Świat wyczekuje nowej rosyjskiej ofensywy na Ukrainę, jednak ta wcale nie musi być spektakularna i przypominać początku inwazji z lutego 2022 roku – pisze Mariusz Marszałkowski, redaktor BiznesAlert.pl.
Rosja nie odpuszcza Ukrainy
Od jesieni 2022 roku coraz częściej można usłyszeć o perspektywie nowej, rosyjskiej ofensywy na Ukrainie. Rosjanie po niedocenieniu sił ukraińskich i poniesieniu kilku wstydliwych porażek (m.in. wycofanie wojsk spod Kijowa, Charkowa, Czernichowa, potem odwrót z obwodu Charkowskiego a na koniec porzucenie Chersonia) od miesięcy tworzą zaplecze do kolejnych operacji ofensywnych. Służyć temu ma przede wszystkim mobilizacja ludności do wojska, która zaczęła się pod koniec września. Według oficjalnego planu miano zmobilizować 300 tys. obywateli Rosji do wojny na Ukrainie, jednak ze źródeł wywiadu brytyjskiego wynika, że liczba zmobilizowanych może wynosić nawet 500 tys.
Czynnik ludzki jest kluczowy. Rosjanie w lutym 2022 roku mieli napaść na Ukrainę siłami nie przekraczającymi 200 tys. żołnierzy, funkcjonariuszy Rosgwardii MSW czy najemników grupy Wagnera. W trakcie działań zbrojnych okazało się, że siły te są znacznie niedoszacowane względem oporu ukraińskiego. Ukraina wojnę zaczynała z wojskiem o liczebności nieco ponad 240 tys. żołnierzy. Szybko ta liczba zwiększała się poprzez rozrost formacji obrony terytorialnej czy napływ ochotników. Według oficjalnych danych dziś w siłach zbrojnych Ukrainy, oddziałach Gwardii Narodowej, Obronie Terytorialnej i innych formacjach zbrojnych służy ponad 750 tys. ludzi. O tym jak małe siły inwazyjne zgromadziła Rosja niech świadczy fakt, że podczas amerykańskiej inwazji na Irak w 2003 roku zaangażowano siły o wielkości przekraczającej pół miliona żołnierzy. Już po inwazji w trakcie okupacji Iraku wojska koalicji międzynarodowej w szczytowym momencie liczyły ponad 120 tys. żołnierzy.
Rosjanie, którzy według szacunków amerykańskich stracili w ciągu 11 miesięcy walk około 200 tys. ludzi – zabitych, rannych oraz wziętych do niewoli, byli zmuszeni dokonać mobilizacji oraz posiłkować się rekrutacją więźniów z kolonii karnych, których według szacunków udało się zebrać ponad 40 tys. Dodatkowo, od początku wojny praktycznie ciągłą mobilizację ogłoszono w tzw. Donieckiej i Ługańskiej Republice Ludowej, czyli marionetkach rosyjskich na terenie Ukrainy. Nieznane są jednak liczby osób, które zostały siłą włączone w skład formacji separatystów. W obliczu strat od początku inwazji, zaciekłego oporu Ukraińców wspieranych ciągłymi dostawami sprzętu i uzbrojenia z Zachodu, mobilizacja osobowa w Rosji była nieunikniona, zważywszy na fakt, że Kreml nie chce w żadnym przypadku ponieść porażki.
Coraz większe problemy ze sprzętem
Drugim czynnikiem jest aspekt techniczny, czyli mobilizacja przemysłu zbrojeniowego. Poza licznymi stratami osobowymi, Rosja straciła ogromne ilości sprzętu wojskowego. Starty potwierdzone wizualnie, tzn. takie, które zostały zarejestrowane w formie wideo lub zdjęcia już przekroczyły ponad 9 tys. jednostek sprzętu. Warto jednak podkreślić, że nie każdy utracony czołg, wóz opancerzony czy samolot znajduje odzwierciedlenie w fotografii, stąd straty te mogą być wyższe. Aby nadal móc prowadzić działania wojenne, Rosja nie tylko potrzebuje uzupełnić straty sprzętu poniesione w trakcie 11 miesięcy walk, ale musi zbudować odpowiednią nadwyżkę, aby móc dalej myśleć o przyszłych operacjach ofensywnych. Oficjalnie od września władze rosyjskie mówią o mobilizacji wojennej przemysłu zbrojeniowego. Natomiast już w lecie 2022 roku dochodziły sygnały o intensywnych pracach polegających na zwiększeniu możliwości produkcyjnych zakładów zbrojeniowych. Część zakładów oraz baz remontowych podlegających bezpośrednio pod ministerstwo obrony Rosji jest dedykowana wyłącznie naprawom uszkodzonego i zniszczonego sprzętu. Część zakładów zajmuje się odtwarzaniem sprzętu ze składów długotrwałego przechowywania. Sprzęt ten jest gorszej jakości i mniej nowoczesny niż ten, który ruszał do ataku w lutym 2022 roku, jednak ilość jest wystarczająca do taktyki stosowanej przez Rosjan. O rosyjskiej machinie pisałem w innym miejscu BiznesAlert.pl. Rosjanom sprawiają coraz częściej trudności np. zużywające się lufy w armatach i haubicach, awarie układów sterowania i silników, problemem staje się pozyskiwanie matryc do kamer termowizyjnych i celowników. Aby sprostać temu wyzwaniu, cały wysiłek rosyjskiego aparatu przekierowany został na zapewnienie odpowiedniego zaopatrzenia armii w sprzęt niezbędny do dalszych aktów agresji.
Problemy Ukrainy na Wschodzie
Wciąż otwartym pytaniem jest to, kiedy Rosjanie zdecydują się zaatakować. Według oficjalnych danych, na początku listopada udało się zebrać zakładaną liczbę zmobilizowanych. Część z nich, według szacunków ukraińskiego wywiadu od 40 do 70 tys. została już skierowana na różne odcinki frontu, co uczyniono bez ich odpowiedniego przeszkolenia. Reszta cały czas wykonuje ćwiczenia wojskowe na poligonach w Rosji i Białorusi. Oznacza to, że mija właśnie czwarty miesiąc przygotowań nowych żołnierzy do walki. To wystarczający czas do podstawowego opanowania wojskowego rzemiosła, czyli obsługi broni, łączności, czy bezpilotowych aparatów latających. Tak wyszkoleni ludzie według Ukraińców już napływają na Donbas. I to niepokoi ukraińskich planistów. Z jednej strony widzimy oczyma wyobraźni kolejną ofensywę rosyjską na Kijów. Z drugiej strony, nawet przy siłach na poziomie 300-500 tys. żołnierzy Rosjanie nie mogą mieć pewności, czy ich ambitny plan się powiedzie. Ukraińcy od później wiosny 2022 roku przygotowują na północnej granicy okopy i fortyfikacje, które w przypadku inwazji trzeba będzie zdobywać, wytracając impet ataku i ponosząc straty. Każdy kilometr zajętej ukraińskiej ziemi, a zwłaszcza każde zdobyte miasto, wymaga pozostawienia odpowiedniej wielkości garnizonu okupacyjnego, który zapobiegałby m.in. działalności partyzanckiej, czy zabezpieczał szlaki komunikacyjne i zaopatrzeniowe. Aby w pełni myśleć o powodzeniu takiej operacji, Rosjanie musieliby mieć pod bronią dwa-trzy razy więcej siły żywej niż mają Ukraińcy, czyli od miliona do nawet półtora miliona żołnierzy – póki co nie mają i nie zapowiada się – bez kolejnych mobilizacji, aby mieli osiągnąć nawet zbliżone wartości. Jest jednak możliwa i właściwie już trwa mozolna, krwawa, ale skuteczna ofensywa na Wschodzie. Bez fanfaronady rosyjska armia posuwa się naprzód na kilku odcinkach. Ukraińcy już całkowicie utracili inicjatywę. Tam gdzie jeszcze w grudniu prowadzili działania ofensywne, czyli obszar Swatowe i miasta Kreminna, Rosjanie zdołali ich odeprzeć i sami napierają. Podobnie jest w przypadku Bachmutu i Soledaru. To drugie miasto kosztem wielu ofiar, głównie skazańców z Grupy Wagnera, udało się zdobyć na początku stycznia. Bachmut wciąż się trzyma, ale sytuacja jest z każdym dniem coraz gorsza. Jeżeli nic się nie zmieni, Rosjanie mogą liczyć na zdobycie tego miasta jeszcze przed pierwszą rocznicą inwazji. Co prawda, Bachmut to nie Kijów, ale propagandowo jego zdobycie byłoby prawdopodobnie przedstawiane jako sukces. Rosjanie napierają również w kierunku zaporoskim, gdzie cały czas próbują szturmować Wuhledar.
Czas na działanie jest teraz
Sytuacja Ukraińców jest trudna. Z jednej strony nie mogą wycofać sił z północnej granicy z Rosją i Białorusią, bo wciąż istnieje ryzyko inwazji z tamtej strony. Z drugiej strony, powolnie tracą kolejne kilometry ziemi na Donbasie. Sytuacja będzie coraz trudniejsza wraz z docieraniem z Rosji kolejnych, przeszkolonych zmobilizowanych. Mimo to, Ukraina cały czas ma szanse obronić swoją niepodległość i zatrzymać pochód Rosjan na zachód Ukrainy. Do tego jednak wymagany jest sprzęt – artyleria dalekiego zasięgu, amunicja do niej oraz czołgi i wozy opancerzone. To jest w stanie zapewnić tylko Zachód. Nie czekajmy z pomocą, szkoleniem i przekazywaniem sprzętu. Nie marnujmy czasu na dyskusje. Należy działać już teraz i wybić Kremlowi kolejne ofensywy z głowy.
Marszałkowski: Rozpędzona machina wojenna Rosji ma zadyszkę (ANALIZA)