KOMENTARZ
Marcin Rosołowski
Dyrektor w agencji PR AM Art-Media
Inicjatorzy warszawskiego referendum zarzucają Hannie Gronkiewicz-Waltz, że tygodnie pozostające do rozstrzygającego o jej losach głosowania chce poświęcić na nieoficjalną kampanię wyborczą. Ich zdaniem, jest to nie fair. Ale dlaczego?
Ten miesiąc z okładem, który pozostał do referendum, powinno się właśnie poświęcić na kampanię. Skoro w ostatnich kilku latach nie było ani woli, ani możliwości, ani miejsca na dyskusję – rzeczową, nie polityczno-emocjonalną – o kluczowych dla stolicy sprawach, to czas ją rozpocząć.
Nie chodzi tutaj o spory na temat tego, czy druga linia metra budowana jest za wolno, czy remont wiaduktów Trasy Łazienkowskiej prowadzony jest w dobrym terminie. Chodzi o dyskusję na temat długofalowej wizji warszawskiej infrastruktury. Jak słusznie zauważa w komentarzu na portalu BiznesAlert Jakub Opara, nie wiadomo, czy taką wizję władze miasta mają. Dodałbym, że nie wiadomo, czy mają ją również ich oponenci. W każdym razie polemiki przed referendum nie dają o tym wyborcy zielonego pojęcia.
Kwestie komunikacji i infrastruktury, ujęte w postaci programu nie na jedną kadencję, a na kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt lat, są jednym z najważniejszych punktów kampanii w europejskich metropoliach. U nas politycy wolą się skupiać na doraźnych obietnicach. Polityków zwykło się obwiniać o wszystko, jednak mówią oni to, co chcą usłyszeć wyborcy. Czy to wina pani prezydent lub pana Guziała, że przeciętnego warszawiaka bardziej interesuje podwyżka cen biletów niż to, jak będzie wyglądać miejska komunikacja za dekadę?
Tym boleśniej odczuwalny jest w przedreferendalnym okresie brak ekspertów, którzy – zupełnie obok politycznych emocji – włączyliby do debaty te właśnie, strategiczne wątki. Jeszcze nie jest za późno…