym idzie spadku cen samochodów tego typu; nie bez znaczenia będą też rosnące wymogi środowiskowe związane z emisją gazów cieplarnianych. Eksperci szacują, że w 2023 r. auta elektryczne będą stanowić ok. 6 proc. wszystkich sprzedawanych samochodów.

Obecnie największą przeszkodą w rozwoju tego rynku jest cena samochodów elektrycznych, w tym cena baterii, odpowiadająca nawet za połowę całego kosztu auta. Eksperci EY i ING uważają, że nowe technologie produkcji baterii Li-ion z jednej strony spowodują spadek ceny, z drugiej odpowiedzą na oczekiwania użytkowników – czyli pozwolą na swobodne przejechanie 600 km. Drugą najpoważniejszą barierą jest infrastruktura. Użytkownicy elektrycznych aut oczekują większej liczby miejsc do ładowania, zwłaszcza szybkiego. Z badania przeprowadzonego przez ING w Holandii wynika, że prawie 75 proc. kierowców oczekuje, że ładowanie baterii będzie trwać maksymalnie 15 minut.

Poza ceną samego auta (czyli w dużej mierze ceną baterii) ważnym parametrem jest też koszt użytkowania takiego samochodu i różnica pomiędzy ceną energii elektrycznej, a ceną innych paliw: benzyny, ropy czy gazu. Według ekspertów EY w rozwoju mogłoby pomóc, poza niższą ceną baterii, zwolnienie z VAT – wtedy próg rentowności byłby osiągany już przy 30 tys. km rocznie.

Polska Agencja Prasowa

Najnowsze artykuły