Prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin i prezydent Republiki Turcji dokonają dziś uroczystej inauguracji komercyjnej pracy gazociągu TurkStream. Gazociągu, który miał stać się południową szczęką Gazpromu, odgryzającą Ukrainę od roli państwa tranzytowego. W rzeczywistości, w wyniku różnych splotów wydarzeń, już nie południowa szczęka, w większości straciła swe ostre kły, dając Europie Środkowej i Wschodniej kilka lat wytchnienia od szantaży energetycznych – pisze Mariusz Marszałkowski, redaktor BiznesAlert.pl.
Flankowanie Ukrainy od południa
– Z początkiem stycznia 2020 roku rosyjski gaz, docierający do Bułgarii, pochodzi wyłącznie z gazociągu TurkStream – ogłosił prezes bułgarskiego operatora gazowego Bułgaltransgaz Władimir Malinow.
Dotychczas 85 procent bułgarskich dostaw gazu odbywała się szlakiem biegnącym przez Ukrainę, Mołdawię oraz Rumunię. Z dniem 1 stycznia 2020 roku została dokonana zmiana punktu granicznego odbioru gazu z granicznego rumuńskiego miasta Negru Woda, na punkt Malcodar-Strandża zlokalizowany na granicy z Turcją. Oznacza to całkowite zaprzestanie użytkowania Gazociągu Transbałkańskiego jako magistrali dostaw gazu do Bułgarii i Turcji. Malinow zaznacza, że w związku ze zmianą kierunku dostaw gazu do Bułgarii, odbiorcy detaliczni mogą liczyć na co najmniej pięć procent obniżki rachunków za gaz.
Historia Turkish Stream
Historia TurkStream zaczęła się od fiaska projektu South Stream w grudniu 2014 roku. „Południowy Potok” miał być analogicznym do bałtyckiego „Północnego Potoku” (ang. Nord Stream), gazowym projektem infrastrukturalnym pozwalającym uniezależnić się Rosji od środkowo-europejskich państw tranzytowych. W założeniu, SouthStream miał składać się z czterech podmorskich nitek, każda o przepustowości 15,75 mld m sześc. gazu rocznie. Łącznie miało to zapewnić 63 mld m sześc. Swój bieg miał zaczynać w rosyjskim mieście Anapa, położonym nad Morzem Czarnym, a kończyć w bułgarskim Galata, nieopodal Warny.
Po zarzutach Komisji Europejskiej, dotyczących niezgodności planowanego projektu z zapisami trzeciego paktu energetycznego, w czerwcu 2014 roku Bułgaria wstrzymała ze swojej strony prace przy SouthStream, a 1 grudnia 2014 roku prezydent Władimir Putin ogłosił, że Rosja nie będzie realizowała dalej tej gazowej megainwestycji, w zamian proponując Turcji udział w zastępczym projekcie nazwanym TurkStream (zwanym w mediach Turkish Stream – przyp. red.).
Projekt ten składa się z dwóch nitek po 15,75 mld m sześc. gazu rocznie. Jego bieg zaczyna się w mieście Anapa, tak samo jak „Południowego Potoku”, a kończy w tureckim Kıyıköy. Jedna z nitek przeznaczona została na dostawy gazu na rynek turecki, druga natomiast na rynki państw bałkańskich.
Jego realizacja odwlekła się w czasie ze względu na kryzys w relacjach rosyjsko-tureckich po zestrzeleniu w 2015 roku rosyjskiego bombowca Su-24 nad terytorium Syrii. Po wznowieniu relacji między oboma państwami, w październiku 2016 roku doszło do podpisania umowy o budowie gazociągu. Sama zaś budowa ruszyła w maju 2017 roku. Realizowała ją szwajcarska firma Allseas przy użyciu swoich trzech statków – Pioneering Spirit, Solitaire oraz Audacia. To samo konsorcjum jednocześnie pracowało przy budowie Nord Stream 2.
Ostatecznie budowa obu nitek zakończyła się w listopadzie 2019 roku, po czym nastąpiło napełnianie rur gazem ziemnym.
TurkStream jako uzupełnienie Nord Stream 2
TurkStream, tak jak i Nord Stream 2, to projekt, który według rosyjskich założeń miał pozbawić Ukrainę roli państwa tranzytowego. Realizacja obu inwestycji została zaplanowana na koniec 2019 roku. Udało się to połowicznie, bo o ile z ułożeniem TurkStream nie było większych kłopotów, o tyle na końcówce budowy Nord Stream 2 pojawił się kłopot tymczasowo nie do przejścia dla Gazpromu, czyli sankcje amerykańskie, które doprowadziły do zejścia z budowy głównego wykonawcy – firmy Allseas.
Amerykańskie sankcje dotyczą również Tureckiego Potoku, jednak w rzeczywistości zostały wprowadzone na tyle późno, że nie odegrały żadnej roli podczas jego budowy.
Trudno na razie wyrokować, czy otwarcie nowej trasy przesyłu gazu w znaczny sposób przyczyniło się do ograniczenia roli Ukrainy jako państwa tranzytowego, co było głównym celem tej inwestycji.
Co prawda w systemie przesyłowym Ukrainy w pierwszych dniach 2020 roku zostały odnotowane spadki przepływu gazu, z grudniowej średniej na poziomie 260 mln m sześc. gazu dziennie do wolumenów nieprzekraczających 50 mln m sześc. gazu na dobę. Liczby te jednak nie odzwierciedlają rzeczywistej sytuacji.
Co interesujące, największa redukcja, względem grudniowego przepływu gazu, została odnotowana na granicy ze Słowacją (88 procentowy spadek przesyłu), Rumunią (84 procent) oraz Węgrami (73 procent). Najmniejszy spadek przesyłu nastąpił na granicy z Polską (12 procent) oraz Mołdawią (7 procent) a więc na trasach, na które poza Rumunią, TurkStream praktycznie nie ma wpływu.
Głównych przyczyn spadków należy raczej szukać w niepewności kontrahentów Gazpromu, co do przyszłości umowy tranzytowej z Ukrainą, którzy jeszcze w trakcie obowiązywania wcześniejszej umowy Naftogazu z Gazpromem chcieli zapewnić sobie bezpieczeństwo w postaci zmagazynowanego gazu na zimę. Również sama zima 2019/2020 jest rekordowo ciepła względem lat poprzednich (które do mroźnych również nie należały), przez co nie generuje się znacznego popytu na większe wolumeny błękitnego surowca. Trend ten też widać w cenie gazu na europejskich giełdach. Ograniczenia w wolumenie mają więc prawdopodobnie charakter sezonowy i mogą zostać szybko skompensowane w dalszej części roku.
Mimo takiej sytuacji, dla samej Ukrainy nie ma to jednak na chwilę obecną większego znaczenia. Zgodnie z formułą ship or pay, która znalazła się w nowym kontrakcie tranzytowym, obowiązującym od 1 stycznia 2020 roku, Gazprom zobligowany jest do przesyłu 65 mld m sześc. gazu rocznie, co daje ok. 182 mln m sześc. gazu dziennie.
Turkish Stream nie na 100 procent
Wyzwaniem dla pełnego wykorzystania możliwości TurkStreamu jest również brak dedykowanej infrastruktury przesyłowej, która w wyniku opóźnienia budowy gazowego odcinka z Bułgarii do Serbii, nie pozwala na dostarczanie surowca z czarnomorskiej magistrali dalej na południe w kierunku samej Serbii, Węgier i Austrii. Sytuacja zmieni się dopiero po pełnym skompletowaniu brakujących odcinków o przepustowości do 8 mld m sześc rocznie, co ma nastąpić do końca 2020 roku.
Obecnie gaz z Turcji przesyłany jest do Bułgarii infrastrukturą służącą do transportu gazu płynącego dotychczas z drugiej strony za pomocą rewersu. Dalej, istniejącą infrastrukturą, transportowany jest do Grecji oraz Macedonii Północnej.
Znaczenie TurkStreamu jako broni politycznej przeciwko Ukrainie zmalało w momencie braku skompletowania Nord Stream 2. Bez brakujących 55 mld m sześc. przepustowości, które zapewnić miał bałtycki gazociąg, TurkStream zdołał tylko nieco wzmocnić pozycję Gazpromu w negocjacjach gazowych z Naftogazem. Pozycja Ukrainy, jako państwa tranzytowego wydaje się niezachwiana, co uwidacznia porażkę rosyjskiego planowania strategicznego oraz siłę oporu państw Europy Środkowo-Wschodniej przy istotnym udziale Stanów Zjednoczonych.