– Rosja kalkuluje podejmowane przez siebie kroki i zamiast panicznego strachu, lepiej pogodzić się z tym, że Moskwa posiada zdolności operacyjne i zrobić wszystko, aby Rosjanie zrozumieli, że taki ruch im się nie opłaci. W kontekście potencjalnego użycia broni nuklearnej taką strategię zdają się przyjmować Amerykanie deklarując, że mają gotową odpowiedź na wypadek ataku – pisze Patryk Gorgol, ekspert ds. międzynarodowych, w BiznesAlert.pl.
Podczas gdy Amerykanie zainwestowali już w Ukrainę dziesiątki miliardów dolarów i mnóstwo kapitału politycznego, niektórzy nad Wisłą zastanawiają się, czy sukcesy ukraińskiej armii w czasie kontrofensywy oraz udane operacje specjalne służb ukraińskich są dla Polski korzystne z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa, bo przecież są one solą w oku Moskwy i należy spodziewać się mocnej odpowiedzi, nawet uderzenia na terytorium Ukrainy taktyczną bronią jądrową czy ataku na infrastrukturę państw NATO. Oczywiste jest, że Federacja Rosyjska na tym etapie nie uzna swojej porażki i „grać” będzie dalej (groźbami atomowymi, próbą wpłynięcia na Łukaszenkę, by uderzył na Ukrainę, atakami rakietowymi na obiekty cywilne, itd.), bo jej przywódcy uważają, że posiadają jeszcze parę kart w swojej tali, zaś państwo jest w stanie jeszcze długo toczyć wojnę, która przecież toczy się poza jego terytorium.
Gra o zwycięstwo
Zachód wspierał Ukrainę od początku konfliktu, gdy sytuacja na froncie była o wiele bardziej dramatyczna dla Kijowa niż obecnie, więc byłoby to nieracjonalne, gdyby po takim wysiłku i serii ukraińskich sukcesów uznano, że pora na jednostronne ustępstwa wobec Rosji i kolejne koncesje na jej rzecz. Obecnie Rosjanie szantażują przy pomocy energii również Europę i jej liderzy wydają się pogodzeni z tym, że z tym problemem trzeba będzie się zmierzyć nawet ze cenę wysokich cen i kryzysu.
Tylko Rosja może zatrzymać tę wojnę i tak naprawdę kluczowa w tym kontekście jest sytuacja wewnętrzna w tym kraju – do zmian mogą przyczynić się porażki na froncie połączone z kryzysem gospodarczym i podziałami wśród elit. Dopóki jednak nie dojdzie do przesilenia w Moskwie, prezydent Putin zrobi wszystko, aby odwrócić niekorzystny dla siebie trend. Rzecz jednak w tym, żeby zrozumieć, że Rosja jest brutalnym graczem kalkulującym – czasem błędnie – siły, a nie samobójcą rzucającym wyzwanie NATO.
Nie jest żadną tajemnicą, że poszczególni członkowie NATO, w tym Polska, bardzo mocno wspierają Ukrainę dostawami broni. Linie komunikacyjne też nie są nie do wykrycia, a Rosjanie na początku wojny zapowiedzieli, że będą niszczyć dostawy broni, a tych, którzy ją dostarczają Ukraińcom, uznają za agresorów i się z nimi rozprawią. O ile na początku nieśmiało mówiono o dostawach i przekazywanym sprzęcie, to teraz oficjalnie informuje się, kto i co dostarczył na front. Wniosek z tego jest akurat prosty – to nie budowanie siły zachęca do ataku, lecz słabość ofiary. Rosjanie zaatakowali Ukrainę, gdyż mylnie ocenili potencjał tego kraju i wolę walki o własną niepodległość – uznali że jest słaby. Wojna jest skutkiem rosyjskiej błędnej kalkulacji sił. Im zatem silniejsze i bardziej skonsolidowane będzie NATO, tym ryzyko nieodpowiedzialnej rosyjskiej akcji będzie mniejsze.
W obecnej sytuacji na froncie Rosjanie nie mogą mieć innej strategii niż eskalowanie poprzez groźby, terror na Ukrainie i sianie niepokoju na Zachodzie. Tym bardziej dziwi, że na takie niezbyt wyszukane sztuczki nabierają się osoby, które nazywają siebie realistami.
A co, jeśli spełnią groźby?
Rosja posiada wiele środków, które pozwalają jej eskalować konflikt. Nie można zupełnie wykluczyć ani wykorzystania broni nuklearnej, konwencjonalnego ataku np. na cele NATO, ani kolejnych ataków rakietowych na cele cywilne.
Trzeba jednak zrozumieć, że Rosja kalkuluje podejmowane przez siebie kroki i, zamiast panicznego strachu, lepiej pogodzić się z tym, że Moskwa posiada zdolności operacyjne i zrobić wszystko, aby Rosjanie zrozumieli, że taki ruch im się nie opłaci. W kontekście potencjalnego użycia broni nuklearnej taką strategię zdają się przyjmować Amerykanie deklarując, że mają gotową odpowiedź na wypadek ataku, a przypadkowo w mediach wskazano, że chodzi o zniszczenie Floty Czarnomorskiej oraz wszelkich jednostek znajdujących się na terytorium Ukrainy. Bierność zaś wręcz może zachęcić Moskwę do eskalowania gróźb, a ewentualne przeświadczenie o bezkarności – do ich spełnienia w celu uzyskania ustępstw politycznych. W tej sytuacji atak na terytorium NATO z pewnością nie opłaci się Moskwie, jednakże nie można go wykluczyć.
Polska zatem bez strachu powinna kontynuować swoją politykę. Osłabianie Rosji jest w interesie naszego kraju – im lepiej Ukraińcy radzą sobie na froncie, tym bezpieczniejsza jest Polska. O ile oczywiste jest, że wojna oznacza pogłębienie w Polsce kryzysu gospodarczego, o tyle zwiększa się ryzyko np. ataku asymetrycznego na polską infrastrukturę krytyczną. Nie da się jednak „być w grze” i jednocześnie nie ryzykować. Jest to jednak o tyle opłacalne, że nawet znaczne zmniejszenie poparcia dla Ukrainy i jej wojska wcale nie oznacza znacznego zmniejszenia zagrożenia. Premia za ryzyko jest w tym przypadku spora i liczona może być w latach, które Rosjanie będą potrzebowali na odbudowę wojska.
Rosjanie mają swoją kalkulację i zrobią to, co uznają – słusznie lub błędnie – że jest w ich interesie. Stąd ogłoszenie mobilizacji oraz próba zmuszenia Łukaszenki do wejścia do wojny – to działania ryzykowne i kosztowne, lecz logiczne – zmierzające do zmiany rozstrzygnięcia militarnego. Potencjalne użycie broni nuklearnej na Ukrainie to jednak olbrzymi problem nie tylko dla samej Ukrainy i dla Zachodu, ale też dla Rosji, bo pogłębi jej izolację, zostaną nałożone na Rosję kolejne sankcje, sprowokuje odpowiedź NATO i może zmusić Chiny do opowiedzenia się przeciwko Rosji. Jeżeli jednak Zachód da się zastraszyć i będzie odpuszczał tylko dlatego że usłyszy groźbę poważnej eskalacji, to już przegraliśmy i powinniśmy zacząć uczyć się mówić po rosyjsku. Zamiast tego należy konsekwentnie realizować swoją politykę, budować siłę i być gotowym na poważną eskalację. Bo im bardziej będziemy gotowi, tym mniejsza szansa, że ona nastąpi.
Ataki Rosji zmusiły Ukrainę do zawieszenia eksportu energii, na którą liczyła Polska