KOMENTARZ
Dorota Sierakowska
Analityk DM BOŚ Bank
Wczoraj na rynkach surowcowych negatywnie wyróżniła się ropa naftowa. Cena amerykańskiego surowca gatunku WTI spadła o 3,8 proc., schodząc tym samym poniżej poziomu 57 USD za baryłkę. Dzisiaj rano notowania ropy WTI się ustabilizowały, jednak wciąż poruszają się w rejonie wczorajszego zamknięcia.
Wyraźna presja na spadek notowań ropy naftowej wczoraj wynikała przede wszystkim z danych, które pojawiły się w USA. Tamtejszy Departament Energii (USDA) podał bowiem w swoim cotygodniowym raporcie, że zapasy ropy naftowej w USA wzrosły o 2,4 mln baryłek w ubiegłym tygodniu. To liczba zbieżna z wtorkowymi szacunkami Amerykańskiego Instytutu Paliw, który pokazywał wzrost o 1,9 mln baryłek. Zwyżka zapasów nastąpiła po ponad dwóch miesiącach nieustannych ich spadków – dlatego rynek zareagował na tę informację negatywnie. Świadczy ona bowiem o tym, że produkcja ropy naftowej pozostaje bardzo duża – na tyle duża, by zniwelować sezonowy letni wzrost popytu na ropę.
W międzyczasie pojawiły się informacje o kolejnym zwiększeniu produkcji ropy naftowej w OPEC. W czerwcu kraje kartelu produkowały średnio 31,60 mln baryłek ropy dziennie – to najwięcej od trzech lat. Znów więc okazuje się, że oficjalny limit produkcji ropy w OPEC jest tylko liczbą na papierze, a nie wiąże się z konkretnymi ograniczeniami produkcji „czarnego złota” w zrzeszonych w kartelu krajach.
Z technicznego punktu widzenia, okolice 57 USD za baryłkę to najbliższy poziom wsparcia. Silniejszą barierą dla podaży jest jednak dopiero poziom 54 USD za baryłkę.