Niemiecki rząd zdecydował w środę o dalszym ograniczaniu emisji dwutlenku węgla. Planuje zmniejszyć ją o 78 mln ton do 2020 roku, co pociągnie za sobą dalsze wyłączenia elektrowni węglowych na terenie kraju. Decyzja ta doda napędu programowi przejścia niemieckiej energetyki w całości na źródła odnawialne nazywającego się po niemiecku Energiewende.
Pierwszy ruch w tym zakresie wykonuje E.on, który zadeklarował, że rezygnuje ze wszelkiej działalności niezwiązanej z sektorem energetyki odnawialnej.
Decyzja rządu federalnego pojawia się w obliczu trwającego szczytu klimatycznego w Limie w Peru, gdzie kraje świata pracują nad nowym globalnym porozumieniem klimatycznym, które miałoby zastąpić Protokół z Kioto.
Czy plan Niemców się powiedzie?
– Węgla jako surowca dla elektrowni konwencjonalnych wyeliminować się nie da, nawet w dosyć długiej perspektywie – uważa prezydent Europejskiego Stowarzyszenia Węgla Kamiennego i Brunatnego Euracoal Paweł Smoleń. – Nawet niemieckie analizy pokazują, że w 2030 r. moc zainstalowana źródeł konwencjonalnych się nie zmieni, bo będą musiały zastępować w razie potrzeby niestabilne odnawialne źródła energii. Czyli będzie wciąż potrzebny węgiel i nie ma sposobu, żeby to paliwo wyeliminować. Będzie dużo energii zielonej, ale podkreślam: to jest źródło niestabilne.
– Dlatego jako źródło komplementarne jest konieczny węgiel. Magazynowanie energii z OZE, szczególnie energii wiatrowej, jest niewykonalne. To mit. Kolejny mit to oplecenie Europy sieciami przesyłowymi, tak, żeby bez przerw przesyłać energię z elektrowni wiatrowych z Hiszpanii, gdzie akurat wieje do Belgii, gdzie nie wieje. To w ogóle nie wchodzi w rachubę z powodu oporu społecznego – twierdzi rozmówca BiznesAlert.pl.
– Komplementarność jest konieczna, więc energetyka konwencjonalna i OZE muszą wypracować zasady współistnienia – ocenił Smoleń. – Węgiel wobec tego będzie wciąż potrzebny. OZE i węgiel to są źródła komplementarne.