W minioną niedzielę rosyjski okręt staranował należące do ukraińskiej Marynarki Wojennej holownik, który wraz z dwoma kutrami opancerzonymi zmierzał do portu w Odessie. Następnie Rosjanie ostrzelali ukraińskie okręty co doprowadziło do wzrostu napięcia w regionie. W efekcie Ukraina zamierza wprowadzić stan wojenny, który ma obowiązywać do 25 stycznia 2019 roku. W rozmowie z portalem BiznesAlert.pl dr hab. Agnieszka Legucka, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych stwierdziła, że działania Rosji są przejawem postępującej agresji na Ukrainie.
BiznesAlert.pl: Rośnie napięcie między Ukrainą a Rosją. Wczoraj w Cieśninie Kerczeńskiej Rosjanie ostrzelali okręty należące do ukraińskiej Marynarki Wojennej. Czy istnieje realne zagrożenie dalszej eskalacji konfliktu?
Dr hab. Agnieszka Legucka: To nie pierwszy incydent tego rodzaju. Ze strony rosyjskiej mamy do czynienia z militaryzacją Półwyspu Krymskiego oraz Morza Azowskiego. Do tej pory Ukraina nie dysponowała odpowiednimi środkami aby militaryzować akwen. Teraz ukraińska armia otrzymała nowe, wzmocnione siły, aby móc wpłynąć na Morze Azowskie. Widocznie Rosjanie chcieli temu zapobiec. W ten sposób strona rosyjska chciała dać do zrozumienia, że jeżeli ma dojść do militaryzacji Morza Azowskiego, to tylko ze strony rosyjskiej. Ewidentnie widać, że Rosjanie chcą uczynić z tego akwenu morze wewnętrzne, kontrolowane przez Federację Rosyjską. Mamy do czynienia z dalszym przesuwaniem granic rosyjskiej okupacji. Nie tylko na tereny w Donbasie ale również na obszary morskie.
W tej chwili sytuacja jest klarowna. Nie mamy do czynienia z zielonymi ludzikami, z działaniami hybrydowymi ze strony Rosji. Mamy ewidentnie do czynienia z aktem agresji do czego Rosjanie się przyznają. Sami opublikowali w Internecie film, na którym widać jak rosyjski statek uderza w ukraiński kuter. Warto podkreślić, że do zdarzenia doszło w okolicach Półwyspu Krymskiego. Co również istotne, strona ukraińska informuje, że do zdarzenia nie doszło na obszarze rosyjskich wód terytorialnych. Podkreślmy jednak, że Krym nie jest uznawany przez społeczność międzynarodową za część Rosji. Nawet jeżeli zostałby za taką uznany to i tak zdarzenie miało miejsce w większej odległości niż 12 mil morskich. Ukraińcy zostali zaatakowani na wodach międzynarodowych. Na tej podstawie ukraiński prezydent chce wprowadzić stan wojenny.
Można zaryzykować stwierdzenie, że atak w Cieśninie Kerczeńskiej jest wstępem do kolejnego etapu rosyjskiej agresji na Ukrainę?
Tak. Jest to postępująca okupacja terytoriów Ukrainy mająca na celu przede wszystkim zablokowanie możliwości handlowych Ukrainy i poruszania się statkami, w tym wojskowymi. To ogranicza działania strony ukraińskiej.
Pamiętajmy, że w ubiegłym roku Rosjanie zablokowali również port w Odessie. Temat był nieco przemilczany przez media, ale również tam dochodziło do incydentów. Co prawda, nie doszło do wymiany ognia, ale wszelkiego rodzaju blokowanie portów wpisuje się w definicję agresji, nawet jeżeli nie dochodzi to incydentów zbrojnych.
Jednocześnie rosyjskie media próbują sugerować, że pod osłoną wprowadzenia stanu wojennego Ukraina może przygotowywać się do działań zbrojnych przeciwko Rosji albo mieszkańcom Donbasu.
Nie zakładałabym tak daleko idącego scenariusza. Ukraina nie dysponuje odpowiednimi siłami, aby móc konkurować z Rosją na morzu. Na lądzie jest w stanie blokować rosyjskie działania, czego przykładem jest Donbas. Jeżeli spojrzymy na potencjał obu stron to widać, że dalsza eskalacja konfliktu oznaczałaby porażkę Ukrainy. W tym kontekście duże znaczenie będzie miała odpowiedź ze strony państw zachodnich, które są zajęte m.in. brexitem. Ze strony Rosji jest to również próba sił z Zachodem.
Dzisiaj w trybie nadzwyczajnym zostało zwołane posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ, która ma zająć się rosyjskimi działaniami na Morzu Azowskim. Biorąc jednak pod uwagę, że Rosja jest członkiem stałym Rady trudno jest jednak spodziewać się rezolucji w tej sprawie.
Nie jest tajemnicą to, kto zostanie obwiniony za cały incydent. Rosjanie zrzucą odpowiedzialność na Ukrainę twierdząc, że to ukraińskie kutry naruszyły morską granicę, wobec czego Rosja musiała odpowiedzieć na ten atak.
Na uwagę zasługuje również fakt, że Rosjanie aresztowali ponad 20 ukraińskich marynarzy. Rosyjskie media informują o ,,ukraińskich jeńcach wojennych”, chociaż nie doszło do oficjalnego wypowiedzenia wojny.
Po obu stronach mamy do czynienia z bardzo groźną argumentacją wojenną, która ewidentnie zmierza do eskalacji.
Dzisiaj prezydent Petro Poroszenko podpisał rozporządzenie wprowadzające stan wojenny. Czy może on wpłynąć na zaplanowane na marzec wybory prezydenckie?
To wpisuje się również w kampanię wyborczą na Ukrainie. Nie sądzę, aby wprowadzenie stanu wojennego doprowadziło do zablokowania przeprowadzenia wyborów prezydenckich. Nie wydaje się, aby w ten sposób Petro Poroszenko chciał przełożyć wybory albo je unieważnić.
Być może będzie chciał w ten sposób zyskać parę punktów procentowych w sondażach?
Niewątpliwie jest to gra va banque, w której prezydent może zyskać wszystko lub stracić. Każda eskalacja napięcia jest różnie postrzegana przez społeczeństwo. Ukraińscy eksperci przypominają, że podczas całej prezydentury Petra Poroszenki i wojny z Rosją w Donbasie nie wprowadzono stanu wojennego, a teraz ten incydent, choć jest przeszacowany może poprawić jego wizerunek.
Rozmawiał Piotr Stępiński