W 2016 roku dostawy gazu z Rosji przez Ukrainę wzrosły, ale Moskwa podważa zaufanie do tego kraju tranzytowego. Prezes Naftogazu uważa, że tylko wpuszczenie firm zachodnich do akcjonariatu systemu przesyłowego zagwarantuje Ukrainie utrzymanie tego statusu.
– Ostatecznym celem tego procesu (prywatyzacji – przyp. red.) jest zainteresowanie europejskiej spółki zarządzaniem naszym systemem przesyłowym gazu (GTS) – powiedział prezes Naftogazu Andriej Kobolew w rozmowie z Kanałem 5.
– Chcemy ją wpuścić do udziałów aby pomogła nam zapewnić, że tranzyt przez Ukrainę po 2019 roku został utrzymany – przekonywał Ukrainiec, odnosząc się do faktu, że we wspomnianym roku kończy się umowa tranzytowa z rosyjskim Gazpromem.
Zdaniem prezesa Naftogazu, jeżeli projekty Nord Stream 2 i Turkish Stream zostaną zrealizowane, Rosja będzie mogła w 2019 roku porzucić tranzyt przez Ukrainę, co będzie miało istotne skutki dla jej gospodarki, która około 7 procent PKB zawdzięcza opłatom przesyłowym. Zdaniem Kobolewa doprowadziłoby to także do zmniejszenia konkurencji między szlakami dostaw, co przełożyłoby się na wyższe koszty dostaw do Europy, a zatem droższy gaz.
W listopadzie 2016 roku Naftogaz wydzielił spółkę odpowiedzialną za zarządzanie gazociągami – przesyłowymi – Magistralne Gazoprowody Ukrainy (MaGU) do której trafią aktywa związane zp przesyłem, a należące obecnie do Ukrtransgazu. Ta z kolei spółka należy w 100 procentach do Naftogazu i zarządza GTS-em oraz magazynami gazu. W jej gestii pozostanie zarządzanie 12 zbiornikami.