Najważniejsze informacje dla biznesu

Jest sposób na rosyjskie trolle, ale kosztuje

Amerykańscy eksperci od wojny informacyjnej twierdzą, że USA były w stanie powstrzymać falę rosyjskiej propagandy w Internecie, która ostatecznie zaważyła na wyniku wyborów prezydenckich w 2016 roku, ale nie doceniono wtedy niebezpieczeństwa.

Fabryka trolli na drugim planie wojny z ISIS

Były urzędnik Baracka Obamy w Białym Domu powiedział, że amerykański rząd mógł powstrzymać grupę rosyjskich trolli, która zmanipulowała wybory prezydenckie w 2016 roku. Brett Bruen, który pracował dla Obamy w latach 2013-2015 już kilka lat temu ostrzegał współpracowników, że USA mogą być celem rosyjskich trolli. Wnioskował to po obserwacji działań Rosjan w cyberprzestrzeni przy okazji konfliktu z Ukrainą w 2014 roku.

– Zastanawiałem się dlaczego uważaliśmy, że problem ten miałby dotyczyć tylko Ukrainy czy Europy Wschodniej. Tymczasem przelało się to przez cały kontynent. Dotarło to też do nas, kiedy nie byliśmy na to gotowi – powiedział Bruen w wywiadzie dla CNN. Grupa trolli związana z Kremlem znana jest jako Internet Research Agency. Bruen wyznał, że mimo że jej działania propagandowe były monitorowane przez USA, to w tamtym czasie najwięcej uwagi skupiało na sobie ISIS.

Brauen uważa jednak, że nie wszystkie wysiłki Amerykanów poszły na marne; za swój sukces uważa on kontestowanie działalności rosyjskich botów i trolli, co przynosiło efekty. Kolejnym krokiem miało być utworzenie specjalnego antypropagandowego centrum dowodzenia w Departamencie Stanu, mającego przeciwdziałać takim zjawiskom u sojuszników USA, ale jak mówi Brauen, Departament Stanu nie docenił tego zagrożenia.

Nie ma pieniędzy

Victoria Nuland, która wtedy pracowała w Departamencie Stanu jako asystent sekretarza ds. europejskich broniła się, że pomysł Brauena wymagałby specjalnych funduszy z Białego Domu. – Chciał on stworzyć coś na kształt dawnego USIA (US Information Agency – agencja założona w 1953 roku przez prezydenta Eisenhowera, rozwiązana w 1999 roku, przeznaczona do walki z propagandą w czasach zimnej wojny – przyp. red.), ale miałaby prostować fałszywe informacje, zamiast sama produkować jeszcze więcej propagandy – powiedziała. Dodała, że w tamtym czasie wielu pracowników Departamentu Stanu uważało, że USA powinny były robić więcej, by przeciwdziałać rosyjskiej propagandzie.

– Chcieliśmy otrzymać więcej wsparcia, nie tylko w Departamencie Stanu, ale także od Obrony i agencji wywiadowczych – mówił Rick Stengel, który za czasów Obamy był podsekretarzem stanu do spraw społecznych. – Nie ma lepszej metody na walkę z dezinformacją niż odpowiadanie jej i mierzenie się z nią – dodał. – Potrzebujemy osobnej komórki rządowej poświęconej rosyjskim działaniom dezinformacyjnym, by mieć pełen obraz ich działalności – dodaje osoba z kręgów rządowych, która nie chciała podać swojej tożsamości.

Michał Perzyński

Amerykańscy eksperci od wojny informacyjnej twierdzą, że USA były w stanie powstrzymać falę rosyjskiej propagandy w Internecie, która ostatecznie zaważyła na wyniku wyborów prezydenckich w 2016 roku, ale nie doceniono wtedy niebezpieczeństwa.

Fabryka trolli na drugim planie wojny z ISIS

Były urzędnik Baracka Obamy w Białym Domu powiedział, że amerykański rząd mógł powstrzymać grupę rosyjskich trolli, która zmanipulowała wybory prezydenckie w 2016 roku. Brett Bruen, który pracował dla Obamy w latach 2013-2015 już kilka lat temu ostrzegał współpracowników, że USA mogą być celem rosyjskich trolli. Wnioskował to po obserwacji działań Rosjan w cyberprzestrzeni przy okazji konfliktu z Ukrainą w 2014 roku.

– Zastanawiałem się dlaczego uważaliśmy, że problem ten miałby dotyczyć tylko Ukrainy czy Europy Wschodniej. Tymczasem przelało się to przez cały kontynent. Dotarło to też do nas, kiedy nie byliśmy na to gotowi – powiedział Bruen w wywiadzie dla CNN. Grupa trolli związana z Kremlem znana jest jako Internet Research Agency. Bruen wyznał, że mimo że jej działania propagandowe były monitorowane przez USA, to w tamtym czasie najwięcej uwagi skupiało na sobie ISIS.

Brauen uważa jednak, że nie wszystkie wysiłki Amerykanów poszły na marne; za swój sukces uważa on kontestowanie działalności rosyjskich botów i trolli, co przynosiło efekty. Kolejnym krokiem miało być utworzenie specjalnego antypropagandowego centrum dowodzenia w Departamencie Stanu, mającego przeciwdziałać takim zjawiskom u sojuszników USA, ale jak mówi Brauen, Departament Stanu nie docenił tego zagrożenia.

Nie ma pieniędzy

Victoria Nuland, która wtedy pracowała w Departamencie Stanu jako asystent sekretarza ds. europejskich broniła się, że pomysł Brauena wymagałby specjalnych funduszy z Białego Domu. – Chciał on stworzyć coś na kształt dawnego USIA (US Information Agency – agencja założona w 1953 roku przez prezydenta Eisenhowera, rozwiązana w 1999 roku, przeznaczona do walki z propagandą w czasach zimnej wojny – przyp. red.), ale miałaby prostować fałszywe informacje, zamiast sama produkować jeszcze więcej propagandy – powiedziała. Dodała, że w tamtym czasie wielu pracowników Departamentu Stanu uważało, że USA powinny były robić więcej, by przeciwdziałać rosyjskiej propagandzie.

– Chcieliśmy otrzymać więcej wsparcia, nie tylko w Departamencie Stanu, ale także od Obrony i agencji wywiadowczych – mówił Rick Stengel, który za czasów Obamy był podsekretarzem stanu do spraw społecznych. – Nie ma lepszej metody na walkę z dezinformacją niż odpowiadanie jej i mierzenie się z nią – dodał. – Potrzebujemy osobnej komórki rządowej poświęconej rosyjskim działaniom dezinformacyjnym, by mieć pełen obraz ich działalności – dodaje osoba z kręgów rządowych, która nie chciała podać swojej tożsamości.

Michał Perzyński

Najnowsze artykuły