KOMENTARZ:
Mirosław Rutkowski
Geolog, ekspert
Były rzecznik prasowy PGI-PIB
Wiceprezes Orlenu ds. finansowych, Sławomir Jędrzejczyk powiedział, że jego firma „nie ogłasza końca łupków.” Tymczasem jedna z ostatnich firm zagranicznych, San Leon Energy, właśnie wycofała się z poszukiwań na części swoich obszarów koncesyjnych. Tę sytuację komentuje dla BiznesAlert.pl geolog Mirosław Rutkowski, do niedawna rzecznik prasowy Państwowego Instytutu Geologicznego.
– Pogłoski o śmierci gazu łukowego są mocno przesadzone, możnaby powiedzieć parafrazując Twaina. Rzeczywiście inwestorzy zachęceni hurraoptymistyczną prognozą EIA (która ma na swoim koncie niejeden taki numer), spotkali się w Polsce z warunkami do których nie byli przyzwyczajeni w ojczyźnie gazu łupkowego. Nasze formacje mają generalnie niższą zawartość węgla organicznego (TOC) niż amerykańskie. To wiedzieli zarówno polscy geolodzy jak i inwestorzy. Pół biedy, bo w Stanach też są baseny o niskim TOC , jednak wydobywa się w nich gaz w sposób opłacalny.
Wiedzieliśmy też, że warstwy produktywne są cieńsze niż przeciętne amerykańskie. Z tym również liczyli się inwestorzy. Oczywiście, znana też była głębokość. To jeden z mniejszych problemów. Po prostu otwór pionowy jest nieco droższy. Problemy legislacyjne, biurokracja, wyższe koszty wierceń, opór społeczny – to wszystko było do przełknięcia. Te trudności są przeceniane. W żadnym wypadku nie przesądziły o decyzjach inwestycyjnych. Przypomnę, że wielkie koncerny poszukują ropy i gazu nawet na obszarach objętych wojną. Jeśli tylko są złoża to nic nafciarzy nie powstrzyma przed ich osuszeniem. Ani przyroda, ani klimat, ani przemoc zbrojna. Vide Nigeria, Irak, Libia.
Najgorzej, iż okazało się iż nasze łupki mają gorsze parametry geomechaniczne niż najsłabsze amerykańskie. Standardowa technologia szczelinowania w Polsce nie działa. Nie tworzy się gęsta sieć spękań, gaz nie chce płynąć w komercyjnych ilościach. Powodów jest kilka – skład mineralny, w tym zbyt wysoka zawartość niektórych minerałów ilastych, pole naprężeń w górotworze, budowa geologiczna.
Tego nasi geolodzy nie przewidzieli. Można ich usprawiedliwić, bo parametrów mechanicznych łupków nie da się zbadać po wyciągnięciu rdzenia z otworu. Można je z grubsza oszacować, ale dokładny pomiar możliwy jest tylko in situ – w świeżym otworze, przy pomocy nowoczesnych metod geofizycznych i prób technicznych (mikroszczelinowanie). A bazowano przecież wyłącznie na danych archiwalnych – rdzeniach i dziennikach wiertniczych z lat 60-tych i 70-tych oraz prymitywnej geofizyce analogowej. Stąd zaskoczenie zarówno operatorów, jak i środowisk naukowych:
Jak wiadomo z próżnego i Salomon nie naleje, więc koncerny się wycofały. Globalne szybciej, bo miały inne lokalizacje w zapasie, mniejsze firmy wolniej, bo za dużo zainwestowały, by pochopnie składać broń. Zostały firmy państwowe. I słusznie, moim zdaniem. Nie powinny zbyt dużo inwestować, ale badania są konieczne – również w interesie państwa. Potrzebna jest nowa technologia dostosowana do polskich warunków. Trudno powiedzieć za ile lat się pojawi. Nie można wykluczyć też całkowitego fiaska. Niestety, zdani jesteśmy na własne siły. Dla wielkich koncernów, dysponujących nieograniczonymi budżetami R&D nasz kraj jest zbyt małym celem. Nawet gdyby osiągnięto komercyjne wyniki to polskie złoża mają charakter marginalny na tle zasobów światowych.
Czy jesteśmy w stanie podołać wyzwaniu? Przez wiele lat wiertnictwo i górnictwo otworowe w Polsce powoli dogorywało. Po wygaszeniu państwowego programu wierceń poszukiwawczych i naukowych nasze firmy wierciły głównie za granicą. A przypomnę: od 1945 do 2000 roku wykonano w kraju ponad 7500 otworów o głębokościach przekraczających 1000 metrów, bywały lata gdy wiercono po 400 – 500 otworów. Pamiętam narady w Państwowym Instytucie Geologicznym we wczesnych latach 2000, podczas których starzy specjaliści żalili się, że grozi nam luka pokoleniowa. Oni już odchodzili, na uczelniach marazm, nikt nie garnął się do studiów w dziedzinie nie zapewniającej pracy. Ostrzegano, że kontynuacja polityki doprowadzi do zaniku tej gałęzi nauki, a w razie gdyby okazało się, że potrzebne są nowe programy wierceń to nie będzie komu je realizować. Słowo ciałem się stało.
Jednak coś z dawnego potencjału naukowego ocalało. Są ośrodki zdolne do badań, jest – nieliczna, niestety – kadra specjalistów: geologów naftowych i wiertników. Zwiększył się nabór na studia. Dlatego wierzę, że wcześniej czy później opracujemy optymalną technologię. Amerykanom zabrało to prawie 20 lat, u nas może być szybciej, bo podstawy są już znane. Najważniejsze, że gaz w łupkach jest. Dowiodły tego badania laboratoryjne – po skruszeniu skały uzyskiwano metan w ilościach porównywalnych do wyników amerykańskich w uboższych basenach.
Czy skórka warta wyprawki? Ostatecznie, to państwo, czyli my wszyscy, musi sypnąć groszem na badania naukowe i poligony doświadczalne. Złoża nie są bogate, jak wcześniej zaznaczyłem. Eksploatacja trudna i opłacalna tylko przy wysokich cenach gazu na rynku. Decyzja nie jest łatwa, ale moim zdaniem warto spróbować – nie odpuszczać za wcześnie.