icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Rosja-Ukraina: w poszukiwaniu stabilnego status quo

KOMENTARZ

Dariusz Materniak

Prezes Fundacji Centrum Badań Polska-Ukraina

Osiągnięcie przynajmniej tymczasowej stabilizacji w konflikcie na Donbasie przy jednoczesnym doprowadzeniu do złagodzenia lub całkowitego zniesienia reżimu sankcji ekonomicznych to aktualnie główne zadania polityki Rosji w kontekście relacji z Ukrainą. Ich osiągnięcie może mieć jednak duże znaczenie dla całości polityki zewnętrznej Moskwy.

Od aneksji Krymu przez Rosję minęło dwa i pół roku, od otwartej rosyjskiej interwencji zbrojnej na Donbasie – nieco ponad dwa lata. Od tego czasu obowiązują co prawda sankcje, nałożone na Rosję przez kraje Unii Europejskiej i USA – i choć już wcześniej mieliśmy do czynienia z próbami obchodzenia tych ograniczeń przez wybrane kraje UE, to coraz głośniej mówi się o konieczności ich zawieszenia lub całkowitej rezygnacji z ich stosowania. Ten stan rzeczy jest efektem między innymi konsekwentnej polityki Władimira Putina, który z uporem maniaka przez cały ten czas zaprzeczał, jakoby Rosja miała cokolwiek wspólnego z rebelią i wojną na Donbasie. Trzymanie się tego stanowiska przyniosło w końcu pożądane efekty: nie brak było bowiem w Europie (zwłaszcza w krajach Europy Zachodniej) ludzi gotowych wziąć te słowa rosyjskiego prezydenta za dobrą monetę przy jednoczesnym zaakceptowaniu rosyjskiej obecności wojskowej na Krymie i Donbasie. Można stwierdzić, że wrażliwość na skutki tego konfliktu oraz obawy przed kolejnymi analogicznymi działaniami wobec innych krajów zmniejsza się wprost proporcjonalnie względem odległości, w jakiej dana stolica położona jest od granic Federacji Rosyjskiej.

Pierwsze oznaki ocieplenia relacji pomiędzy Zachodem a Rosją można było obserwować od co najmniej kilku miesięcy, jednak to szczyt G20 w Chinach pokazał, że czas ostracyzmu wobec rosyjskiego prezydenta minął (zwłaszcza, jeśli porównać obrady z Hangzhou z tymi z Brisbane w Australii w 2014 roku). Trudno więc dziwić się, że wiceprezydent USA Joe Biden podczas spotkania w Nowym Jorku ostrzegł prezydenta Ukrainy, że brak zdecydowanych działań na rzecz reform wewnętrznych może stać się doskonałym pretekstem dla części krajów UE do wycofania się z sankcji wobec Rosji. Wśród państw potencjalnie zainteresowanych realizacją takiego scenariusza wymienia się m.in. Niemcy, Francją i Włochy.

W tym kontekście niczym zaskakującym nie są zeszłotygodniowe naciski francuskiego ministra spraw zagranicznych w sprawie „niezwłocznego” rozpoczęcia realizacji zapisów porozumień z Mińska, w tym zmian do konstytucji ws. statusu Donbasu oraz wyborów na obszarach tzw. republik ludowych. Strona ukraińska stawia jednak twarde warunki, wynikające z samego porozumienia, realizacja których najprawdopodobniej okaże się niemożliwa do spełnienia. Chodzi m.in. o wycofanie rosyjskich żołnierzy i sprzętu wojskowego jak również przywrócenie pełnej kontroli nad odcinkiem granicy ukraińsko-rosyjskiej, pozostającym poza jurysdykcją władz w Kijowie oraz o przeprowadzenie wyborów z udziałem ukraińskich partii politycznych i na bazie ukraińskiego prawa wyborczego. Realizacja tych postulatów oznaczałaby de facto koniec obu pseudorepublik, dlatego oczekiwać należy raczej utrzymanie obecnego status quo: niesankcjonowanego prawnie przez nikogo (nawet przez samą Moskwę) dalszego funkcjonowania DNR i ŁNR na Donbasie oraz utrzymującego się stanu napięcia wzdłuż tzw. linii rozgraniczenia z okresami większych eskalacji walki na skalę lokalną.

Drugi front?

Taki stan rzeczy na Donbasie jest dla strony rosyjskiej rozwiązaniem możliwym do zaakceptowania, zwłaszcza, gdyby udało się złagodzić reżim sankcyjny. Pozwala bowiem na wpływanie na sytuację wewnętrzną na Ukrainie: głównie poprzez eskalowanie napięcia (w miarę potrzeb), utrudnianie reform oraz utrzymywanie stałego stanu teoretycznego zagrożenia otwartym konfliktem zbrojnym, co nie pozostanie bez wpływu na sytuację społeczno-polityczną oraz gospodarczą. Ubocznym, choć rzecz jasna pożądanym w Moskwie efektem tej sytuacji jest zablokowanie możliwości integracji Ukrainy z UE i NATO i utrzymywanie Kijowa w „szarej strefie” na czas bliżej nieokreślony.

Jednak najprawdopodobniej rządzącym Rosją w dążeniach do korzystnego ustabilizowania sytuacji nie chodzi jedynie o Ukrainę. Konflikt na Donbasie jest w tej chwili najpoważniejszym, choć rzecz jasna nie jedynym punktem zapalnym zajmującym uwagę rosyjskiego kierownictwa. Istotne znaczenia ma zaangażowanie militarne w Syrii, wymagające sporych nakładów finansowych, a także angażujące część potencjału wojskowego rosyjskiej armii. Trzeba stwierdzić jednak, że była ta opłacalna „inwestycja”: Władimirowi Putinowi udało się przekonać Zachód, że Rosja z jej potencjałem militarnym i możliwościami wpływania na prezydenta Baszara Al-Asada jest czynnikiem, bez którego pokonanie tzw. Państwa Islamskiego będzie niemożliwe. Jednak najpoważniejszym wyzwaniem dla Moskwy może wkrótce stać się region Azji Środkowej, gdzie scenariusze dalszego rozwoju sytuacji po śmierci prezydenta Uzbekistanu Islama Karimowa pozostają wielką niewiadomą.

O możliwości zaistnienie negatywnych scenariuszy rozwoju sytuacji w tym regionie mowa jest od co najmniej kilku lat. Sam Uzbekistan to kraj autorytarny, charakteryzujący silnym reżimem policyjnym i rozbudowaną rolą służb specjalnych w życiu politycznym i społecznym. Nic zatem dziwnego, że pod śmierci prezydenta władzę przejęły osoby cieszące się akceptacją organów bezpieczeństwa: wśród nich premier Szawkat Mirzajew, typowany na następcę Islama Karimowa, cieszący się zresztą akceptacją władz w Moskwie. Nie ma jednak gwarancji, że nowy prezydent i jego otoczenie będą w stanie utrzymać pokój i stabilność w kraju. Problemami, z którymi będą musiały się zmierzyć nowe władze są przede wszystkim korupcja, trudna sytuacja gospodarcza oraz napięcia na tle etniczno-narodowościowym (zwłaszcza pomiędzy Kirgizami i Uzbekami; kwestie graniczne rodzą także potencjał konfliktu z sąsiednim Kirgistanem). Wszystko to tworzy korzystne warunki dla rozwoju ruchów radykalnych, w tym przede wszystkim islamskich (ponad 90% mieszkańców Uzbekistanu wyznaje to muzułmanie), które w przeszłości próbowały już przejąć władzę czy też podejmowały działania zbrojne (m.in. Islamski Ruch Uzbekistanu).

Ewentualny wybuch konfliktu zbrojnego w wymiarze wewnętrznym (na skutek konfliktów na tle etnicznym czy religijnym) lub międzynarodowym (wobec nieuregulowanych kwestii granic) najprawdopodobniej zmusiłby Rosję do podjęcia działań, być może także zbrojnych. Nawet jeśli nie byłaby to bezpośrednia interwencja, a jedynie wsparcie dla władz Uzbekistanu, to potencjalne ryzyka rozwoju konfliktu oznaczałyby najprawdopodobniej konieczność przerzucenia w ten rejon także części sił Zachodniego i Południowego Okręgu Wojskowego, charakteryzujących się najwyższym stopniem gotowości bojowych oraz największym posiadanym doświadczeniem wyniesionym z konfliktów na Kaukazie, Donbasie czy w Syrii. Oznaczałoby to konieczność trwałego zamrożenie konfliktu zbrojnego na Donbasie – Moskwa nie jest w stanie pozwolić sobie na wojnę na kilku frontach jednocześnie, zarówno ze względów finansowych jak i czysto militarnych.

KOMENTARZ

Dariusz Materniak

Prezes Fundacji Centrum Badań Polska-Ukraina

Osiągnięcie przynajmniej tymczasowej stabilizacji w konflikcie na Donbasie przy jednoczesnym doprowadzeniu do złagodzenia lub całkowitego zniesienia reżimu sankcji ekonomicznych to aktualnie główne zadania polityki Rosji w kontekście relacji z Ukrainą. Ich osiągnięcie może mieć jednak duże znaczenie dla całości polityki zewnętrznej Moskwy.

Od aneksji Krymu przez Rosję minęło dwa i pół roku, od otwartej rosyjskiej interwencji zbrojnej na Donbasie – nieco ponad dwa lata. Od tego czasu obowiązują co prawda sankcje, nałożone na Rosję przez kraje Unii Europejskiej i USA – i choć już wcześniej mieliśmy do czynienia z próbami obchodzenia tych ograniczeń przez wybrane kraje UE, to coraz głośniej mówi się o konieczności ich zawieszenia lub całkowitej rezygnacji z ich stosowania. Ten stan rzeczy jest efektem między innymi konsekwentnej polityki Władimira Putina, który z uporem maniaka przez cały ten czas zaprzeczał, jakoby Rosja miała cokolwiek wspólnego z rebelią i wojną na Donbasie. Trzymanie się tego stanowiska przyniosło w końcu pożądane efekty: nie brak było bowiem w Europie (zwłaszcza w krajach Europy Zachodniej) ludzi gotowych wziąć te słowa rosyjskiego prezydenta za dobrą monetę przy jednoczesnym zaakceptowaniu rosyjskiej obecności wojskowej na Krymie i Donbasie. Można stwierdzić, że wrażliwość na skutki tego konfliktu oraz obawy przed kolejnymi analogicznymi działaniami wobec innych krajów zmniejsza się wprost proporcjonalnie względem odległości, w jakiej dana stolica położona jest od granic Federacji Rosyjskiej.

Pierwsze oznaki ocieplenia relacji pomiędzy Zachodem a Rosją można było obserwować od co najmniej kilku miesięcy, jednak to szczyt G20 w Chinach pokazał, że czas ostracyzmu wobec rosyjskiego prezydenta minął (zwłaszcza, jeśli porównać obrady z Hangzhou z tymi z Brisbane w Australii w 2014 roku). Trudno więc dziwić się, że wiceprezydent USA Joe Biden podczas spotkania w Nowym Jorku ostrzegł prezydenta Ukrainy, że brak zdecydowanych działań na rzecz reform wewnętrznych może stać się doskonałym pretekstem dla części krajów UE do wycofania się z sankcji wobec Rosji. Wśród państw potencjalnie zainteresowanych realizacją takiego scenariusza wymienia się m.in. Niemcy, Francją i Włochy.

W tym kontekście niczym zaskakującym nie są zeszłotygodniowe naciski francuskiego ministra spraw zagranicznych w sprawie „niezwłocznego” rozpoczęcia realizacji zapisów porozumień z Mińska, w tym zmian do konstytucji ws. statusu Donbasu oraz wyborów na obszarach tzw. republik ludowych. Strona ukraińska stawia jednak twarde warunki, wynikające z samego porozumienia, realizacja których najprawdopodobniej okaże się niemożliwa do spełnienia. Chodzi m.in. o wycofanie rosyjskich żołnierzy i sprzętu wojskowego jak również przywrócenie pełnej kontroli nad odcinkiem granicy ukraińsko-rosyjskiej, pozostającym poza jurysdykcją władz w Kijowie oraz o przeprowadzenie wyborów z udziałem ukraińskich partii politycznych i na bazie ukraińskiego prawa wyborczego. Realizacja tych postulatów oznaczałaby de facto koniec obu pseudorepublik, dlatego oczekiwać należy raczej utrzymanie obecnego status quo: niesankcjonowanego prawnie przez nikogo (nawet przez samą Moskwę) dalszego funkcjonowania DNR i ŁNR na Donbasie oraz utrzymującego się stanu napięcia wzdłuż tzw. linii rozgraniczenia z okresami większych eskalacji walki na skalę lokalną.

Drugi front?

Taki stan rzeczy na Donbasie jest dla strony rosyjskiej rozwiązaniem możliwym do zaakceptowania, zwłaszcza, gdyby udało się złagodzić reżim sankcyjny. Pozwala bowiem na wpływanie na sytuację wewnętrzną na Ukrainie: głównie poprzez eskalowanie napięcia (w miarę potrzeb), utrudnianie reform oraz utrzymywanie stałego stanu teoretycznego zagrożenia otwartym konfliktem zbrojnym, co nie pozostanie bez wpływu na sytuację społeczno-polityczną oraz gospodarczą. Ubocznym, choć rzecz jasna pożądanym w Moskwie efektem tej sytuacji jest zablokowanie możliwości integracji Ukrainy z UE i NATO i utrzymywanie Kijowa w „szarej strefie” na czas bliżej nieokreślony.

Jednak najprawdopodobniej rządzącym Rosją w dążeniach do korzystnego ustabilizowania sytuacji nie chodzi jedynie o Ukrainę. Konflikt na Donbasie jest w tej chwili najpoważniejszym, choć rzecz jasna nie jedynym punktem zapalnym zajmującym uwagę rosyjskiego kierownictwa. Istotne znaczenia ma zaangażowanie militarne w Syrii, wymagające sporych nakładów finansowych, a także angażujące część potencjału wojskowego rosyjskiej armii. Trzeba stwierdzić jednak, że była ta opłacalna „inwestycja”: Władimirowi Putinowi udało się przekonać Zachód, że Rosja z jej potencjałem militarnym i możliwościami wpływania na prezydenta Baszara Al-Asada jest czynnikiem, bez którego pokonanie tzw. Państwa Islamskiego będzie niemożliwe. Jednak najpoważniejszym wyzwaniem dla Moskwy może wkrótce stać się region Azji Środkowej, gdzie scenariusze dalszego rozwoju sytuacji po śmierci prezydenta Uzbekistanu Islama Karimowa pozostają wielką niewiadomą.

O możliwości zaistnienie negatywnych scenariuszy rozwoju sytuacji w tym regionie mowa jest od co najmniej kilku lat. Sam Uzbekistan to kraj autorytarny, charakteryzujący silnym reżimem policyjnym i rozbudowaną rolą służb specjalnych w życiu politycznym i społecznym. Nic zatem dziwnego, że pod śmierci prezydenta władzę przejęły osoby cieszące się akceptacją organów bezpieczeństwa: wśród nich premier Szawkat Mirzajew, typowany na następcę Islama Karimowa, cieszący się zresztą akceptacją władz w Moskwie. Nie ma jednak gwarancji, że nowy prezydent i jego otoczenie będą w stanie utrzymać pokój i stabilność w kraju. Problemami, z którymi będą musiały się zmierzyć nowe władze są przede wszystkim korupcja, trudna sytuacja gospodarcza oraz napięcia na tle etniczno-narodowościowym (zwłaszcza pomiędzy Kirgizami i Uzbekami; kwestie graniczne rodzą także potencjał konfliktu z sąsiednim Kirgistanem). Wszystko to tworzy korzystne warunki dla rozwoju ruchów radykalnych, w tym przede wszystkim islamskich (ponad 90% mieszkańców Uzbekistanu wyznaje to muzułmanie), które w przeszłości próbowały już przejąć władzę czy też podejmowały działania zbrojne (m.in. Islamski Ruch Uzbekistanu).

Ewentualny wybuch konfliktu zbrojnego w wymiarze wewnętrznym (na skutek konfliktów na tle etnicznym czy religijnym) lub międzynarodowym (wobec nieuregulowanych kwestii granic) najprawdopodobniej zmusiłby Rosję do podjęcia działań, być może także zbrojnych. Nawet jeśli nie byłaby to bezpośrednia interwencja, a jedynie wsparcie dla władz Uzbekistanu, to potencjalne ryzyka rozwoju konfliktu oznaczałyby najprawdopodobniej konieczność przerzucenia w ten rejon także części sił Zachodniego i Południowego Okręgu Wojskowego, charakteryzujących się najwyższym stopniem gotowości bojowych oraz największym posiadanym doświadczeniem wyniesionym z konfliktów na Kaukazie, Donbasie czy w Syrii. Oznaczałoby to konieczność trwałego zamrożenie konfliktu zbrojnego na Donbasie – Moskwa nie jest w stanie pozwolić sobie na wojnę na kilku frontach jednocześnie, zarówno ze względów finansowych jak i czysto militarnych.

Najnowsze artykuły