Wyborcza karuzela w Polsce nabiera rozpędu i politycy licytują się nie tylko na programy społeczne, ale również na to kto szybciej wyprowadzi węgiel z polskich elektrowni i pieców domowych. Platforma Obywatelska zapowiada, że problem smogu zniknie w 2030 roku. Czy jest to realne? – zastanawia się Piotr Stępiński, redaktor BiznesAlert.pl.
W ubiegły weekend w trakcie konwencji krajowej Platformy Obywatelskiej, przewodniczący Grzegorz Schetyna obiecał, że do 2030 roku węgiel przestanie być wykorzystywany do ogrzewania mieszkań i domów. Zapowiedział, że z polskich pieców zniknie także rosyjski surowiec, który w ostatnich latach masowo trafia do naszego kraju, a energetyka przestanie być oparta na węglu. – A co robi PiS? Sprowadza i spala rekordowe ilości węgla z Rosji. Partia twierdzi, że troszczy się o dzieci i nie lubi Rosji. W praktyce wygląda to jednak odwrotnie: PiS dba o interesy Rosji, a niszczy zdrowie naszych dzieci. Skończymy z tym. Odwrotnie niż PiS, zapewnimy rozwój niskoemisyjnej energetyki. Zdobędziemy na to pieniądze unijne. Kolejny wielki wybór Polaków: albo władza PiS – i importerów węgla z Rosji – albo kraj z czystym powietrzem, w ciągu 10 lat – stwierdził w swoim wystąpieniu przewodniczący Schetyna.
Jednak wybór jest inny: systemowe rozwiązanie problemu smogu w Polsce i konsensus w sprawie przyszłości sektora energetycznego albo powrót do tej samej dyskusji przed każdymi wyborami. Smog w polskich miastach nie pojawił się wczoraj, podobnie jak uzależnienie naszej energetyki od węgla. Przy czym, warto podkreślić, że wbrew sugestiom Grzegorza Schetyna za smog w Polsce odpowiada niska emisja i transport, a nie energetyka. Mimo to przez dekady problem był zamiatany pod dywan. Odkąd zaczęła rosnąć świadomość społeczeństwa smog przestał być problemem teoretycznym. Dyskusje z poziomu rozważań ekspertów i naukowców przeniosły się na poziom polityczny. W swoim expose z grudnia 2017 roku jako pierwszy polski premier, Mateusz Morawiecki poruszył temat zanieczyszczeń powietrza. Wówczas padły mocne słowa o tym, że czyste powietrze jest wyzwaniem cywilizacyjnym i miarą tego, czy Polska jest naprawdę dojrzałym krajem.
Plany rządu są bardziej ambitne od wizji przedstawionej przez przewodniczącego Platformy Obywatelskiej, bowiem powietrze w Polsce miałoby zostać „posprzątane” do 2027 roku. Biorąc pod uwagę skalę wyzwań, termin ten zdaniem ekspertów może okazać się zbyt ambitny. W Polsce jest ponad 5 mln kotłów węglowych, z których ponad 70 procent to tzw. kopciuchy, umożliwiające spalanie paliwa najgorszej jakości, czyli przede wszystkim mułu węglowego i flotokoncentratu. Polacy spalają również śmieci. Smog jest więc problemem systemowym, z którym nie poradziła sobie żadna z dotychczasowych ekip rządzących. Polacy nie palą śmieciami i mułem, bo nie chcą dbać o jakość powietrza tylko dlatego, że są one znacznie tańszymi źródłami pozyskania ciepła. Wiele osób w naszym kraju jest dotkniętych zjawiskiem ubóstwa energetycznego, czyli sytuacją, w której gospodarstwo domowe ma trudności w zaspokojeniu swoich potrzeb energetycznych, z powodu niskiego dochodu lub charakterystyki mieszkania. Problem ten dotyka w Polsce 4,6 mln osób. Nawet jeśli wymienimy źródło ciepła, to ludzi i tak nie będzie stać na ekologiczne, ale droższe paliwo. Zakładając, że takie koszty byłyby do poniesienia przez gospodarstwa domowe to pojawia się kolejny problem, związany z brakiem odpowiedniej termoizolacji budynków czy szczelności okien. Ważne jest, aby na walkę ze smogiem spojrzeć w ujęciu całościowym, zwracać uwagę na konieczność upowszechnienia ciepła systemowego, ułatwiać możliwości ogrzewania budynków przy pomocy energii elektrycznej bądź gazu. Nie można również zapominać o emisji zanieczyszczeń, pochodzących z transportu.
Działania rządu są pewnego rodzaju próbą odpowiedzi na wyżej wymienione problemy, ale są one niewystarczające. Według Najwyższej Izby Kontroli przy obecnym stopniu realizacji programów antysmogowych, czyste powietrze w Polsce będziemy mieli dopiero za 99 lat. Pojawiają się głosy, że walka ze smogiem powoduje zadyszkę opcji rządzącej. Rolą opozycji jest punktowanie słabości i przedstawianie alternatyw, bądź sposobów jak usprawnić obszary, w których rząd sobie nie radzi. Należą do nich na przykład nadmierna biurokracja przy składaniu wniosków czy fakt, że pomimo ustalenia norm jakości paliw stałych oraz kotłów, te o najgorszej jakości są nadal dostępne. Chociaż gotowych merytorycznych argumentów, punktujących przeciwsmogowe działania obecnej administracji nie brakuje, opozycja stawia na emocjonalne słowa. O ile można zgodzić się z przewodniczącym Grzegorzem Schetyną, że do Polski trafią rekordowe wolumeny rosyjskiego węgla, to jego emocjonalna retoryka nie stanowi rozwiązania problemów. Brakuje konkretnej oferty, z którą mogliby się zapoznać zarówno wyborcy jak i eksperci.
Podobnie jest w przypadku całej wizji energetyki Platformy Obywatelskiej. W miniony weekend szef Platformy mówił o budowaniu niskoemisyjnej energetyki, ale również nie sprecyzował jak miałoby to wyglądać. Od lutego BiznesAlert.pl bezskutecznie próbuje uzyskać od biura prasowego partii odpowiedzi na pytania o jej wizję polskiego miksu energetycznego. Co prawda politycy PO mówią o rozwoju zielonej energetyki, źródeł rozproszonych czy budowie elektrowni jądrowej, ale nie są to uporządkowane plany.
Polska nie zrezygnuje z węgla gwałtownie, czego chciałaby część graczy na scenie politycznej. Proces ten musi być realizowany ewolucyjnie, a nie rewolucyjnie. Tajemnicą Poliszynela jest fakt, że węgiel stanowi coraz większe obciążenie dla polskiej energetyki i nic nie wskazuje, aby miało to ulec zmianie. Tym bardziej, że trudno oczekiwać, aby cele polityki klimatycznej Unii Europejskiej zostały zliberalizowane, a co za tym idzie, by Bruksela zaczęła patrzeć na węgiel łaskawszym okiem. Problemem nie jest to, że importujemy coraz więcej rosyjskiego węgla, który zresztą jest tańszy i ma mniejszą zawartość siarki niż polski surowiec a fakt, że musimy go importować zamiast korzystać z własnego. Powinno to zwracać szczególną uwagę polityków na kondycję sektora górniczego, a wydaje się jednak, że bardziej interesują ich słupki poparcia i spokojna jesień wolna od protestów. Będą one niepożądane ze względu na mające się wówczas odbyć wybory parlamentarne.
Czy plan szefa PO jest do zrealizowania? Być może tak, ale żeby móc podjąć się próby oceny potrzebne byłoby więcej szczegółów, ale tych w jego wypowiedzi zabrakło. Może zamiast licytować się w obietnicach na to kto szybciej wyprowadzi węgiel z polskich elektrowni i pieców warto osiągnąć ponadpartyjny konsensus, który nie będzie rewidowany w zależności od wyników wyborów.