– Żale Moskwy pokazują, że konsekwentny sprzeciw wobec rosyjskiego gazociągu ma sens, a Stany Zjednoczone mogą być naszym kluczowym sojusznikiem – pisze dla BiznesAlert.pl poseł do Parlamentu Europejskiego Jacek Saryusz-Wolski.
Przemawiając w Stambule na Światowym Kongresie Petrochemicznym rosyjski minister energetyki Aleksander Nowak oskarżył państwa zachodnie o „sabotaż” Nord Stream II. To nowy wątek, do tej pory kremlowscy oficjele prezentowali urzędowy optymizm, chwaląc współpracę z niektórymi firmami z Niemiec, Francji czy Austrii i starając się rozgrywać europejskie rządy przeciw sobie. Po raz pierwszy tak wysoko postawiony polityk pozwolił sobie na komentarz wskazujący, że Rosjanie obawiają się o powodzenie swych projektów energetycznej rekonkwisty Europy Środkowo-Wschodniej.
Cóż mogło wywołać frustrację ministra Nowaka? Można wskazać na co najmniej trzy wydarzenia, które miały miejsce ostatnimi czasy.
Po pierwsze, amerykański Kongres przegłosował bezprecedensowy program sankcji skierowanych przeciwko tym firmom, które przyczyniają się do umocnienia monopolistycznej pozycji gazowego ramienia Kremla w Europie, czyli państwowej spółki Gazprom. Za niedopuszczalne uznano podjęcie współpracy szkodzącej Europie Środkowo-Wschodniej w warunkach rosyjskiej agresji na Ukrainie. Bardzo nerwowa reakcja zaangażowanych spółek każe sądzić, że obawy przed amerykańskimi represjami są prawdziwe. Co więcej, wbrew nadziejom rosyjskich komentatorów, administracja prezydenta Trumpa poparła, głosem szefa departamentu prawnego Białego Domu, tak daleko idące sankcje wobec Rosji.
Po drugie, rosyjską nerwowość można łączyć z kolejnym projektem, który popierają Amerykanie, to znaczy polsko-chorwacką inicjatywą Międzymorza. Projekt współpracy krajów znajdujących się między Bałtykiem, Morzem Czarnym a Adriatykiem, pomyślany jako dopełnienie integracji wschodniej flanki Unii Europejskiej w jej infrastrukturalnym, transportowym i energetycznym aspekcie może zmienić gazowy krajobraz tego regionu. Obok horyzontalnych sieci przesyłowych na linii Wschód-Zachód, powstaną nowe połączenia Północ-Południe, łączące gazoporty w Świnoujściu i na wyspie Krk. Wraz z istniejącymi już dostawami błękitnego paliwa z Kataru oraz publiczną obietnicą dostaw amerykańskiego LNG złożoną w Warszawie przez prezydenta Trumpa, projekt Trójmorza stanowi realną szansę na dywersyfikację źródeł i tras przesyłu.
Po trzecie, poplecznicy rosyjskiego monopolu energetycznego przegrywają walkę idei w Brukseli. Nawet zwykle ostrożny przewodniczący Komisji Europejskiej, Jean Claude-Juncker, w liście skierowanym w odpowiedzi na interpelację europosłów w sprawie Nord Stream II, przyznał, że rosyjski gazociąg „stoi w sprzeczności z celami Unii Energetycznej (…) nie stanowi nowego źródła dostaw (…) a jego ewentualna budowa nie może mieć miejsca w próżni prawnej lub odbywać się według prawa państwa trzeciego”.
Co istotne, list Junckera jest odpowiedzią na inicjatywę wychodzącą z Parlamentu Europejskiego, która zjednoczyła posłów z tak różnych ugrupowań jak chrześcijańska demokracja, liberałowie czy zieloni, nie tylko z Polski czy Czech ale także Niemiec, Francji czy Holandii.
Obecnie kluczowe wydaje się podtrzymanie konsekwentnej presji. Polityczne deklaracje o energetycznej współpracy z USA trzeba wypełnić realną, biznesową treścią.
W ramach instytucji europejskich należy optować za zastosowaniem klauzuli standstill w rozmowach KE z Gazpromem (tj. zawieszenia wszelkich prac nad Nord Stream II do czasu ewentualnego uzgodnienia reżimu prawnego), ostateczny mandat negocjacyjny Komisji powinien być przyjęty jednogłośnie przez szefów państw i rządów podczas szczytu Rady Europejskiej. Obawy Kremla i powiązanych z nim spółek energetycznych pokazują, że walka ma sens.
Czy Komisja będzie twarda w sprawie Nord Stream 2? „Ścierają się dwie interpretacje”