Awaria w Fukushimie była testem dla Japonii i tamtejszego sektora jądrowego. Uświadomiła ona władzom jak ważna jest komunikacja ze społeczeństwem. Myśląc o budowie elektrowni jądrowej Polacy powinni uczyć się od Japończyków umiejętności rozmowy z obywatelami o atomie – pisze Piotr Stępiński, redaktor BiznesAlert.pl.
Bezpieczeństwo, poszanowanie zasad i uczenie się na błędach. To określenia, które wielokrotnie słyszałem w trakcie trwającej od tygodnia wizyty studyjnej w Japonii, gdzie mamy możliwość poznania tamtejszego sektora jądrowego. W poprzednich relacjach z Kraju Kwitnącej Wiśni zwracałem uwagę na to, że Tokio wyciągnęło lekcję z awarii w Fukushimie. W ciągu dwóch ostatnich dni miałem możliwość zobaczyć jak deklaracje przedstawicieli władz o zwiększeniu bezpieczeństwa elektrowni jądrowych wyglądają w praktyce. W środę razem z innymi polskimi dziennikarzami odwiedziliśmy elektrownię Ohio w prefekturze Kansai. Znajdują się tam cztery reaktory PWR – nr 1 i 2 o mocy 1175 MW oraz nr 3 i 4 o mocy 1180 MW. Przy czym, obecnie wykorzystywane są wyłącznie 3 i 4. Pierwsze dwa zostały wyłączone po awarii w Fukushimie i w ciągu najbliższych 30 lat zostaną rozebrane. Jak przekonywali nas przedstawiciele operatora instalacji ze spółki KANSAI Electric Power, ochrona obiektów przed zagrożeniami zewnętrznymi została wzmocniona.
Nauka na błędach
Przede wszystkim podjęto próbę wyeliminowania tych błędów, które doprowadziły do wydarzeń z marca 2011 roku. Wówczas 6,1-metrowy mur nie ochronił elektrowni Fukushima przed naporem 13-14 metrowych fal tsunami, które zalały system awaryjnego chłodzenia reaktorów, w efekcie czego te automatycznie wyłączyły się po odnotowaniu wstrząsów. Uniemożliwiło to chłodzenie reaktora, co w konsekwencji doprowadziło do wybuchu wodoru. W przypadku elektrowni Ohio mur miał wtedy tylko 2,6 m wysokości, a obecnie ma 8 m. Co ważne generatory zapasowe zostały przeniesione wyżej, aby uniknąć ich potencjalnego zalania. Ponadto elektrownię wyposażono w system dodatkowych pomp zarówno stałych jak i mobilnych, aby móc zapewnić chłodzenie reaktora na wypadek zniszczenia pomp. Zainwestowano również w dodatkowy generator, aby zapewnić dostawy energii. Co więcej zwiększono pojemność dotychczasowych akumulatorów z 1400 na 2400 Ah. Przypomnijmy, że tuż po awarii w Fukushimie pracownicy nie mogli przywrócić zasilania reaktora. Pracowali w egipskich ciemnościach mając do dyspozycji wyłącznie latarki i podstawowe narzędzia, takie jak śrubokręt czy kombinerki. Dochodziło do sytuacji w których dla wykonania niezbędnych prac pracownicy byli zmuszeni do wyciągania akumulatorów z aut. Nie działała również komunikacja. Aby uniknąć podobnych sytuacji w przyszłości, oprócz zakupu mobilnych generatorów operatorzy Ohio zbudowali dodatkowe, stałe połączenie energetyczne o napięciu 77 kV z miejscowością Obama. Dotychczas elektrownia posiadała cztery połączenia o napięciu 500 kV.
Jak przekonywali nas przedstawiciele KANSAI nawet jeżeli pewne mechanizmy nie zadziałają, to elektrownia posiada odpowiednie systemy, które pozwolą na jej funkcjonowanie. Ponadto wzmocnione zostało bezpieczeństwo przeciwpożarowe i odporność instalacji na ataki terrorystyczne lub tornada. Dodatkowo na Ohio regularnie odbywają się ćwiczenia, na wypadek wystąpienia awarii. Nawet w ubiegłym roku ćwiczono scenariusz, do którego doszło w Fukushimie. Istotne w tej kwestii jest to, że w ćwiczeniach udział brali także przedstawiciele miejscowych władz. To pokazuje, że zarówno spółki energetyczne, jak i politycy zrozumieli konsekwencje tego, co się stało w 2011 roku.
Przyszłość to dziś
Ta świadomość nie tylko pcha Japończyków do tego, aby w jeszcze większym stopniu kłaść nacisk na bezpieczeństwo, ale również do rozwoju sektora jądrowego. Jednym z najlepszych na to przykładów jest leżąca nieopodal miasta Matsue elektrownia Shimane, którą mogliśmy dzisiaj wizytować. Jest to miejsce, które łączy ze sobą przeszłość, teraźniejszość oraz przyszłość. Dlaczego? Do marca 2011 roku pracowały tam dwa reaktory BWR o mocy 460 oraz 820 MW. Równolegle od 2004 roku trwała tam budowa trzeciego reaktora ABWR, o mocy 1 373 MW, która wówczas była ukończona w 93,6 proc. Awaria w Fukushimie była wstrząsem dla całego sektora jądrowego. Wstrzymano pracę wszystkich elektrowni jądrowych, a także budowę nowych bloków. W lipcu 2016 roku japoński Urząd ds. Energii Jądrowej zatwierdził plan rozbiórki bloku nr 1, wykonanego w starej technologii BWR 3. W lutym 2018 roku ten sam urząd zezwolił na ponowne uruchomienie bloku nr 2. Przy czym jeszcze nie dostarcza on energii do sieci. Wznowiono również budowę trzeciego reaktora, który musi zostać dostosowany do nowych wymogów, w zakresie bezpieczeństwa. Warto wspomnieć, że reaktor w elektrowni Shimane 3, to jeden z dwóch obecnie realizowanych w Japonii, nowych projektów jądrowych. Drugi to budowa reaktora nr 1 w elektrowni Ohma, o mocy 1 383 MW. Przy czym, wznowienie prac ma nastąpić w 2020 roku, a ich zakończenie w połowie 2025 roku. W przypadku Shimane prace mają się zakończyć w przeciągu dwóch lat.
O ich postępie mogliśmy się przekonać osobiście. Już teraz są ich widoczne efekty. Podniesiono wysokość muru chroniącego elektrownię przed tsunami do 15 metrów. To o 3,4 m wyżej od fal jakie przed laty uderzyły w Fukushimę. Co ciekawe, inżynierowie przekonują, że tego rodzaju fale mogą przyjść raz na 100 000 lat. Ponadto podobnie jak w przypadku Ohio również w Shimane zabezpieczono m.in. dodatkową obudową pompy wody morskiej, zamontowano instalacje ograniczające ryzyko wybuchu wodoru, wodoszczelne drzwi wokół reaktora oraz zapewniono dodatkowe pompy i zasilanie dla reaktorów. W tym miejscu warto wspomnieć, że do schłodzenia reaktor, przynajmniej ten w Shimane, potrzebuje ok. 94 ton wody na sekundę. Mówimy więc o znaczących ilościach. Energetycy przygotowali się na zagrożenie nie tylko z morza czy powietrza, ale również z lądu. Podobnie jak Ohio tak i bloki w Shimane znajdują się wokół lasu. Zbocza wokół elektrowni zostały pokryte specjalną warstwą betonu, która ma ograniczyć ryzyko pożarów.
Nauczmy się rozmawiać o atomie
Oprócz obserwowania otoczenia instalacji jądrowych mieliśmy możliwość wejścia do samego budynku reaktora i z bliska przyjrzenia się jego obudowie, generatorom pary oraz innym zamontowanym instalacjom, również tym wymaganym przez nowe normy bezpieczeństwa. Nie jest tajemnicą, że dodatkowe wymogi nie tylko wpłynęły na tempo prowadzonych prac, ale również i na koszty. Według przedstawiciela operatora elektrowni wynoszą one łącznie ok. 7,5 mld dolarów, z czego ok. 2,5 mld dolarów to nakłady na dostosowanie instalacji do nowych wymogów. Ma on świadomość, że jest to cena, którą trzeba zapłacić za częściowe odzyskanie zaufania do atomu, po tym co wydarzyło się w 2011 roku. W tym kontekście należy zaznaczyć, że skrupulatność Japończyków jest widoczna nie tylko w sytuacjach dnia codziennego, w restauracji czy w sklepie, ale również w tak istotnych kwestiach jak bezpieczeństwo elektrowni jądrowych, które jest dla nich priorytetem. Nasi rozmówcy otwarcie mówili nam o swoich doświadczeniach, zarówno tych związanych z samą awarią w Fukushimie, jak i tych związanych z wydarzeniami po awarii. Jak podkreślali potrzebne jest odbudowanie zaufania społeczeństwa, które jest podzielone w sprawie dalszej eksploatacji elektrowni jądrowych. Każda z zainteresowanych stron zwraca uwagę na konieczność rozmów z mieszkańcami rejonów, w pobliżu których znajdują się elektrownie i pokazywania innego oblicza atomu, które ukazało się w Fukushimie.
Wydaje się, że od Japończyków powinniśmy uczyć się umiejętności dialogu ze społeczeństwem. Zwłaszcza w kontekście planów budowy elektrowni jądrowej. Mimo, że budowa instalacji cieszy się poparciem większości społeczeństwa, również w gminach, gdzie miałaby ona powstać to jednak ten potencjał nie jest wykorzystywany przez polityków, którzy wstrzymują danie zielonego światła atomowi w Polsce. Temat elektrowni jądrowej jest rozpatrywany najczęściej przez dziennikarzy i ekspertów, w kategoriach zastąpienia starzejących się bloków węglowych i potrzeby transformacji energetyki, tak by stała się ona nisko bądź zero emisyjna.
Brakuje jasnego przekazu do społeczeństwa i edukacji, które pokazałoby poza energetyczne korzyści płynące z posiadania elektrowni atomowych. Co prawda, szacowane koszty jej budowy wynoszą 40-70 mld złotych, ale awans, w postaci trafienia do elitarnej grupy państw mających energetykę jądrową, pozwoliłby nam na rozwój wielu obszarów gospodarki, a tym samym na wzrost jej konkurencyjności i budowanie nowych kompetencji. Mimo, że od czasu Czarnobyla minęło już wiele lat i technologia jądrowa oraz standardy bezpieczeństwa uległy zmianie, to nadal nad faktami i korzyściami dominują emocje.