– Firmy zajmujące się poszukiwaniami i eksploatacją gazu łupkowego od wielu lat zapewniają, że technologia jest bezpieczna. I można podejrzewać, że mówią tylko to, co jest im wygodne. Tak samo, jak rządy tych krajów, które zdecydowały się na energię łupkową także mówią tylko to, co jest im wygodne. Stąd bierze się niepewność i brak zaufania ze strony ludzi mieszkających w pobliżu takich odwiertów – mówi w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Mike Rosenberg, profesor zarządzania strategicznego w hiszpańskiej uczelni IESE Business School.
Rosenberg podkreśla, że problem z gazem z łupków polega na tym, że wielką niewiadomą jest jego wpływ na środowisko. W jego ocenia USA powinny jak najszybciej wdrożyć spójne, jasne regulacje dotyczące miejsc i warunków wydobycia tego surowca. Jednocześnie zaznacza, że chociaż wydobycie gazu łupkowego w Stanach Zjednoczonych wcale nie jest potężne, to sam fakt takich prac skutecznie obniżył wysokie ceny gazu na amerykańskim rynku.
– Żeby na przykład w Ameryce opłacało się produkować energię z wiatrowni, musi ona kosztować 5 dol. za milion BTU. Tymczasem od chwili, kiedy gaz łupkowy znalazł się na rynku, cena tego surowca ani razu nie przekroczyła tego pułapu – mówi profesor.
Odnosząc się do stosunku polityków europejskich do gazu z łupków, Mike Rosenberg wskazuje, że obecnie Bruksela wydaje się znacznie bardziej gotowa, by szybko przygotować uwarunkowania prawne dla gazu łupkowego. Zarazem ugrupowania Zielonych są znacznie silniejsze, niż w USA.
– Jest jeszcze Rosja, która sprzedaje mnóstwo gazu Europie i nie zamierza zmieniać swoich planów. Nie mówiąc już o tym, że dostaw gazu używa jako presji politycznej. I z tego Rosjanie łatwo nie zrezygnują. Doskonale wiedzą, że znalezienie nawet niewielkich nowych złóż gazu w Europie może drastycznie zmienić ich sytuację jako głównego dostawcy na rynku europejskim – mówi Rosenberg.