icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Perzyński: Załogowe loty na Marsa. Elonie, czy to dobra droga?

W miejscowości Boca Chica w Teksasie SpaceX Elona Muska zaprezentowała rakietę Starship, która być może w przyszłości zabierze ludzi na Marsa. Szef firmy pytany przez dziennikarzy, czy mieszkańcom okolicznych wsi nie przeszkadza jazgot testowanych silników powiedział, że być może je wykupi, by mieć święty spokój. Rozmach, brawura, geniusz – Musk wciąż ma to „coś”, które być może pozwoli mu dolecieć na Marsa. Jest tylko pytanie: po co? – zastanawia się Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.

Nieziemskie plany

Plany pochodzącego z Republiki Południowej Afryki Elona Muska są dosłownie nieziemskie. Na specjalnej konferencji przedstawił on, jak sam powiedział, „Świętego Graala kosmosu” – rakietę o niepozornej nazwie Starship, której testy mają ruszyć w ciągu kilku miesięcy. Z kolei za rok mają odbyć się pierwsze loty pasażerskie w kosmos. SpaceX na swojej stronie internetowej reklamuje ten projekt pod hasłem „Loty na orbitę ziemską, Księżyc, Marsa i dalej”. Wysoka na 118 metrów, o 9 metrach średnicy, napędzana 37 silnikami rakieta ma być wielokrotnego użytku dzięki możliwości pionowego lądowania.

Musk, który osobiście projektował nową rakietę, mówił, że „jeśli ludzkość chce zostać cywilizacją kosmiczną, musi upowszechnić loty kosmiczne, tak jak loty powietrzne”. Twierdzi też, że Starship jest „najbardziej inspirującym projektem, w którym kiedykolwiek brał udział”, co jest istotną deklaracją, sądząc po dotychczasowych osiągnięciach SpaceX – to globalny lider wśród prywatnych firm przemysłu kosmicznego z widowiskowymi osiągnięciami – z sukcesem dostarczyła ona ładunki na Międzynarodową Stację Kosmiczną, umieściła na orbicie sztucznego satelitę (czego do tej pory dokonywały wyłącznie publiczne agencje) i zapisała się w historii jako pionier, jeśli chodzi o ponowne użycie I stopnia rakiet orbitalnych – kolejne warianty Falcona lądowały najpierw na lądzie, a potem też na platformie morskiej.

Nuda czy szaleństwo?

Nasuwa się jednak kilka pytań. Wprawdzie ciągną się spory o to, czy Musk jest szaleńcem czy geniuszem (pomiędzy jednym a drugim granica jest przecież bardzo cienka), i większość śmiertelników nie  byłaby w stanie intelektualnie dotrzymać mu kroku, ale właściwie po co mu loty załogowe na Marsa? On sam twierdzi, że możliwości, które stwarzają loty bezzałogowe w kosmos są ograniczone, a jako że na Ziemi powoli kończą się zasoby naturalne, to trzeba będzie szukać ich na innych planetach. Księżyc jest najbliższym Ziemi naturalnym ciałem niebieskim, a ludzka stopa nie stanęła na nim już od dekad. Średnio rozgarnięci amatorzy zdają sobie sprawę, że wyprawa na Marsa jest kolejnym logicznym celem. 

Elon Musk stara się wejść w buty Krzysztofa Kolumba czy braci Wright, którzy w swoich czasach również bywali krytykowani – pierwszy przez długie lata musiał się ubiegać o finansowanie swojej podróży, bo w XV wieku rejs na zachód Atlantyku był niedorzecznością, zaś ponad 400 lat później pierwszy 12-sekundowy lot być może zrobił wrażenie na gawiedzi, ale z początku nie wróżył niczego przełomowego. Dlatego warto patrzeć na innowatorów, odkrywców i pionierów nieco łaskawszym okiem, nawet jeśli do końca nie rozumiemy dokąd dokładnie zmierzają.

Perzyński: Kopalnie na Księżycu?

Różnica między Kolumbem, braćmi Wright i Muskiem polega na tym, że pierwszy z nich był opłacany przez hiszpański dwór, drudzy wprawdzie zdobyli sławę i pieniądze dzięki swojemu wynalazkowi, ale przed tym prowadzili warsztat rowerowy, natomiast zakładając SpaceX, Elon Musk był już multimilionerem z opinią geniusza-szaleńca. Właśnie, szaleńca – można wymienić wiele atutów założyciela Tesli, ale na pewno nie jest nim przewidywalność. Wielokrotnie dawał on publicznie wyraz temu, że ma problemy z panowaniem nad emocjami, co nie miałoby większego znaczenia, gdyby zachował to dla swojego życia osobistego. Niestety, jako pracoholik Musk takowego nie posiada, a wrodzona lub nabyta histeryczność daje się we znaki inwestorom, na przykład na początku tego roku, gdy przez serię lekkomyślnych tweetów doprowadził do gwałtownego spadku wartości akcji Tesli. Inwestorzy od geniuszu wolą nudę i stabilność.

Pieniądze

Obecnie SpaceX nie ma większych problemów z pieniędzmi – jest wyceniany na ponad 30 miliardów dolarów, dzięki czemu plasuje się w czołówce najdroższych firm prywatnych na świecie. Nie ma jednak majątku, którego nie dałoby się roztrwonić. Elon Musk ma obsesję na punkcie załogowej wyprawy na Marsa, czemu niejednokrotnie dawał wyraz w wywiadach: – Dla mnie kluczową sprawą jest rozwój techniki, który umożliwiłby transport znacznej liczby ludzi i dużych ładunków na Marsa. Wyobrażam sobie kolonię na Czerwonej Planecie liczącą 80 tys. mieszkańców (…). Fajnie byłoby umrzeć na Marsie – powiedział w wywiadzie dla Guardiana sześć lat temu. To piękne marzenie i doskonała okazja, by dokonać czegoś naprawdę wielkiego, ale wiąże się z tym kilka zagrożeń.

Dzisiejszy stan wiedzy i zaawansowania technologicznego pozwala na stworzenie łazików i wysłanie ich na Marsa, więc z czasem wysłanie tam ludzi też będzie możliwe. Będzie to jednak kosztowało niewyobrażalną ilość pieniędzy, a poza tym byłaby to najprawdopodobniej podróż w jedną stronę. Oczywiście trzeba założyć, że podróż taka musiałaby się udać za pierwszym podejściem – jeśli nie, koszty te byłyby zwielokrotnione, a inwestorzy na pewno nie byliby zachwyceni informacją o niepowodzeniu takiej misji, która błyskawicznie obiegłaby cały świat. 

Romantyzm

Wiadomo też, że przez większość swojego zawodowego życia Musk idzie na branżowym trendom, branża kosmiczna nie jest tu wyjątkiem. Teraz większość firm widzi możliwość zysku w tworzeniu i udoskonalaniu sztucznych satelitów – teraz ich liczba na orbicie sięga setek, i choć sztuczne satelity są o wiele mniej romantyczne od lotu na Marsa, to w znaczny sposób przyczyniają się do realnej poprawy życia na Ziemi. Udoskonalają technologie internetowe, pomagają śledzić poziom emisji CO2 na świecie i wiele, wiele innych. W przeciwieństwie kosmicznej turystyki, z bezimiennych satelitów kosmicznych korzystają miliardy ludzi. I być może umasowienie korzyści z postępu technologicznego jest jeszcze bardziej romantyczne niż lot na najdalszą planetę.

Perzyński: Ludzie powinni po sobie sprzątać. Także w kosmosie

W miejscowości Boca Chica w Teksasie SpaceX Elona Muska zaprezentowała rakietę Starship, która być może w przyszłości zabierze ludzi na Marsa. Szef firmy pytany przez dziennikarzy, czy mieszkańcom okolicznych wsi nie przeszkadza jazgot testowanych silników powiedział, że być może je wykupi, by mieć święty spokój. Rozmach, brawura, geniusz – Musk wciąż ma to „coś”, które być może pozwoli mu dolecieć na Marsa. Jest tylko pytanie: po co? – zastanawia się Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.

Nieziemskie plany

Plany pochodzącego z Republiki Południowej Afryki Elona Muska są dosłownie nieziemskie. Na specjalnej konferencji przedstawił on, jak sam powiedział, „Świętego Graala kosmosu” – rakietę o niepozornej nazwie Starship, której testy mają ruszyć w ciągu kilku miesięcy. Z kolei za rok mają odbyć się pierwsze loty pasażerskie w kosmos. SpaceX na swojej stronie internetowej reklamuje ten projekt pod hasłem „Loty na orbitę ziemską, Księżyc, Marsa i dalej”. Wysoka na 118 metrów, o 9 metrach średnicy, napędzana 37 silnikami rakieta ma być wielokrotnego użytku dzięki możliwości pionowego lądowania.

Musk, który osobiście projektował nową rakietę, mówił, że „jeśli ludzkość chce zostać cywilizacją kosmiczną, musi upowszechnić loty kosmiczne, tak jak loty powietrzne”. Twierdzi też, że Starship jest „najbardziej inspirującym projektem, w którym kiedykolwiek brał udział”, co jest istotną deklaracją, sądząc po dotychczasowych osiągnięciach SpaceX – to globalny lider wśród prywatnych firm przemysłu kosmicznego z widowiskowymi osiągnięciami – z sukcesem dostarczyła ona ładunki na Międzynarodową Stację Kosmiczną, umieściła na orbicie sztucznego satelitę (czego do tej pory dokonywały wyłącznie publiczne agencje) i zapisała się w historii jako pionier, jeśli chodzi o ponowne użycie I stopnia rakiet orbitalnych – kolejne warianty Falcona lądowały najpierw na lądzie, a potem też na platformie morskiej.

Nuda czy szaleństwo?

Nasuwa się jednak kilka pytań. Wprawdzie ciągną się spory o to, czy Musk jest szaleńcem czy geniuszem (pomiędzy jednym a drugim granica jest przecież bardzo cienka), i większość śmiertelników nie  byłaby w stanie intelektualnie dotrzymać mu kroku, ale właściwie po co mu loty załogowe na Marsa? On sam twierdzi, że możliwości, które stwarzają loty bezzałogowe w kosmos są ograniczone, a jako że na Ziemi powoli kończą się zasoby naturalne, to trzeba będzie szukać ich na innych planetach. Księżyc jest najbliższym Ziemi naturalnym ciałem niebieskim, a ludzka stopa nie stanęła na nim już od dekad. Średnio rozgarnięci amatorzy zdają sobie sprawę, że wyprawa na Marsa jest kolejnym logicznym celem. 

Elon Musk stara się wejść w buty Krzysztofa Kolumba czy braci Wright, którzy w swoich czasach również bywali krytykowani – pierwszy przez długie lata musiał się ubiegać o finansowanie swojej podróży, bo w XV wieku rejs na zachód Atlantyku był niedorzecznością, zaś ponad 400 lat później pierwszy 12-sekundowy lot być może zrobił wrażenie na gawiedzi, ale z początku nie wróżył niczego przełomowego. Dlatego warto patrzeć na innowatorów, odkrywców i pionierów nieco łaskawszym okiem, nawet jeśli do końca nie rozumiemy dokąd dokładnie zmierzają.

Perzyński: Kopalnie na Księżycu?

Różnica między Kolumbem, braćmi Wright i Muskiem polega na tym, że pierwszy z nich był opłacany przez hiszpański dwór, drudzy wprawdzie zdobyli sławę i pieniądze dzięki swojemu wynalazkowi, ale przed tym prowadzili warsztat rowerowy, natomiast zakładając SpaceX, Elon Musk był już multimilionerem z opinią geniusza-szaleńca. Właśnie, szaleńca – można wymienić wiele atutów założyciela Tesli, ale na pewno nie jest nim przewidywalność. Wielokrotnie dawał on publicznie wyraz temu, że ma problemy z panowaniem nad emocjami, co nie miałoby większego znaczenia, gdyby zachował to dla swojego życia osobistego. Niestety, jako pracoholik Musk takowego nie posiada, a wrodzona lub nabyta histeryczność daje się we znaki inwestorom, na przykład na początku tego roku, gdy przez serię lekkomyślnych tweetów doprowadził do gwałtownego spadku wartości akcji Tesli. Inwestorzy od geniuszu wolą nudę i stabilność.

Pieniądze

Obecnie SpaceX nie ma większych problemów z pieniędzmi – jest wyceniany na ponad 30 miliardów dolarów, dzięki czemu plasuje się w czołówce najdroższych firm prywatnych na świecie. Nie ma jednak majątku, którego nie dałoby się roztrwonić. Elon Musk ma obsesję na punkcie załogowej wyprawy na Marsa, czemu niejednokrotnie dawał wyraz w wywiadach: – Dla mnie kluczową sprawą jest rozwój techniki, który umożliwiłby transport znacznej liczby ludzi i dużych ładunków na Marsa. Wyobrażam sobie kolonię na Czerwonej Planecie liczącą 80 tys. mieszkańców (…). Fajnie byłoby umrzeć na Marsie – powiedział w wywiadzie dla Guardiana sześć lat temu. To piękne marzenie i doskonała okazja, by dokonać czegoś naprawdę wielkiego, ale wiąże się z tym kilka zagrożeń.

Dzisiejszy stan wiedzy i zaawansowania technologicznego pozwala na stworzenie łazików i wysłanie ich na Marsa, więc z czasem wysłanie tam ludzi też będzie możliwe. Będzie to jednak kosztowało niewyobrażalną ilość pieniędzy, a poza tym byłaby to najprawdopodobniej podróż w jedną stronę. Oczywiście trzeba założyć, że podróż taka musiałaby się udać za pierwszym podejściem – jeśli nie, koszty te byłyby zwielokrotnione, a inwestorzy na pewno nie byliby zachwyceni informacją o niepowodzeniu takiej misji, która błyskawicznie obiegłaby cały świat. 

Romantyzm

Wiadomo też, że przez większość swojego zawodowego życia Musk idzie na branżowym trendom, branża kosmiczna nie jest tu wyjątkiem. Teraz większość firm widzi możliwość zysku w tworzeniu i udoskonalaniu sztucznych satelitów – teraz ich liczba na orbicie sięga setek, i choć sztuczne satelity są o wiele mniej romantyczne od lotu na Marsa, to w znaczny sposób przyczyniają się do realnej poprawy życia na Ziemi. Udoskonalają technologie internetowe, pomagają śledzić poziom emisji CO2 na świecie i wiele, wiele innych. W przeciwieństwie kosmicznej turystyki, z bezimiennych satelitów kosmicznych korzystają miliardy ludzi. I być może umasowienie korzyści z postępu technologicznego jest jeszcze bardziej romantyczne niż lot na najdalszą planetę.

Perzyński: Ludzie powinni po sobie sprzątać. Także w kosmosie

Najnowsze artykuły