Prezydent Rosji Władimir Putin zakomunikował w czasie wizyty w Ankarze: „Rezygnujemy z budowy South Streamu dopóki Unia Europejska jest przeciwna”. Czy to duża klęska dla Kremla i strata dla Rosji – spytaliśmy eksperta, dra Marcina Tarnawskiego z Instytutu Kościuszki.
– Oczywiście, że w perspektywie wysiłków włożonych w projekt przez ostatnie 7 lat (ogłoszenie miało miejsce w 2007 r.) należy ocenić to jako porażkę Gazpromu, a więc także Putina – ocenia dr Tarnawski. – Poniesione nakłady w wysokości kilku miliardów dolarów są w pewnym sensie nie do odzyskania, chociaż w perspektywie koniecznych do wydania dwudziestu kilku miliardów dol. czy nawet czterdziestu za cały projekt, mógł pojawić się problem z finansowaniem budowy. To może świadczyć o skuteczności sankcji nałożonych na Rosję w związku z kryzysem na Ukrainie.
– Jest jeszcze druga strona medalu – zwraca uwagę nasz rozmówca – projekt był w bardzo zaawansowanej fazie, podpisane zostały umowy z wszystkimi państwami tranzytowymi, rozpoczęte zostały prace po stronie rosyjskiej. To wszystko może wskazywać na zagranie va bank Rosji, która stara się przestraszyć potencjalnych odbiorców gazu z South Stream. Bułgaria, Węgry, Serbia, Słowenia i Austria mogą czuć pewne zagrożenie w zakresie bezpieczeństwa dostaw gazu i próbować naciskać Komisję Europejską, aby ta nie stawiała przeszkód. Wiele będzie zależało od determinacji władz Unii w zakresie postępowań w sprawie gazociągu, bo prace zostały wstrzymane w Bułgarii w związku z możliwym naruszeniem regulacji europejskich. Jeśli jednak decyzja o końcu projektu South Stream jest ostateczna – ocenia ekspert – to pozostaje nadal problem dostaw gazu do państw Europy południowo-wschodniej. Otwarta pozostaje kwestia budowy Nabucco, ewentualna. budowa terminali LNG w tej części Europy, czy też realizacja propozycji Izraela budowy rury do Europy (współpraca Izraela, Cypru i Grecji)
Putin zapowiedział też, że oferuje inne rozwiązanie, aby dostarczać rosyjski gaz do Europy. Chodzi o nowy gazociąg do Turcji oraz węzeł na granicy turecko-greckiej przez który rosyjski gaz będzie dostarczany do Europy. Czy to rozwiązanie zastąpi South Stream?
– Na dzień dzisiejszy budowa hubu gazowego na granicy turecko-greckiej jest pomysłem dość abstrakcyjnym – odpowiada Marcin Tarnawski – Wprawdzie Rosjanie zobowiązali się dostarczać do Turcji większe ilości gazu (z 13,5 mld m. sześc. w zeszłym roku, import gazu przez Turcję ma się zwiększyć o ok. 3 mld m. sześc.), jednak wystarczy to tylko do zaspokojenia większego popytu na paliwo w samej Turcji (w 2004 roku Turcja konsumowała 22 mld m.sześc. gazu, w 2013 r. – 45 mld m. sześc.). Ponadto możliwości przesyłowe Blue Stream, który prowadzi dnem Morza Czarnego są wykorzystane praktycznie maksymalnie (16 mld m. sześc. rocznie). Drugą trasą, którą gaz z Rosji biegnie do Turcji, jest gazociąg przez Ukrainę, Mołdowę i Bułgarię. Wątpliwe, żeby tą trasą dało się transportować na tyle dużo gazu, żeby na granicy turecko-greckiej powstały jakieś nadwyżki. Przecież już obecnie władze Turcji skarżyły się na zmniejszony przepływ gazu trasą kontynentalną przez Bałkany.