Stachura: Co Polacy mają na stole w przededniu narodzin polskiego atomu

5 października 2022, 07:35 Atom

Wybór partnera do budowy pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce to jeden z najważniejszych momentów w historii polskiej energetyki. Amerykanie, Francuzi i Koreańczycy położyli już trzy oferty na stole. Teraz czekają na decyzję Polaków, którzy mają wybrać jedną z nich do końca 2022 roku. Co oferują trzej weterani atomu? – pisze Jędrzej Stachura, redaktor BiznesAlert.pl.

Źródło: freepik
Źródło: freepik

Plan jest „prosty”. Program Polskiej Energetyki Jądrowej zakłada budowę 6-9 GW atomu do 2043 roku z pierwszym reaktorem w 2033 roku. Polacy mają na stole trzy oferty współpracy, po jednej od Amerykanów (spółka Westinghouse), Francuzów (EDF) i Koreańczyków (KHNP). Do końca 2022 roku ma zapaść decyzja, kto z tej trójki będzie partnerem przy budowie pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce. Jeszcze nie wiemy, w którą stronę pójdzie polski rząd, ale możemy nakreślić sylwetki poszczególnych kandydatów.

USA, czyli make it simple

Zacznijmy od oferty Amerykanów, którzy mogą zapewnić Polsce reaktory o łącznej mocy 7,2 GW. Proponują oni jednostki wodne ciśnieniowe (PWR) AP1000 od firmy Westinghouse, która jest pionierem na rynku energetyki jądrowej i jednym z wiodących dostawców technologii. Blok w Polsce ma być jedenastą tego typu jednostką na świecie. Westinghouse ma cztery reaktory w Chinach, gdzie niebawem ruszą kolejne cztery, a potem jeszcze dwa w USA.

Największą przewagą technologii od Amerykanów mają być tańsze wykonanie i łatwiejsza eksploatacja. AP1000 to dwupętlowy reaktor wodny ciśnieniowy (PWR) o mocy 3 415 megawatów (MWt), w którym został zastosowany innowacyjny system bezpieczeństwa. – Ma on jedyny w swoim rodzaju pasywny system bezpieczeństwa, który wymaga mniej urządzeń i mniejszej powierzchni wyspy reaktora. To właśnie wyspa reaktora jest najdroższą częścią elektrowni, a AP1000 ma tylko 1/3 wielkości innych technologii reaktorów jądrowych – mówi przedstawiciel Westinghouse w rozmowie z BiznesAlert.pl.

Elektrownie jądrowe działają w oparciu o systemy bezpieczeństwa, które uzupełniają naturalne cechy rdzenia reaktora. Przepisy obejmują stworzenie szeregu fizycznych barier pomiędzy radioaktywnym rdzeniem reaktora a otoczeniem i zapewnienie wielu systemów bezpieczeństwa. System pasywny nie wymaga działania układów elektrycznych czy elektronicznych, które w przypadku uszkodzenia mogą nie zadziałać. Prawdopodobieństwo zablokowania systemu pasywnego lub jego uszkodzenia jest więc mniejsze, dlatego jest on bardziej niezawodny niż system aktywny. Krótko mówiąc, reaktory Westinghouse’a wymagają mniejszej ilości sprzętu i urządzeń, co ma korzystnie wpłynąć na bezpieczeństwo i efektywność ekonomiczną elektrowni w trakcie eksploatacji.

Francja, czyli najmocniejszy reaktor

Asem w rękawie Francuzów ma być EPR1650 (Europejski Reaktor Ciśnieniowy), czyli PWR trzeciej generacji. Jednostka o mocy 1650 MWe, oparta na francuskiej technologii, ma być tańsza od poprzednich reaktorów PWR i bardziej wydajna jeśli chodzi o produkcję energii elektrycznej.

Reaktor został zaprojektowany i był rozwijany dzięki współpracy firm EDF i Framatome (obecnie Areva) we Francji oraz Siemens AG w Niemczech. Dwa pierwsze EPR1650 pojawiły się w Taishan w Chinach, gdzie rozpoczęły pracę w 2018 i 2019 roku. Jednostki we Francji i w Wielkiej Brytanii jeszcze nie wystartowały. Francuzi co prawda rozpoczęli budowę bloku w Elektrowni Flamanville już w 2007 roku, ale start opóźnia się z powodu wysokich kosztów. EDF przekonuje jednak, że reaktor jądrowy zostanie uruchomiony do końca 2023 roku, a rok później rozpocznie działalność komercyjną. Firma buduje jeszcze dwie jednostki w angielskim Hinkley Point C, z których pierwsza ruszy w 2026 roku, a druga w 2027 roku.

Jeśli odłożymy na bok ryzyko kilku miesięcy opóźnienia, którego w przypadku Polski może nie być, okaże się, że Francuzi przedstawiają najmocniejszy reaktor z możliwych (1650 MWe). EDF podkreśla, że został on zaprojektowany z myślą o najwyższej sprawności, z dbałością o standardy wydajności i bezpieczeństwa. Projektanci chwalą się najwyższym poziomem zabezpieczenia materiałów jądrowych i nowoczesnymi systemami ochrony przed zagrożeniami zewnętrznymi.

Warto dodać, że Francuzi mają ogromne doświadczenie w pracy z atomem, bowiem zbudowali i eksploatują dziesiątki reaktorów. Ich wieloletnie obycie na rynku europejskim czy w relacjach z instytucjami, podwykonawcami i dostawcami, może procentować przy budowie atomu w Polsce. Francja zna specyfikę regionu, który może być nieco egzotyczny np. dla Koreańczyków. Do tego dochodzą normy bezpieczeństwa Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA), członkostwo w Stowarzyszeniu Regulatorów Europy Zachodniej (WENRA) oraz certyfikat Organizacji ds. Wymagań Europejskich Przedsiębiorstw Energetycznych (EUR).

Ważną kwestią z perspektywy Polski jest prezydencja Francji w Radzie Unii Europejskiej. Państwa członkowskie, które obecnie jej przewodniczą (Francja, Czechy i Szwecja), ustalają długofalowe cele i przygotowują wspólny program tematów oraz spraw, którymi Rada będzie się zajmować przez 18 miesięcy. Wybór technologii francuskiej przy budowie polskiego atomu mógłby zacieśnić więzy polityczne obu krajów.

Korea, czyli rodzima technologia

Korea Południowa zaznacza, że jest zwarta i gotowa, aby pomóc Polakom w budowie ich pierwszej elektrowni jądrowej. Normy europejskie i uwarunkowania geograficzne nie będą przeszkodą, gdyż od kilku lat KHNP (Korea Hydrogen & Nuclear Power) posiada wszystkie potrzebne certyfikaty i buduje w różnych miejscach na całym świecie. Korea ma wieloletnie doświadczenie w budowie i obsłudze elektrowni jądrowych, obecnie KHNP prowadzi modernizację zakładu w Shin-Kori, gdzie będzie łącznie sześć reaktorów. Dwa z nich to APR-1400, czyli najnowocześniejsze jednostki, które znalazły się w ofercie przedłożonej Polsce. Dokument przewiduje budowę sześciu reaktorów APR1400 o mocy 8,4 GW.

Wiceprezes KHNP Yoh-Shik Nam podkreśla, że Korea, przy tworzeniu swojego atomu, nie tylko wzięła pod uwagę rozwiązania międzynarodowe, ale opracowała własną technologię poprzez prowadzenie intensywnych projektów badawczo-rozwojowych. – KHNP dysponuje obecnie zaawansowanymi możliwościami realizacji budowy elektrowni jądrowych z wykorzystaniem rodzimych, wyróżniających się technologii, a także wyposażenia. Korea Południowa nie podlega żadnym ograniczeniom eksportowym w zakresie technologii jądrowej – mówił Yoh-Shik Nam.

Przewagą Koreańczyków ma być realizacja projektu w określonym budżecie i terminie. Udało się tego dokonać na przykład w Zjednoczonych Emiratach Arabskich (ZEA), gdzie postawili nowoczesną elektrownię jądrową. KHNP twierdzi, że jest w stanie zbudować atom w Polsce w terminie i na czas, tak jak w Barakah. Według oferty, pierwszy „polsko-koreański” reaktor może powstać w sześć lat od rozpoczęcia budowy w 2026 roku. Koszt tego przedsięwzięcia miałby wynieść od 20 do 24 miliardów dolarów. Korea Południowa chwali się również wykwalifikowaną i doświadczoną kadrą (18 tysięcy pracowników z 15 krajów). Warto dodać, że Koreańczycy mówią o chęci dzielenia się wiedzą z Polakami, aby ci mogli stworzyć u siebie trzon energetyki jądrowej i w przyszłości rozwijać się w tym sektorze na własną rękę. Zaznaczają jednak, że jeśli Polska nie wybierze ich na partnerów przy budowie atomu, będą chcieli zapewnić jej wsparcie w postaci dostępu do technologii, między innymi turbin czy paliwa jądrowego. Nie wykluczają również współpracy z Amerykanami, z którymi łączą ich wieloletnie relacje polityczne, ekonomiczne i militarne.

Oczekiwanie

Wybór technologii koreańskiej ukróciłby spekulacje o politycznym podłożu tej decyzji. Byłby również sygnałem, że Polska podchodzi do sprawy „na chłodno” i wybiera opcję atrakcyjną ekonomicznie, technologicznie oraz terminowo, odstawiając na bok kwestie wpływów w NATO czy Radzie Unii Europejskiej. Te stają się jednak bardziej istotne w obliczu inwazji Rosji na Ukrainę i kryzysu energetycznego. Budowa elektrowni jądrowej potrwa około 10 lat, a schizofrenia Putina postępuje z miesiąca na miesiąc, dlatego koneksje polityczne w tak niespokojnym okresie mogą mieć podwójną wartość.

Tak czy inaczej, nie jest to miękki orzech do zgryzienia. Polska ma o czym myśleć i musi podjąć decyzję jak najszybciej, aby rozpocząć budowę atomu, który przez lata, pośród wielu sporów i błędnych decyzji, nie był w stanie wykiełkować na jej ziemi. Owocem energetyki jądrowej jest bezpieczna i stabilna energia, której potrzebujemy coraz bardziej. Czekamy więc do końca roku, gdyż właśnie wtedy, zgodnie z zapowiedziami rządu, polski atom doczeka się zagranicznego opiekuna już w grudniu.

Berger: Decyzja o budowie atomu w Polsce ma być ogłoszona za kilka tygodni