Turcja musi zmniejszyć zależność od rosyjskiego gazu

20 października 2015, 16:47 Energetyka

Turcja jest uzależniona od rosyjskiego gazu ziemnego, który zapewnia  54,76 proc. zapotrzebowania tureckiego rynku i ze wszystkich krajów świata najbardziej do dzisiejszej Turcji odnosi się pewien cytat z Churchilla mówiący o znaczeniu paliwa dla bezpieczeństwa narodowego – pisze Rüçhan Kaya z dziennika Hurriyet.

Tranzyt gazu przez Grecję - projekty. Grafika: Breugel.

W trudnych dniach zimowych Turcja od czasu do czasu cierpi na niedobór gazu na rynku ze względu na bardzo duży popyt w gospodarstwach domowych. Jak dotychczas Turcja radziła sobie z tym problemem ograniczając zimą dostawy dla przemysłu, magazynując gaz w niewielkich zbiornikach oraz zamawiając u eksporterów dodatkowe dostawy surowca. Wprawdzie jest mało prawdopodobne, by Turcja miała problemy z dostawami gazu, ponieważ z eksporterami ma długoterminowe umowy, ale każde zdarzenie na arenie międzynarodowej prowadzące do zakłóceń dostaw może spowodować poważne problemy dla tego kraju. W 2009 r doszło do przerwy w dostawach z powodu konfliktu między Rosją i Ukrainą, co w efekcie spowodowało, że Rosja zamierzała zrealizować omijający Ukrainę gazociąg  South Stream, a obecnie myśli o projekcie Turkish Stream.

Jednakże ostatni wzrost napięcia w stosunkach z Rosją nie tylko zagraża projektowi Turkish Stream, ale także stawia pod znakiem zapytania nieprzerwane dostawy w okresach zwiększonego zapotrzebowania na gaz w zimie.

– Ponieważ nie ma obecnie możliwości szybkiego rekompensowania przerw w rosyjskich dostawach gazu, Turcja powinna podjąć kroki zmniejszające ryzyko zagrożenia bezpieczeństwa dostaw energii. W tym celu rząd turecki powinien dążyć do dywersyfikacji dostaw gazu zamiast zwiększać uzależnienie od jednego państwowego eksportera. Istnieje kilka sposobów takiego zdywersyfikowania importu i zmniejszenia zależności od rosyjskiego gazu: zwiększenie importu od alternatywnych dostawców przez budowę dodatkowych gazociągów i terminali LNG, zwiększenie udziału źródeł odnawialnych w produkcji energii elektrycznej, wreszcie inwestycje w efektywność energetyczną – pisze publicysta gazety.

Są to wszystko rozwiązania długoterminowe i  nie chronią doraźnie przed zagrożeniami  bezpieczeństwa energetycznego, jednak Turcja już zajęła się kwestią dywersyfikacji dostawców. Na przykład, Gazociąg Transanatolijski (TANAP) będzie dostarczać gaz kaspijski do Turcji oraz na rynki Europy Południowej od 2019 r. Do Turcji popłynie sześć mld m3 gazu rocznie. Jednak rosyjska alternatywa przesyłowa to znacznie więcej, bo 27 mld m3. Inny  długoterminowy projekt alternatywny to transport gazociągiem surowca turkmeńskiego przez północny Irak i wschodnią część Morza Śródziemnego do Turcji. Kolejne rozwiązanie to budowa nowych, dodatkowych terminali LNG. Obecnie, Turcja ma tylko dwa terminale LNG, brak jest rozwiązań importowych, wyładunkowych, regazyfikacji, brak infrastruktury przesyłowej, aby importować LNG w miesiącach zwiększonego  popytu.

– Wspomniane rozwiązania mogą mieć sens tylko wtedy, gdy Turcja zliberalizuje swój  wewnętrzny rynek gazu. Bez liberalizacji importu gazu  (obecnie tylko ok. 20 proc. surowca importuje sektor prywatny) i podziału państwowego koncernu BOTAS, budowa i eksploatacja nowych terminali LNG nie będzie opłacalna dla firm prywatnych i w Turcji będą nadal występować niedobory gazu oraz przypadki zahamowania na rynku – podkreśla autor komentarza.

Rosja zapowiadała, że dostawy gazu przez Turkish Stream rozpoczną się pod koniec 2017 r., ale biorąc pod uwagę aktualne napięcia między dwoma państwami, to może nie być realne.

– Niezależnie od losów Turkish Stream, Turcja powinna zacząć oceniać, jak może zmniejszyć zależność od Rosji, zamiast propozycji, aby dostawać więcej gazu przez Blue Stream co miałoby zastąpić realizację importu przez Turkish Stream. Dywersyfikacja źródeł energii od czasów Churchilla została uznana za ważny element polityki energetycznej państw importerów i jest uważana za najbardziej znaną zasadę bezpieczeństwa energetycznego – kwituje Kaya.