Branża OZE nie jest zadowolona z rządowego projektu ustawy, który miał zliberalizować przepisy dotyczące inwestycji w lądowe farmy wiatrowe – wynika z dokumentów, do których dotarł Biznes Alert. Oczekuje m.in. zniesienia przepisów ograniczających odległość montowanych turbin od obszarów Natura 2000 i parków narodowych oraz żąda dużo wyższych odszkodowań za demontowanie turbin ze względu na inwestycje drogowe.
W przyszłym tygodniu, już po drugiej turze wyborów prezydenckich powinny ruszyć w końcu prace nadzwyczajnej podkomisji nad projektem ustawy liberalizującej przepisy ustawy o inwestycjach w farmy wiatrowe. Do ubiegłego piątku tak zwana „strona społeczna” mogła zgłaszać propozycje poprawek do zaakceptowanego przez obecny rząd koalicji 15 października projektu, który przygotowało ministerstwo klimatu i środowiska. Wiemy, jakie branżowi eksperci mają postulaty.
Mamy to, choć procedury na to nie pozwalają
Okazuje się, że rządowy projekt nadal budzi kontrowersje, dlatego Biznes Alert postanowił dowiedzieć, jakie zgłoszono do niego poprawki u źródła, czyli w prezydium podkomisji, którą powołano, żeby nad nim pracowała. – Nie było i nie ma takiego zwyczaju żeby je wcześniej udostępniać. Poprawki zostaną przedstawione, po opiniach biura legislacyjnego na posiedzeniu naszej podkomisji zaplanowanym na 4 czerwca, i wtedy będą głosowane – poinformowała Biznes Alert Krystyna Sibińska, przewodnicząca (Klub Parlamentarny Koalicji Obywatelskiej). Na naszą prośbę nie odpowiedzieli inni członkowie prezydium podkomisji, czyli Dariusz Wieczorek (KP Lewica) i Andrzej Adamczyk (PiS).
Biznes Alert, mimo to dotarł do kilku z tych dokumentów. Swoje propozycje, trzeba zaznaczyć jeszcze bardziej liberalizujące przepisy dotyczące lokalizacji nowych elektrowni wiatrowych przekazały w ubiegłym tygodniu m.in. Stowarzyszenie Energii Odnawialnej i Konfederacja Lewiatan. Zapewne będzie ich więcej, bo mogą je zgłaszać posłowie.
Tak kochają naturę, że chcą być jeszcze bliżej
W procedowanym w Sejmie projekcie nowelizacji ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych, jej autor, czyli ministerstwo klimatu i środowiska zaproponowało m.in. istotną liberalizację przepisów dotyczących wymaganej minimalnej odległości nowo budowanych farm od zabudowań mieszkalnych do 500 m z 700 m, przy pełnym odejściu od zasady 10 h. Dodatkowo postanowiono uregulować kwestię odległości turbin od obszarów Natura 2000 wyznaczając ją na 500 metrów, a od parków narodowych na 1500 metrów.
Konfederacja Lewiatan proponuje wykreślenie tych nowych regulacji (art. 1 pkt 7 w zakresie lit. a i b). – Kwestia odległości (turbin wiatrowych – przypomnienie redakcji) od form ochrony przyrody, w tym od Natury 2000 powinna wynikać i być definiowana na podstawie aktualnych, zebranych w terenie badań przyrodniczych (monitoring ornitologiczny i chiropterologiczny, czyli dotyczący nietoperzy – red.). Eksperci przyrodnicy na podstawie zebranych danych powinni określać wymagania i ewentualne działania minimalizujące względem gatunków będących przedmiotami ochrony w obszarach Natura 2000 – piszą w uzasadnieniu autorzy poprawek. Konfederacja Lewian postuluje również zniesienie bariery 1500 metrów od parków narodowych.
Z kolei zdaniem SEO, określenie sztywnej minimalnej odległości 500 metrów pomiędzy elektrowniami wiatrowymi a obszarami Natura 2000 obejmującymi specjalne obszary ochrony ptaków oraz siedlisk, gdzie przedmiotem ochrony są nietoperze, choć podyktowane troską o ochronę przyrody, może prowadzić do nieproporcjonalnego ograniczenia możliwości lokalizowania elektrowni wiatrowych, w oderwaniu od rzeczywistego wpływu konkretnego projektu (farmy wiatrowej) na środowisko.
Wiatraki przeszkodą dla dzielnych lotników
Rząd jeszcze przed pierwszym czytaniem w trybie autopoprawki wprowadził do projektu, na wniosek ministra obrony narodowej art. 4d, przewidujący całkowity zakaz lokalizacji elektrowni wiatrowych stanowiących przeszkody lotnicze w przestrzeniach powietrznych MCTR (Military Controlled Traffic Region) i MTR (Military Route).
W tych pierwszych odbywają się manewry podejścia do lądowania oraz startu i nabrania wysokości przez samoloty wojskowe. Te drugie to wydzielone korytarze o szerokości 5-10 km, gdzie odbywają się przeloty na niskich wysokościach. Ministerstwo Obrony Narodowej uważa, że wykluczenie tych obszarów spod inwestycji jest to konieczne ze względu na konflikt na Ukrainie, który zwiększył intensywność operacji lotniczych, jak i zwiększonej liczby ćwiczeń o różnych porach dnia, także z udziałem samolotów sojuszniczych. Dlatego potencjalne ryzyko kolizji z łopatami turbin z nowo budowanych farm byłoby zbyt duże.
SEO proponuje jednak, aby od generalnej zasady były wyjątki. Tak, by na podstawie ekspertyzy technicznej przygotowanej przez inwestora, terenowy organ wykonawczy MON mógł w drodze decyzji administracyjnej dopuścić lokalizację elektrowni wiatrowych, jeśli nie zagrażają one bezpieczeństwu lotów. Z kolei Konfederacja Lewiatan chce, żeby taka zgoda, udzielona przed uchwaleniem miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego była wiążąca w okresie jego uchwalania (czyli po wejściu ustawy w życie – red.). Jeśli inwestor spotka się z odmową, ma mieć możliwość wystąpienia o zmianę decyzji, z uwzględnieniem aktualnej oceny wpływu elektrowni wiatrowych na bezpieczeństwo operacji lotniczych (po zamrożeniu konfliktu?). Ponadto Konfederacja Lewiatan oczekuje wprowadzenia 3-letniego vacatio legis, żeby ograniczyć straty z tytułu poniesionych przez inwestorów kosztów prac przygotowawczych oraz wydatków samorządów zaangażowanych w przeprowadzone procedury planistyczne.
Kolejne kontrowersje wokół dróg
Jeszcze więcej uwag zgłoszono do przepisów dotyczących minimalnych odległości turbin wiatrowych od dróg krajowych, w tym w szczególności nakazujących ich rozbiórki w związku z planowaną budową lub rozbudową tych szlaków komunikacyjnych. Zgodnie z rządowym projektem demontaż turbin miałby odbywać się za odszkodowaniem. Tymczasem według SEO i Lewiatana, spółki budujące lub eksploatujące farmy nie są uprawnione do otrzymania takiej rekompensaty od państwa, na podstawie delegacji do ustawy o gospodarce nieruchomościami. Ale to nie wszystko…
Obie organizacje domagają się zagwarantowania właścicielom farm prawa do adekwatnego odszkodowania, uwzględniającego nie tylko bieżącą wartość poddawanej rozbiórce elektrowni, ale także utracone przychody ze sprzedaży energii i praw majątkowych. Do tego skarb państw powinien pokryć koszty wcześniejszego rozwiązania umów handlowych, ryzyka kontraktowe (na przykład wynikające z niezrealizowania dostaw energii, czy wyższych kosztów bilansowania w ramach umów PPA) oraz koszty finansowania inwestycji, czyli zaciągniętych kredytów a także poręczeń wystawionych przez inwestorów. – W przeciwnym razie sektor lądowej energetyki wiatrowej będzie postrzegany przez instytucje finansujące jako nadmiernie ryzykowny, co zagrozi jego dalszemu rozwojowi i podniesie koszty realizacji projektów – argumentuje Stowarzyszenie Energii Odnawialnej.
Farmy wiatrowe budowane są zazwyczaj przez spółki celowe, a inwestycja jest finansowana najczęściej w modelu project finance, czyli z udziałem własnym inwestora i z długoterminowego kredytu, przy czym spłata rat kapitałowych i odsetkowych następuje z bieżących przychodów takiej spółki.
W 2024 roku, według danych Agencji Rynku Energii, dla działających operacyjnie farm wiatrowych mających turbiny o łącznej mocy zainstalowanej powyżej 10 MW, średni przychód ze sprzedaży energii z 1 MW wynosił blisko 1,1 miliona złotych. Koszty finansowe wyniosły 220 tysięcy złotych, a zysk brutto blisko 0,5 miliona złotych. Średnia moc turbiny montowanych obecnie w Polsce to około 2,5 MW, co przy CAPEX na 1 MW szacowanym przez Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej na 8,1 miliona złotych, daje nakłady na poziomie 20 milionów złotych.
Działanie farm planowane jest na co najmniej 25 lat. To oznacza, że jeśli posłowie przyjmą taką poprawkę, demontaż tylko jednej turbiny kosztowałby Skarb Państwa w skrajnych przypadkach około 40 milionów złotych. Swoją drogą słusznie, ale takie wywłaszczenia niosłyby ryzyko wypłat idących w setki milionów, jeśli nie miliardów złotych z budżetu państwa. Z dróg krajowych korzystają wszyscy, także właściciele farm wiatrowych, w tym przypadku serwisując je.
Zagrożony dobrostan przyszłych pokoleń?
Konfederacja Lewiatan idzie dalej, bo uważa, że konieczne jest także uregulowanie na gruncie nowelizowanej ustawy stosunku z właścicielem nieruchomości, na terenie której zbudowana została elektrownia wiatrowa przeznaczona do rozbiórki. Proponuje więc uzupełnienie jej o przepisy zapewniające im ochronę prawną.
– Jest to kwestia kluczowa nie tylko dla sprawiedliwości kontraktowej, ale także dla utrzymania zaufania do całego systemu inwestycji w odnawialne źródła energii. Właściciele tych gruntów to osoby, które liczyły na dodatkowy, stabilny dochód z dzierżawy, planując swoje życie w oparciu o te środki, często przewidując je na godną emeryturę czy przyszłość swoich dzieci. Nagła decyzja o rozbiórce elektrowni wiatrowej brutalnie podkopuje ich bezpieczeństwo finansowe, pozostawiając ich bezradnymi wobec sytuacji, której nie mieli szans przewidzieć ani kontrolować – czytamy w uzasadnieniu poprawki.
Choć wydaje się, że to odpowiedzialność kontraktowa jest w tym przypadku po stronie spółki zarządzającej farmą, co szkodzi, cytując nowego klasyka postraszyć że pieniędzy nie będzie, albo obiecać zapłaci Skarb Państwa?
Ciężki bój o korzystne przepisy, czy biała flaga?
Po głośnym falstarcie w 2023 roku projektu radykalnej nowelizacji przepisów (lex wiatrak) rzekomego autorstwa Pauliny Hennig-Kloski, wówczas kandydatki na ministra klimatu i środowiska nad nowymi przepisami pracowano przez blisko półtora roku. Pierwsze czytanie rządowego projektu w Sejmie odbyło się 4 kwietnia. Mijają dwa miesiące, a strona społeczna, skoro złożyła poprawki nie jest zadowolona z projektu, który miał być kompromisem wypracowanym w trakcie półtorarocznych prac.
– Należy wskazać, że w świetle zmian wprowadzonych do projektu ustawy w wyniku uzgodnień międzyresortowych, a związanych przede wszystkim z nowymi wymogami lokalizacyjnymi od dróg krajowych, zakazem lokalizowania elektrowni wiatrowych w strefach MCTR i MRT, paradoksalnie może okazać się, że pomimo zmniejszenia minimalnej odległości elektrowni wiatrowych od zabudowy (do 500 metrów – przypomnienie redakcji), to sumarycznie dostępna powierzchnia na ich rozwój efektywnie się zmniejszy, co w żaden sposób nie przyczyni się do realizacji celów Polski wyrażonych w dokumentach strategicznych – alarmują autorzy poprawek z Konfederacji Lewiatan.
Aby zaproponowane poprawki były głosowane przez podkomisję, musi zgłosić je/poprzeć jej członek. Za projektem ustawy w pierwszym czytaniu w Sejmie byli wszyscy posłowie koalicyjni wchodzący jej skład, uwzględniając późniejsze zmiany w jej składzie, czyli: Piotr Kandyba, Stanisław Lamczyk, Tomasz Nowak, Katarzyna Sibińska (Klub Parlamentarny Koalicji Obywatelskiej), Piotr Strach (KP Polska 2050 – Trzecia Droga), Marek Sawicki (KP Polskie Stronnictwo Ludowe – TD) i Dariusz Wieczorek (KP Lewica). Za odrzuceniem byli posłowie z opozycyjnych klubów: Andrzej Adamczyk, Tadeusz Chrzan, Rafał Weber (z KP Prawo i Sprawiedliwość) oraz Michał Połuboczek (KP – Konfederacja). W ówczesnym głosowaniu plenarnym nie wziął udziału Ireneusz Zyska, były wiceminister klimatu (PiS), który co do zasady popiera nowelizację ustawy.
Dezyderat, albo protest
Większość posłów PiS, członków podkomisji chce, aby jeszcze przed rozpoczęciem prac nad ustawą na połączonym posiedzeniu komisji infrastruktury i komisji do spraw energii, klimatu i aktywów państwowych przyjęto wspólnie dezyderat o objęciu jej prac parasolem antykorupcyjnym. – Nie odpuścimy tego, bo chcemy zapewnić pełną transparentność prac nad tak ważną ustawą – zadeklarował wczoraj Biznes Alert Andrzej Adamczyk, wiceprzewodniczący podkomisji, i były minister infrastruktury w rządzie PiS.
Krystyna Skibińska, przewodnicząca podkomisji twierdzi, że wraz z przewodniczącym komisji infrastruktury Mirosławem Suchoniem (KP Polska 2050 – Trzecia Droga) poprosiła pisemnie ministra spraw wewnętrznych i administracji, koordynatora służb specjalnych Tomasza Siemoniaka o taką kontrolę, już 9 maja, żeby nie opóźniać prac nad projektem. – Nic o tym nie wiem. Mogłem coś przeoczyć, bo ostatnio angażuję się w kampanię prezydencką, ale jeszcze sprawdzę pocztę email – kwituje wiceprzewodniczący Adamczyk.
Tomasz Brzeziński