icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

System e-Niedoręczeń już działa! (felieton)

System działa! Z drobną modyfikacją – miał być systemem e-Doręczeń, jest systemem e-Niedoręczeń, a zamiast funkcji usługowo-komunikacyjnej spełnia funkcję szkoleniową.

Miło patrzeć, jak zasada „Myśl globalnie, działaj lokalnie” (czy też może odwrotnie — nigdy nie pamiętam, jak brzmiało to hasło) funkcjonuje w różnych obszarach. Na przykład w obszarze hartowania społeczeństwa obywatelskiego w obliczu przeciwności losu i uczenia, że rzeczywistość potrafi zaskakiwać. W skali globalnej mamy to oczywiście w przypadku Zielonego Ładu, o który europejskie elity pod wodzą Niemiec intensywnie walczyły, przeprowadzając ambitne (czytaj: rujnujące) projekty. Na koniec, kiedy już wszyscy zapłacili, zbiednieli, przygotowali się do wejścia do nieekonomicznego co prawda, ale upragnionego raju, okazało się, że sprawa jest odwołana. Niemcy doszli do wniosku, że jednak się nie da i kopią odkrywki węglowe, a Donald Tusk w Europarlamencie stwierdził, że się nie da, bo koszt polityczny byłby zbyt wysoki — czyli mógłby wraz z kolegami i koleżankami stracić władzę. Ktoś powie: „Wszystko to było bez sensu”. Nieprawda. Ludzie się zahartowali, są gotowi na kolejne podobne projekty. Zupełnie jak społeczeństwo PRL na kolejny stopień zasilania.

To oczywiście skala globalna, ale szczęśliwie ta metoda jest stosowana także na poziomie kraju, czasami w obszarach mało zauważalnych. Weźmy system e-Doręczeń, który był przygotowywany od kilku lat. Miał, jak to zawsze bywa, „zrewolucjonizować” działania urzędów, a przede wszystkim miał być szybki. A jeszcze bardziej przede wszystkim — obowiązkowy.

System po wdrożeniu okazał się działać faktycznie rewolucyjnie, bo listy cyfrowe potrafią w nim iść przez kilka dni albo — niczym w najgorszych pocztowych tradycjach — ginąć gdzieś w kosmosie. W sumie byliśmy przez lata przyzwyczajani do tego przez Pocztę Polską, ktoś nawet mógłby stwierdzić, że to fatum albo jakaś magiczna zasada nad Wisłą. Zostawiając jednak gusła i zabobony, trudno nie dostrzec w tym całym zamieszaniu pewnego patentu. Oto rozliczne samorządy, a także organizacje pozarządowe, szkoliły się z tego, jak system ma działać, i były straszone, jak źle będzie, jeśli korzystać nie będą — z czegoś, co finalnie nie działa. Szkoła życia! Ludziom trzeba dawać wędkę, a nie rybę. Niech się uczą, że nawet jeśli kupią parasol, to i tak może ich pochlapać przejeżdżający samochód. Żyjemy w niebezpiecznych czasach. Musimy mieć społeczeństwo, które nie da się zaskoczyć.

Nie wszystkim ta szkoła przetrwania się spodobała i zaczęli narzekać: że nie działa, że nie tak miało być, że to niesprawiedliwe. Dostali prostą odpowiedź od rządu, który na wdrażanie e-Doręczeń miał rok: „Wszystko przez PiS”. Czyli, jak mawiano kiedyś na poczcie: „pisz pan na Berdyczów”.

System działa! Z drobną modyfikacją – miał być systemem e-Doręczeń, jest systemem e-Niedoręczeń, a zamiast funkcji usługowo-komunikacyjnej spełnia funkcję szkoleniową.

Miło patrzeć, jak zasada „Myśl globalnie, działaj lokalnie” (czy też może odwrotnie — nigdy nie pamiętam, jak brzmiało to hasło) funkcjonuje w różnych obszarach. Na przykład w obszarze hartowania społeczeństwa obywatelskiego w obliczu przeciwności losu i uczenia, że rzeczywistość potrafi zaskakiwać. W skali globalnej mamy to oczywiście w przypadku Zielonego Ładu, o który europejskie elity pod wodzą Niemiec intensywnie walczyły, przeprowadzając ambitne (czytaj: rujnujące) projekty. Na koniec, kiedy już wszyscy zapłacili, zbiednieli, przygotowali się do wejścia do nieekonomicznego co prawda, ale upragnionego raju, okazało się, że sprawa jest odwołana. Niemcy doszli do wniosku, że jednak się nie da i kopią odkrywki węglowe, a Donald Tusk w Europarlamencie stwierdził, że się nie da, bo koszt polityczny byłby zbyt wysoki — czyli mógłby wraz z kolegami i koleżankami stracić władzę. Ktoś powie: „Wszystko to było bez sensu”. Nieprawda. Ludzie się zahartowali, są gotowi na kolejne podobne projekty. Zupełnie jak społeczeństwo PRL na kolejny stopień zasilania.

To oczywiście skala globalna, ale szczęśliwie ta metoda jest stosowana także na poziomie kraju, czasami w obszarach mało zauważalnych. Weźmy system e-Doręczeń, który był przygotowywany od kilku lat. Miał, jak to zawsze bywa, „zrewolucjonizować” działania urzędów, a przede wszystkim miał być szybki. A jeszcze bardziej przede wszystkim — obowiązkowy.

System po wdrożeniu okazał się działać faktycznie rewolucyjnie, bo listy cyfrowe potrafią w nim iść przez kilka dni albo — niczym w najgorszych pocztowych tradycjach — ginąć gdzieś w kosmosie. W sumie byliśmy przez lata przyzwyczajani do tego przez Pocztę Polską, ktoś nawet mógłby stwierdzić, że to fatum albo jakaś magiczna zasada nad Wisłą. Zostawiając jednak gusła i zabobony, trudno nie dostrzec w tym całym zamieszaniu pewnego patentu. Oto rozliczne samorządy, a także organizacje pozarządowe, szkoliły się z tego, jak system ma działać, i były straszone, jak źle będzie, jeśli korzystać nie będą — z czegoś, co finalnie nie działa. Szkoła życia! Ludziom trzeba dawać wędkę, a nie rybę. Niech się uczą, że nawet jeśli kupią parasol, to i tak może ich pochlapać przejeżdżający samochód. Żyjemy w niebezpiecznych czasach. Musimy mieć społeczeństwo, które nie da się zaskoczyć.

Nie wszystkim ta szkoła przetrwania się spodobała i zaczęli narzekać: że nie działa, że nie tak miało być, że to niesprawiedliwe. Dostali prostą odpowiedź od rządu, który na wdrażanie e-Doręczeń miał rok: „Wszystko przez PiS”. Czyli, jak mawiano kiedyś na poczcie: „pisz pan na Berdyczów”.

Najnowsze artykuły