Samolot z Rosji przeleciał nad Słowacją mimo zakazu. W tle jest energetyka jądrowa

2 marca 2022, 16:00 Alert

Mimo zakazu lotów dla rosyjskich samolotów na krajami Unii Europejskiej we wtorek 1 marca na bratysławskim lotnisku wylądował rosyjski Ił-76TD, jeden z największych samolotów transportowych na świecie. Przedtem przeleciał nad Polską. Na jego pokładzie znajdowało się paliwo dla słowackich elektrowni jądrowych.

Według serweru Flightradar24.com lot nr VI5956 rozpoczął się 1 marca o godzinie 5.58 czasu miejscowego w Moskwie, a zakończył 2 godziny i 24 minuty później. W Bratysławie była wtedy godzina 5:22. Przelot obsługiwał Iljuszyn-76TD oznaczony kodem RA-76952 należący do prywatnych rosyjskich linii lotniczych Volga-Dnepr Airlines. Na trasie minął Mińsk, w polską przestrzeń powietrzną wszedł w okolicach Suwałk, przeleciał koło Warszawy i Krakowa, po czym przekroczył granicę Słowacji w rejonie Babiej Góry. Jego powrót był zaplanowany na 2 marca, godzinę 14.10. O tej porze jednak samolot nadal znajdował się w Bratysławie, a portal informował już, że odleci o 22:10.

Ił-76TD to cywilny wariant wojskowego Iła-76MD, w NATO oznaczanego jako „Candid-B”, który z kolei jest masywniejszą i wyposażoną w dodatkowe zbiorniki paliwa wersją wariantu podstawowego Iła-76D „Candid”.

Według polskiej Wikipedii od 1974 roku wyprodukowanych zostało łącznie 938 Iłów-76 w rozmaitych wariantach i wersjach. Szczególną rolę te samoloty odegrały w czasie sowieckiej wojny w Afganistanie 1979-1991, w ramach której wykonały 14.700 lotów i przetransportowały 786 tysięcy żołnierzy (89 procent biorących w niej udział) oraz 316 tysięcy ton (74 procent) towarów potrzebnych do prowadzenia operacji zbrojnych.

Lot z zezwoleniami

Choć samolot z rosyjską flagą na ogonie był zaparkowany w odległej od terminalu części bratysławskiego lotniska, nie umknął uwadze jego gości, którzy wiedzieli, że dla rosyjskich samolotów dzień wcześniej został wprowadzony zakaz lotów nad terytorium kraju. „Rząd ani ministerstwa nie informowały z góry o tym locie”, twierdzi portal słowackiego dziennika „SME”. Według tej gazety ministerstwo gospodarki dopiero później wyjaśniło, że Iljuszyn w barwach rosyjskiego przewoźnika dostarczył paliwo dla słowackich elektrowni jądrowych.

Oczywiście lot nr VI5956 miał wszystkie niezbędne pozwolenia, zarówno słowackie jak i polskie. Wprowadzone po wybuchu wojny Rosji z Ukrainą zakazy lotów nie są bowiem absolutne. Nie dotyczą lotów humanitarnych i ratunkowych, powrotów wynajętych samolotów, czy też przymusowych lądowań. I – jak się okazuje – także takich szczególnych transportów, jak paliwo dla elektrowni atomowych.

„Po gazie i ropie naftowej słowacka gospodarka ma zabezpieczony kolejny nośnik energii. Cieszę się, że udało nam się to logistycznie załatwić i dziękuję również ministerstwom spraw zagranicznych i transportu za doskonałą koordynację w załatwianiu pozwoleń”, powiedział słowacji minister gospodarki Richard Sulík.

Podwojone dostawy rosyjskiego gazu

W locie nr VI5956 można się dopatrywać analogii do transportów gazu i ropy z Rosji, które nie tylko nie zostały ograniczone, ale wręcz przeciwnie, wzrosły. Jak bowiem powołując się na operatora słowackich gazociągów Eustream informuje na swoim portalu Teraz.sk słowacka agencja prasowa TASR, ilość gazu przepompowywanego od 25 lutego, czyli drugiego dnia wojny, przez stację w Veľkych Kapuszanach przy granicy z Ukrainą (koło Użhorodu) podwoiła się do poziomu 80 milionów m3 dziennie. To odpowiada w przybliżeniu ilości gazu, który płynął tamtędy na Słowację w listopadzie i grudniu.

Na Słowację dostarczany jest też gaz od strony zachodniej, z Czech. Pod koniec lutego tą drogą docierało według TASR 20-30 milionów m3 gazu dziennie. Zresztą prawdopodobnie i w tym wypadku jest to także gaz rosyjski, gdyż tą drogą transportowana jest spora część gazu z pierwszego Nord Streamu.

Niemal cały dostarczany na Słowację gaz – zarówno ze wschodu przez Ukrainę, jak i z zachodu przez Czechy – płynie dalej do gazowego hubu Baumgarten w Dolnej Austrii, skąd dostarczany jest na południe Europy. Według TASR pod koniec lutego wypływało ze Słowacji do Austrii 90 do 100 milionów m3 gazu ziemnego dziennie

Zapasy na co najmniej rok

Wielkość najnowszej dostawy paliwa dla słowackich elektrowni atomowych jest objęta tajemnicą. Dziennik „SME” zwraca uwagę, że nośność Iła-76 wynosi 47 ton, „co jest jednocześnie maksymalną ilością paliwa, które samolot mógł dostarczyć”. Zapewne trzeba od tej liczby odliczyć ciężar opakowania, które w wypadku nawet słabo radioaktywnego paliwa może być dość masywne. W każdym razie jest to z całą pewnością zapas pozwalający sześciu reaktorom w obu słowackich elektrowniach – Jaslovské Bohunice i Mochovce – na funkcjonowanie przez długie miesiące. Jeden reaktor WWER440 zużywa bowiem według gazety siedem do dziewięciu ton paliwa rocznie, „czyli na utrzymanie ich w ruchu potrzeba co najmniej 42 ton paliwa”, konstatuje „SME”.

Według dziennika, gdyby nie doszło do wtorkowego transportu paliwa dla słowackich elektrowni atomowych, nie zaszłaby jednak konieczność ich wyłączania. Ich operator, spółka Slovenské Elektrárne, utrzymuje bowiem zapasy paliwa, których wielkość jest według „SME” wprawdzie także objęta tajemnicą, ale zakłada się, że powinny wystarczyć na co najmniej rok pracy obu elektrowni.

Zmiana dostawcy?

W środę 2 marca przewodnicząca Urzędu Nadzoru Jądrowego (ÚJD) Marta Żiaková stwierdziła, że Słowacja rozważa zmianę dostawcy paliwa dla elektrowni jądrowych. To jednak jej zdaniem nie jest wcale prosta sprawa, „trzeba bowiem przebadać wszystkie aspekty bezpieczeństwa, które są z tym związane”. Według Żiakovej inicjatorem takiej zmiany musiałby być operator elektrowni, czyli SE, zaś jej urząd przeprowadziłby w takim wypadku wspólnie z nim ocenę nowego paliwa. 

Według cytowanego przez SME eksperta energetycznego Karla Hirmana paliwo dla reaktorów WWER440 w tej chwili potrafi wyprodukować i dostarczyć amerykańska spółka Westinghouse Electric Company. Posiada ono unijny certyfikat, jest jednak droższe niż rosyjskie.

Aureliusz M. Pędziwol