– Stany Zjednoczone wprowadzając sankcje na firmy decydujące się na udział w rosyjskim gazociągu Nord Stream wysłały czytelny sygnał: to przedsięwzięcie obarczone jest jednoznacznym ryzykiem politycznym. Przy czym Amerykanie wielokrotnie dowiedli, że nie mają oporów przed egzekwowaniem swojego prawa nawet w stosunku do wielkich zachodnioeuropejskich koncernów, o czym boleśnie przekonały się francuskie banki finansujące irański reżim – pisze Jacek Saryusz-Wolski, poseł do Parlamentu Europejskiego.
Dzięki ponadpartyjnej zgodzie, co do kierunku amerykańskiej polityki wobec Rosji, jakiekolwiek kredytowanie czy inna forma zaangażowania w niemiecko-rosyjski gazociąg musi być oceniane jako działanie na szkodę firmy i spotykać się z właściwą reakcję rynków finansowych. Podwyższa to ewentualne koszty pozyskania finansowania Nord Stream i czyni to przedsięwzięcie nieopłacalnym. To, że Gazprom dalej stara się o jego realizację dowodzi tylko tego, co było wiadome od samego początku: to projekt geopolityczny, mający zdestabilizować Ukrainę gospodarczo, a Europę Środkową jeszcze mocniej uzależnić od rosyjskiego gazu.
Znamienna wypowiedź przewodniczącego największej frakcji w Parlamencie Europejskim, polityka niemieckiej chadecji Manfreda Webera, w której wyżej stawia bezpieczeństwo Unii niż ewentualne wątpliwe korzyści biznesowe płynące z Nord Stream II tylko zwiększa niepewność wśród spółek, które dotychczas były zainteresowane budową gazociągu. Co więcej, trudno by te słowa, wypowiedziane przecież podczas debaty nad orędziem o stanie UE – a więc najważniejszym wydarzeniu parlamentarnym roku – nie były konsultowane z nikim w Berlinie. Po wyborach i możliwym utworzeniu chadecko-liberalno – zielonej koalicji (tzw. „Jamajki”) w Niemczech, klimat wokół rosyjskiej dominacji gazowej może się zmienić. Potwierdzają to sygnały płynące z Komisji, które sugerują, że ewentualny mandat negocjacyjny w sprawie NSII może zakładać pełne zastosowanie prawa europejskiego na wodach terytorialnych i wyłącznych strefach ekonomicznych państw członkowskich.
Wspólna presja i działanie Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej ma sens: może nie tylko uchronić Europę od popełnienia kosztownej pomyłki jaką byłaby rozbudowa Nord Stream, ale także stanowić zapowiedź szerszej współpracy energetycznej. Tym bardziej należy ubolewać, że europejska komisarz ds. ochrony konkurencji tak pobłażliwie potraktowała monopolistyczne praktyki, których dopuszczał się Gazprom w naszym regionie. Być może, gdyby Unia od początku stała na stanowisku twardego egzekwowania obowiązującego prawa, wielkie zachodnioeuropejskie spółki energetyczne zreflektowałyby się przed podjęciem współpracy z rosyjskim państwowym gigantem.