KOMENTARZ
Dorota Sierakowska
Analityk DM BOŚ
Rozczarowujące wyniki sprzedaży detalicznej w Stanach Zjednoczonych miały negatywne przełożenie na amerykańskiego dolara. Nie pozostało to bez wpływu na rynek towarowy – osłabienie dolara pomogło we wzrostach m.in. surowców energetycznych.
Na rynku ropy naftowej optymistów w ostatnich dniach nie brakowało – chociaż można mieć wątpliwości co do tego, czy optymizm ten był uzasadniony i czy może utrzymać się na dłużej. Obecnie notowania ropy WTI dotarły po raz kolejny do ważnego poziomu oporu w okolicach 54 USD za baryłkę – poziom ten zatrzymywał stronę popytową już kilka razy w ciągu ostatnich miesięcy, więc jest duże prawdopodobieństwo, że i tym razem bykom trudno będzie tę barierę pokonać.
Wczoraj stronie popytowej na rynku ropy naftowej prawdopodobnie najbardziej pomogła wspomniana sytuacja na rynkach walutowych, a więc osłabienie dolara po publikacji rozczarowujących danych dotyczących sprzedaży detalicznej w USA. Oznacza to, że paradoksalnie słabe dane z amerykańskiej gospodarki, które teoretycznie powinny negatywnie wpływać na ceny surowców energetycznych i przemysłowych, wczoraj doprowadziły do wzrostu. Wtorkowy ruch w górę mógł być jednak także po części rezultatem prognoz amerykańskiej Energy Information Administration (EIA, wchodzącej w skład Departamentu Energii), które zakładają spadek produkcji ropy naftowej z łupków już w maju.
Obecnie inwestorzy wydają się ignorować negatywne informacje na rynku ropy naftowej. Za taką informację można uznać wczorajsze dane Amerykańskiego Instytutu Paliw (API). W swoim cotygodniowym raporcie instytucja ta podała, że w minionym tygodniu zapasy ropy naftowej po raz kolejny wzrosły – tym razem zwyżka była jednak znacznie skromniejsza niż wcześniej i wyniosła 2,6 mln baryłek. Dzisiaj swoje dane dotyczące zapasów ropy przedstawi amerykański Departament Energii (DoE).
Ponadto, wczoraj Energy Information Administration podała długoterminowe prognozy produkcji ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych, które przemawiają na niekorzyść byków. Według EIA, wydobycie ropy naftowej w USA będzie nadal rosnąć, osiągając swój szczyt w 2020 r., kiedy to wyniesie ono 10,6 mln baryłek dziennie. To wzrost w stosunku do poprzednich prognoz.
Trudno się jednak dziwić brakowi reakcji inwestorów na tę ostatnią informację. Dotyczy ona bowiem perspektywy długoterminowej, która z punktu widzenia większości inwestorów ma obecnie drugorzędne znaczenie.
Tymczasem dzisiaj rano wielu inwestorów zareagowało na dane, które pojawiły się w Chinach. Jak podaje Reuters na podstawie chińskich rządowych danych, w marcu popyt na ropę naftową w Państwie Środka wyniósł 10,53 mln baryłek dziennie. Jest to wprawdzie mniej niż w rekordowym lutym, jednak i tak jest to wzrost o 7,6 proc. w stosunku do marca poprzedniego roku. Wyraźnie wzrosła aktywność tamtejszych rafinerii, ale mimo to nadwyżka w postaci zapasów pozostała duża.
O tym, że Chiny korzystają z niskich cen surowca i importują więcej ropy, mówi się już od paru miesięcy. Zaprezentowane dane są zresztą tego namacalnym dowodem. Jednak pewności co do utrzymania się takiego stanu rzeczy nie ma. Chiny już w dużym stopniu uzupełniły swoje rezerwy, więc zakupy w kolejnych miesiącach mogą zwolnić. Zwłaszcza, jeśli wzrost gospodarczy tego kraju będzie rozczarowywał.
Źródło: CIRE.PL