(AP/Bloomberg/AFP/Teresa Wójcik/Reuters/UPI/Wojciech Jakóbik)
Wczoraj europejskie giełdy na ogół notowały spadki, co analitycy łączą ze spadkami cen ropy, które sięgnęły minimalnych wartości sprzed pięciu lat. Analitycy rynku giełdowego oceniają jednoznacznie: winna jest rosnąca nadpodaż ropy.
Wczoraj baryłka ropy WTI w kontraktach terminowych na styczeń staniała na nowojorskiej giełdzie poniżej 65 dol. To najniższa cena od lipca 2009 r.
Spadek jest efektem rosnącej nadpodaży, która doprowadziła do cenowej wojny wewnątrz OPEC.
Saudyjska Arabia i Irak obniżyły swoje ceny poniżej poziomu na rynku światowym, ale to im dało tylko chwilowy zysk. Po kolejnym spadku przyszły straty dla wszystkich oferujących ropę. Wskutek tego londyński indeks FTSE 100 stracił 0,45 proc., paryski CAC 40 – 0,84 proc., jedynie szczęście dopisało frankfurckiemu DAX 30, który zyskał 0,06 proc., jak ocenili maklerzy – po prostu przypadkiem. Na Wall Street Dow Jones stracił 0,69 proc., S & P 500 – 0,62 proc., a NASDAC – 0,42 proc. Spadły również indeksy giełdy w Szanghaju.
Mimo to Saudyjczycy nie chcą ciąć wydobycia ropy naftowej. – Dlaczego mielibyśmy to robić? – pytał retorycznie minister ropy naftowej Arabii Saudyjskiej Ali Al-Naimi obecny na Szczycie Klimatycznym ONZ w Limie. Podtrzymał swoje stanowisko, że cenę surowca ustabilizuje sam rynek. Innego zdania jest Wenezuela. – OPEC musi działać. To nasza robota. Chcemy przewidywalności i stabilności na rynku ropy – powiedział minister spraw zagranicznych tego kraju Rafael Ramirez.
Dalej posuwa się prezydent Iranu Hassan Rouhani, który ocenia, że „spadek w cenach ropy nie jest sprawą gospodarczą, wynika ze spisku i politycznego planu określonych państw”.
Tymczasem OPEC w swoim najnowszym raporcie obcina wzrost zapotrzebowania na ropę naftową o 70 tysięcy baryłek dziennie do 1,12 mln baryłek. Ten czynnik również wpłynął na spadki cen ropy.