KOMENTARZ
Dorota Sierakowska
Analityk DM BOŚ Bank
Jak podaje agencja Reuters, w maju Arabia Saudyjska straciła pozycję lidera dostaw ropy naftowej do swoich dwóch dużych azjatyckich odbiorców – Indii i Chin. Bliskowschodnie królestwo dostarczyło w ubiegłym miesiącu do Indii mniej ropy niż największy afrykański eksporter – Nigeria. Z kolei w przypadku dostaw do Chin, Arabię Saudyjską wyprzedziły Rosja oraz Angola.
Arabia Saudyjska nie zachowała pozycji lidera mimo polityki prowadzonej w ostatnich miesiącach, polegającej na utrzymywaniu wysokiego poziomu wydobycia ropy naftowej właśnie w celu utrzymania swojego udziału w rynku. Jednak w innych rejonach świata sprzedający oferowali jeszcze atrakcyjniejszą relację ceny do jakości – prym wiodła świetnej jakości ropa z Nigerii, której premia w relacji do Brent znacząco zmalała w ostatnich miesiącach.
Jednak na kwestię udziału Arabii Saudyjskiej w azjatyckim imporcie ropy naftowej należy także spojrzeć z innej perspektywy – a mianowicie, pamiętając o tym, że kraj ten rozbudowuje swoją sieć rafinerii. Traderzy w Chinach kilka tygodni temu nieoficjalnie wspominali, że Arabia Saudyjska miała dodatkowe zamówienia na ropę z Chin, jednak odmówiła ich realizacji ze względu na zamiar przetworzenia ropy wewnątrz kraju.
W kontekście wczorajszego dnia warto wspomnieć także o raporcie amerykańskiego Departamentu Energii, w którym podano, że w minionym tygodniu zapasy ropy w USA spadły o 4,7 mln baryłek. Chociaż był to spadek większy od oczekiwań, to i tak notowania ropy naftowej WTI wczoraj zniżkowały – za co w dużej mierze odpowiada silny techniczny poziom oporu w okolicach 61,00-61,50 USD za baryłkę. Brak siły do jego pokonania pokazuje, że byki potrzebują nowych bodźców, aby wybić cenę ropy na nowe tegoroczne szczyty.
Źródło: CIRE.PL